Cały dom został otoczony przez obce wampiry. Żadna żywa istota nie mogła dostać się do środka ani - tym bardziej - wyjść na zewnątrz. Słońce chyliło się już ku horyzontowi i zaczęło się ściemniać. Dzień dobiegał końca, a siódemka Cullenów w ogóle nie zdawała sobie z tego sprawy. Powoli, z gorzkim upływem czasu, każdy z domowników wybudzał się, odzyskując władzę nad swoim ciałem i umysłem. Alice jeszcze nigdy w swoim długim nieśmiertelnym życiu nie przeżyła czegoś podobnego. Nie pamiętała czy będąc człowiekiem kiedykolwiek zemdlała, ale była pewna, że to co się stało można było zaliczyć do pewnego rodzaju omdlenia. Było to na równi przerażające i ciekawe - znów móc śnić. Na początku poczuła jak jej mięśnie wiotczeją i miękną. Potem jej ciało zrobiło sie zbyt ciężkie by móc je utrzymywać i ustać na nogach. Pomimo otwartych oczu nie widziała zupełnie nic. Pamiętała tylko różnej wielkości czarne plamy majaczące jej przed oczami. Automatycznie próbowała zamrugać, by choć częściowo odzyskać normalny wzrok, ale za którymś mrugnięciem po prostu nie otworzyła oczu. Podczas tego odpłynięcia przeżyła coś w rodzaju krótkiej serii niepołączonych ze sobą snów lub kilku bardzo niewyraźnych wizji. Były podobne do tych, które nawiedzają ją codziennie, ale w przeciwieństwie do nich - widziała tylko przeszłość. Jeszcze raz przeżyła te chwile, które zapamiętała najmocniej - pobudkę w ciemnym pokoju z kratami w oknach; pierwsze polowanie; wyczekiwane spotkanie z Jasperem.
Kiedy ponownie otworzyła oczy, nagle w sekundę z południa zrobił się zmierzch. Przeszywało ją dziwne poczucie winy - przecież powinna była przewidzieć to co się wydarzyło. Jednak z jakiegoś niewyjaśnionego powodu nic nie zobaczyła.
Chwilę później dotarło do niej, iż nadal nie pojawiają się żadne nowe wizje, nawet te najbanalniejsze i najczęstsze.
Kiedy minęło kilka długich sekund zdała sobie sprawę, że leży na podłodze w salonie, a obok niej spoczywają pozostali. Miała okropne wrażenie, że salon się obraca i przez to - choć to było przecież niemożliwe - robiło jej się niedobrze.
Potrząsnęła leżącym obok niej Jasperem, a ten natychmiast otworzył swoje duże, zaspane oczy. Zduszony okrzyk, który z siebie wydał, skutecznie obudził pozostałych. Alice bardzo powoli rozejrzała się po salonie kalkulując wszystko w swojej głowie. Coś mówiło jej, że mieli się tamtego dnia przeprowadzić, bo walizki leżały na stosie w kącie pokoju. Kiedy tak powoli obracała głową uświadomiła sobie coś jeszcze, ale nie miała na tyle siły, by móc wydobyć z siebie choć troche energii i oznajmić pozostałym swoje odkrycie.
Nagle, jakby wcześniej wstrzymywała powietrze, dotarły do niej wszystkie zapachy z całego domu i ze zdziwienia otworzyła szeroko oczy. Cały budynek był przesiąknięty wonią kilku innych, obcych nieśmiertelnych. Przez to, że tak wolno wszystko rejestrowała, czuła się jak szmaciana lalka, która może tylko oglądać świat, bez żadnej prawdziwej ingerencji w niego.
W tej samej chwili usłyszała bardzo ciche skrzypnięcie i ze schodów zszedł wysoki wampir w długim, niebieskim płaszczu, z rękami zbliżonymi do swojego czoła. Miał krótko obcięte, czarne włosy i złośliwy uśmiech na ustach. Zatrzymał się na ostatnim stopniu i spojrzał z góry na Cullenów, odrywając w końcu swoje członki od skroni.
-Który z was to Carlisle? - zapytał nadzywyczaj wysokim głosem. Emmett miał na takich mężczyzn charakterystyczne, prześmiewcze określenie: "Pan Piszczałka". Alice nadal nie miała na tyle siły by się odezwać, ale najstarszy z rodziny najwyraźniej czuł się o wiele lepiej od niej. Podniósł się na łokciach i odważnie spojrzał prosto na czarnowłosego wampira.
-To ja - oznajmił. - Ale co to wszystko ma znaczyć? Kim jesteś?
Wampir pokiwał głową w zamyśleniu jakby w ogóle nie usłyszał jego pytań i wygładził rękawy swojej szaty.
-Mam na imię Patrick - oznajmił - i pierwszą zasadą, obowiązującą od tej chwili aż do odwołania będzie: nie odzywać się bez pytania.
Obok niego pojawiło się kilkoro innych wampirów w podobnych, ale zielonych szatach, prawdopodobnie zwabionych pobudką Cullenów.
-Wiem, że jesteście teraz trochę skołowani - kontynuował czarnowłosy przenosząc wzrok kolejno na każdego Cullena. - Sprawcą waszej chwilowej...nieobecności był pewien potężny wampir, który z pewnością opuścił już granice kraju i dlatego odzyskaliście świadomość.
Przeciągał końcówki wyrazów z obcym, wschodnim akcentem. Widać było, że angielski zna bardzo dobrze, ale każde jego słowo wydawało się być bardzo dobrze i skrupulatnie przemyślane.
-Przez kilka najbliższych dni będziemy tu mieć tu pewnego rodzaju kwarantannę. Nikomu z was nie wolno opuszczać tego budynku bez naszej zgody. Przez te wyjątkowe okoliczności musimy też ograniczyć wam wasze nadprzyrodzone zdolności, czym zająłem się osobiście.
Alice słuchała go, ale słowa docierały do niej z pewnym opóźnieniem. Starała się zebrać w sobie wszystkie siły.
-Gdzie jest Margarita? - zapytała cicho, głosem o kilka tonów wyższym niż zwykle. - I Mahori?
Esme sapnęła głośno, jakby dopiero teraz zauważyła brak tej dwójki. Emmett obrócił szyją by spojrzeć na wszystkich i odnaleźć zagubionych, a zrobił to tak szybko, że Alice przez chwilę wydawało się, iż niechcący się zrani.
Patrick splótł swoje długie, kościste palce i skierował na nią czerwone tęczówki.
-Muszę ci przypominać jak brzmiała zasada numer jeden? - zasyczał.
-Odpowiedz na pytanie - warknął do niego Jasper próbując się podnieść, ale bezskutecznie. Alice położyła mu dłoń na ramieniu, chcąc trochę go uspokoić. Cieszyła się, że tak ją broni, ale w ich sytuacji nie było to najlepszą strategią.
Patrick najwyraźniej nie przejął się blondynem, gdyż w spokoju przyglądał się swoim paznokciom.
-Radzę uzbroić się w cierpliwość - powiedział wymuszonym, spokojnym głosem. Kątem oka zerknął na obserwujące go, okryte zielonymi płaszczami wampiry. - Zmieniajcie warty co jakiś czas - zwrócił się do nich. - Ale nie ważcie się zostawić ich samych sobie.
Znów wygładził swoją szatę i powoli skierował się w stronę schodów. Alice wodząc za nim wzrokiem, postanowiła sobie w duchu, że znajdzie rozwiązanie. Z każdej sytuacji jest przecież jakieś wyjście. Gdziekolwiek zabrali Ritę i Mahori'ego, ich zapachy jeszcze przez kilka godzin powinny unosić się w powietrzu. Z drugiej, mniej optymistycznej strony - tak mocno osłabieni nie dadzą rady tej przedziwnej, wrogiej grupce nieśmiertelnych, nieważne czy mają nad nimi przewagę, czy nie.
Podpierając się rękoma Alice spróbowała wstać, ale gdy tylko jej się to udało, opadła na kanapę. Jeden ze strażników stojący przy drzwiach wejściowych zachichotał cicho, ale drugi dźgnął go w żebra łokciem by go uspokoić. Edward posłał mu wrogie spojrzenie, ale to przeciwnie, rozbawiło go jeszcze bardziej.
W pozycji siedzącej każdy z Cullenów przynajmniej wyglądał normalniej. Tak przedziwnej sytuacji nie spodziewał się żaden z nich i Alice poważnie rozmyślała nad tym czy czasem ciągle nie jest pogrążona w transie.
Oto i oni - rodzina dziewięciorga potężnych wampirów - wegetarianów. I w ciągu zaledwie jednej chwili dwoje z nich zostało porwanych, pozostałą siódemkę uwięziono w ich własnym domu, a w dodatku wyjątkowo utalentowaną trójkę pozbawiono mocy, co równocześnie zbliżyło ich szanse ucieczki do zera.
Końcówka wyszła jak jakiś melodramat ;D
OdpowiedzUsuńciekawi mnie co się stało z Margaritą i Mahorim..
Te wampiry wyglądają dziwnie,
pewnie to jakaś rodzina królewska, czy co.
Czekam z niecierpliwością na nn
do napisania
Kisielek ;D
Kochana, przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale z przyczyn technicznych było to niemożliwe- choroba od soboty... Do tego dochodzi internet... W każdym razie komentuję teraz ;)
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam dwie ostatnie notki, to nie mogłam wyjść ze zdumienia ;) Szybka akcja, Wampiry nie wiadomo skąd, Mahori i Rita nie wiadomo gdzie, a w dodatku Cullenowie uwięzieni we własnym domu i bez swoich darów... Matko, co się tutaj dzieje?! Kim są te wampiry i czego chcą od naszej rodzinki, ja się pytam? Coś mi się wydaje, że to może mieć związek z przeszłością rodzeństwa...
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam,
Olka
PS. Mam też nadzieję, że w niedługim czasie powstanie u mnie nowy rozdział;)
Rozdział pochłonęłam w kilka chwili. Normalnie zaczynam się radować za każdym razem, kiedy widzę informacje o nowej notce. Opowiadanie nabiera tempa i jest coraz bardziej wciągające, czego przykładem jest ten rozdział.
OdpowiedzUsuńPerspektywa Alice znakomita, chociaż i tak czekam na powrót do narracji Margarity, bo wtedy nareszcie mogą pojawić się jakieś wyjaśnienia. Kim są te wampiry i co takiego planują? Na razie możemy się tego jedynie domyślać. Oczywiste jest jedynie, że mają potężne dary, co jak na razie odczuli Cullenowie. Świetny opis tego, jak zareagowali na te zdolności, poza tym sama koncepcja bycia uwięzionym we własnym domu... Ach, po prostu znakomite - nic dodać, nic ująć.
Masz rację, ostatnio mam długie przerwy na ULS, ale rozdział na tydzień to i tak dużo. Kiedyś pisałam tam raz na miesiąc. Ostatnio nie mam czasu zbyt wiele posiedzieć przy pisaniu - ewentualnie na moje opowiadanie o Zagubionych w czasie albo właśnie kończę coś na Cienie Przeszłości - ale postaram się szybko dodać coś nowego na trzeciego bloga. To miłe, że się o to troszczysz; mogę zapewnić, że nie zamierzam niczego zawiesić, bo to nie w moim stylu =)
Życzę weny,
Nessa.
przeczta ktoś mojego bloga:( http://swanowie.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuń