Rozdział 44

Ten rozdział jest dłuższy niż zwykle, ale chciałam wszystko poukładać. Zwłaszcza teraz, gdy po tym odcinku całość będzie się znów mieszać.  
Chcę także zapewnić was, że odcinki będą się pojawiać mniej więcej raz na tydzień, ale na pewno będą. Przepraszam za tę przerwę od stycznia ale, ku mojemu rozczarowaniu, wydarzyło się kilka mniej i bardziej przyjemnych rzeczy. 
______________________
Marina and The Diamonds - Buy The Stars (puszczajcie od nowa, jeśli się skończy) 

Klatka schodowa kamienicy była w całości wyłożona szarymi płytkami. Stopnie zakurzone i zimne, a jedyne oświetlenie dawały promienie słoneczne wpadające tam przez otwarte drzwi. Madryt budził się do życia, a słońce było już ostre i niebezpieczne dla wampirów. Na szczęście mieszkanie Simona znajdowało się daleko na południu miasta, przy terenach leśnych.
Biegli przez chwilę, aby zagłębić się w gęstwinę. Margarita poczuła ulgę, gdy zakryła ciało przed słońcem. Ray złapał ją za rękę i zwolnili, by kilka sekund później iść obok siebie marszem.
Nie odzywali się w ogóle, ale oboje wiedzieli, że mieli między sobą kilka rzeczy do wyjaśnienia. Margarita zerknęła przez ramię na Raya, a potem na ich splecione ręce. Nigdy nie lubiła się nad sobą rozklejać, ale ostatnie dwadzieścia cztery godziny to nie był dla niej najlepszy czas. Było jej wstyd, że nie zapanowała nad swoim darem i dała się tak łatwo rozzłościć. Miała do siebie za złe to, co teraz dzieje się na zamku. Piekło ją sumienie, gdy myślała o Mahorim i Cullenach, czuła się winna jak jeszcze nigdy. Nienawidziła siebie w takich momentach i ten fakt boleśnie przypominał jej, że jednak jest córką swojego ojca.
-Zatrzymajmy się – powiedział Ray. - Nie ma sensu iść dalej, nie oddalajmy się zbytnio.
-W porządku – mruknęła. Rozejrzała się i obadała wzrokiem skrawek lasu. Mech i niskie krzewy pokrywała rosa, a liściaste drzewa broniły ich przed słońcem. Ray przeszedł kilka kroków dalej i usiadł pod jednym z grubych konarów i gestem ręki wskazał jej miejsce obok siebie. Margarita uśmiechnęła się z całych sił, ale jego uśmiech dodał jej jeszcze więcej zmartwień. Miała wrażenie, że los robi sobie z niej żarty. Dlaczego ktoś zesłał jej Raya akurat w tym momencie jej życia, teraz, gdy sama nie wiedziała jeszcze, czy wszystko będzie dobrze? Brunet był dla niej idealny pod każdym względem i nie mogła uwierzyć w to, że on może do niej coś czuć. Pamiętała, co powiedziała jej Persifa w dniu, w którym dodali ją do ich grupy. Ostrzegła ją, że intencje Raya są bardzo śmiałe i kazała jej pamiętać, do czego mogę zniżyć się wampiry, walcząc o uwagę Draculi. Margarita wielokrotnie widziała, jaki wpływ ma jej ojciec na innych. Swoim urokiem oczarowuje ich z taką łatwością; hipnotyzuje ich swoją władzą i wiecznością.
Jednak teraz Margarita nie mogła o tym myśleć, nie chciała. Ray uratował jej życie, gdy jeszcze nie była wampirem i zawsze będzie o tym pamiętać. Nie zrobił tego by zaimponować Draculi, na pewno nie. Czuła, że robił to tylko dla niej, widziała strach w jego oczach. Tych czerwonych i błyszczących, które teraz uważnie jej się przyglądały.
-Wróć do mnie – roześmiał się Ray.
-Wracam – zaśmiała się delikatnie i przysiadła obok niego, opierając się o chropowatą korę drzewa. Czuła bijące od Raya ciepło i na chwilę zapomniała o prześladujących ją myślach. - Byłam w domu.
Brunet przesunął się delikatnie, by mieć ją przed sobą. Dokładnie tak jak sprzed kilku dni, w hotelu, gdy czekali na Edwarda.
-Musimy porozmawiać – powiedział, odgarnął loki, które spadały mu na czoło i spojrzał na Margaritę. Ta poprawiła się nieznacznie i odwzajemiła jego spojrzenie.
-Tak – zgodziła się – to chyba dobra okazja, mamy trochę czasu zanim chłopcy wrócą z Clarissą.
-To co na początek? - zapytał Ray, czując, że nie potrafi zacząć tej rozmowy. Nie krępowała go sama obecność Margarity, czuł się przy niej swobodnie. Był szczęśliwy i w tamtej chwili nie martwił się o siebie.
Rita w pewnych sytuacjach miała zwyczaj przybierania maski. Musiał się wtedy wysilić, żeby odwrócić jej uwagę od problemów. Ich obecna sytuacja mu tego nie ułatwiała. Był zdenerwowany na cały świat za to, że tak skutecznie nie pozwala mu się do niej zbliżyć. Zanim Dracula wysłał ich na misję, chciał zrobić jeszcze tyle rzeczy – wyobrażał sobie, że kiedyś zagada do Margarity i zaproponuje jej spacer. Miał nadzieję, że się zgodzi i, że po pewnym czasie, wymykaliby się tak co noc. Polowaliby i zwiedzali miasta, a ona powoli by się w nim zakochała. Od czasu wyjazdu z Ameryki - po tym, jak uratował rodzeństwo przed wampirami Draculi – nie mógł przestać o niej myśleć.
Rzeczywistość była trochę inna – choć nie gorsza pod pewnymi względami. Do tej pory udało mu się wyznać, to co do niej czuje prawie w całości i skraść jej kilka pocałunków. To były zarazem najlepsze i najbardziej przerażające chwile jego życia.
-Mógłbyś opowiedzieć mi trochę o sobie – powiedziała nieśmiało.
-Och. - Ray był lekko zaskoczony. - Oczywiście, od czego zacząć?
-Od początku. - Margarita podwinęła kolana pod brodę i otoczyła je rękoma. Ray uśmiechnął się do niej i wziął głęboki, niepotrzebny oddech.
-Urodziłem się w Lyon, we Francji... - zaczął.
-Jesteś francuzem? - przerwała mu Margarita. Zdumiona uniosła wysoko brwi. - I mówisz mi to dopiero teraz?
Ray wybuchnął śmiechem.
-Nie spodziewałem się, że tak cię to ciekawi – odpowiedział, po czym kontynuował – mieszkałem w małej kamienicy, razem z moją matką i siostrą. Ojca nigdy nie było w domu, był żołnierzem.
-Pamiętasz go?
-Przez mgłę. - Ray skrzywił się lekko. - Zresztą jak wszystko przed przemianą. A więc... gdy miałem piętnaście lat, dostaliśmy list, zawiadamiający nas o śmierci ojca. Pierwsze dni były naprawdę trudne, mama całkiem się załamała, nie chciała chodzić do pracy. Ja nie byłem jeszcze pełnoletni, ale moja siostra nam pomagała.
-Jak dostałeś się do Hiszpanii? - zapytała Margarita, gdy Ray zamilkł na chwilę. Wyciągnęła rękę i złapała jego dłoń, dziękując Bogu, że nie może się zaczerwienić.
-Nie planowałem tego – zaśmiał się, zaciskając lekko jej dłoń. - Kilka lat później wyszedłem z domu, nawet nie wiem po co. A potem... po prostu bolało. Parę dni później dowiedziałem się, że jestem wampirem. Byłem przerażony! - roześmiał się ponownie, ale oczy miał smutne. - Przemienił mnie Simon...
-Ten Simon? Ten, u którego się zatrzymaliśmy?
-Ten sam. - Ray kiwnął głową. - Był tam razem z Jasonem i Patrickiem, oprócz Clarissy, którą przemienili dopiero potem. Wyjaśnili mi, że przyłapałem ich, gdy się żywili. Dracula wysłał ich na jakąś misję do Francji, mieli wyłapać parę ludzi, którzy mieli potencjał. Wiesz, jaki dar ma Patrick?
-To on sprawił, że Cullenowie zasłabli, gdy straż przybyła po mnie i po Mahori'ego – przypomniała sobie. Ten złośliwy wampir naprawdę dał jej wtedy w kość. Nie lubiła go od samego początku, nie znosiła jego towarzystwa. Pysznił się swoją rangą, nie widząc nikogo poza sobą. Miał kruczoczarne, krótkie włosy i spiczaste, elfie uszy.
-Tak – zgodził się Ray. - A Jason?
Margarita wzruszyła ramionami. Jasona widziała poza tamtym dniem tylko kilka razy, pierwszy raz, gdy podał Otisowi fiolki przywracające pamięć. Był średniego wzrostu blondynem, o sympatycznej twarzy.
-Widzi w ludziach potencjał – wyjaśnił Ray. - I podobno zobaczył go też u mnie.
-Ale twój dar ujawnił się dopiero niedawno! - zaprotestowała.
-No właśnie – przyznał Ray. - Dlatego Dracula nie ucieszył się, że sprowadzili mnie do zamku. Byłem dla niego bezużyteczny. Dopiero po pewnym czasie, gdy dołączyła do nas Clarissa, Dracula przedstawił nam nasze zadanie.
-I tak po prostu się na to zgodziłeś? - zapytała Margarita. - Dlaczego zostałeś w zamku?
-Nie miałem za bardzo wyboru – oznajmił – zaprzyjaźniłem się z Simonem, wyjaśnił mi, co się stało. Nie poradziłbym sobie bez niego. Poza tym, życie w pałacu miało także swoje plusy.
-Między innymi?
-Odwracało uwagę. Po mojej przemianie nigdy nie wróciłem do Francji, nie mogłem. Nie miałem siły, żeby wyobrażać sobie, co działo się z moją matką i siostrą po moim zniknięciu. Zostałem przemieniony w tysiąc dziewięćset pierwszym, a trzynaście lat później wybuchła wojna. Potem druga. Tymczasem życie w zamku w ogóle się nie zmieniło; nie miało dla nas znaczenia to, co się dzieje poza murami. Opracowywałem mapy i wykonywałem misje, a czas mijał. Historię rozpadu naszej paczki znasz. Patrick został awansowany, Dracula skupił się przede wszystkim na nim. Simon odkrył swój dar i dosłownie zniknął... a Clarissa odeszła krótko po nim.
-Łączyło ich coś więcej? - zapytała delikatnie Rita. - Gdy tylko ktoś o niej wspomni, Simon robi się dziwny.
-Nie ująłbym tego w ten sposób. - Ray uśmiechnął się smutno. - Raczej mieli się ku sobie, ale zabrakło im odwagi.
Margarita wyobraziła sobie Clarissę - była to niewysoka dziewczyna o krótko ściętych blond włosach i okrągłej buzi, co nadawało jej bardzo delikatny wygląd. Pomogła im niedawno w podróży i już po krótkiej rozmowie Margarita zdążyła zauważyć, że jest inteligentna i bystra.
Ray zerknął na Ritę i zacisnął wargi.
-Co robimy dalej? - zapytał - nie ma nas od kilku tygodni, a nie odnaleźliśmy jeszcze Aleksandra Pelayo. Zgubiliśmy Persifę i Mahori'ego, no i teraz cała ta akcja z buntami...
-Myślisz, że tylko się zgubili? - podłapała Rita, patrząc na niego z nadzieją. - Oni żyją, prawda? 
-Jestem pewny - oznajmił Ray. - Przecież mówimy o Persife Barrerze i twoim bratu. Dbają o siebie nawzajem, na pewno nic im się nie stało. Podążają do Aleksa zgodnie z planem. 
-Miejmy nadzieję - uśmiechnęła się. - Ale lepiej trzymać się na baczności. 
-Chcesz wrócić do zamku, żeby to sprawdzić?
-To bez sensu - zaoponowała - poza tym, Dracula chciałby wiedzieć, skąd mamy takie informacje. 
-To co proponujesz? 
-Kontynuujmy misję - wzruszyła lekko ramionami. - Jakbyśmy o niczym nie wiedzieli.
-Będzie też trzeba jakoś wyjaśnić zniknięcie Patricka i Jasona... - Ray pokręcił głową. - Ale nic nie przychodzi mi do głowy.
-Jeśli to wszystko okaże się prawdą - westchnęła Margarita. - Ich zniknięcie nie jest teraz najważniejszym problemem ojca. 
Zamilkli na chwilę, wsłuchując się w odgłosy lasu. Rita czuła już pieczenie w gardle i wiedziała, że będzie musiała zapolować podczas drogi powrotnej. Nie chciała powtarzać już błędu sprzed paru tygodni, gdy w zamku odbyła się uczta. Nie mogła przestać dziękować losowi za to, że jej oczy nie mogą zdradzić jej błędu. Podczas, gdy innych zmieniały się w czerwone, jej białe tęczówki tylko bardziej lśniły. 
-Więc nadal szukamy Aleksandra? - zagaił Ray. - Najwyższy czas, miejmy to już z głowy. 
-Tak - zgodziła się i uśmiechnęła. - Poza tym, mam do niego kilka pytań.
-Tak? - Ray uniósł do góry brwi. 
-W liście Otis polecił mi zapytać go o moje oczy - przypomniała mu. 
-Ach, no tak. - Ray pokiwał głową. Zastanowił się chwilę, bo nie pamiętał dokładnie co w tym liście było napisane, jego pamięć skupiła się na tym, co stało się zaraz po tym, gdy go przeczytał. A było to o wiele bardziej warte zapamiętania. - Pisał chyba o jakiejś rzeczy, która jest twoja?
-Tak, ale nie wiem o co mu chodziło. - Rita zacisnęła wargi. - Może miał na myśli tą rzecz ojca, którą mamy odzyskać?
Ray wzruszył ramionami. 
-Dobrze, przestań już o tym wszystkim myśleć - powiedział spokojnie. Uśmiechnął się do niej wesoło. - Do spotkania z Aleksandrem mamy jeszcze trochę czasu. Poza tym, mamy piękny dzień.
Margarita odwzajemniła uśmiech, ale pogoda była teraz ostatnią rzeczą, która sprawiała jej przyjemność. Od kilku dni marzyła o chwili sam na sam z Ray'em, równocześnie się jej obawiając. Jednak było jeszcze lepiej, niż sobie to wyobrażała. 
-Ray? 
-Tak? 
-Dziękuję, że opowiedziałeś mi swoją historię. - Rita założyła kosmyk włosów za ucho. 
-Liczę na rewanż  - oznajmił Ray. Margarita wyglądała na zmieszaną. 
-Przecież moją historię chyba znasz? 
-Tylko zarys - wzruszył ramionami. - Chciałbym ją usłyszeć od ciebie. 
-Może innym razem - powiedziała po zastanowieniu. Nie miała pojęcia, co Ray chciałby usłyszeć. Jej historia w ogóle nie była romantyczna. Zaczęła swoje życie od morderstwa matki, a potem wszystko tylko się komplikowało. 
-Trzymam cię za słowo. - Ray spojrzał znacząco w jej białe oczy. 
-Robi się już późno. - Margarita odwróciła wzrok, czując dziwny ucisk w brzuchu. - Nie powinniśmy wracać? 
Na myśl o powrocie do mieszkania Simona, Ray poczuł niechęć. Tu, w ciszy i daleko od innych, czuł się wspaniale. Rozmawianie z Margaritą wydawało mu się świetnym sposobem na spędzenie czasu i doceniał każdą chwilę, jakby były ich ostatnimi. 
-Porozmawiajmy jeszcze - zaproponował. - Nie chcę wracać. 
Delikatny uśmiech znów zagościł na jej ustach, co wprawiło go w zakłopotanie. Wstała z trawy i wyciągnęła do niego rękę. 
-Ja też nie - zgodziła się - ale i tak musimy wrócić do reszty. Może Clarissa już z nimi jest? 
-W porządku. - Ray kiwnął głową, krzywiąc się i chwycił jej rękę, aby pomogła mu wstać. W wampirzym świecie taka pomoc w ogóle nie była mu potrzebna, jednak było to bardzo miłe z jej strony. Nie puścił jej dłoni, ale wplótł w nią palce. - Ale wracamy okrężną drogą. 
Margarita zaśmiała się i powoli ruszyli w kierunku Madrytu.
-Musisz kiedyś nauczyć mnie mówić po francusku - zagaiła - zawsze podobał mi się ten język. 
-Jeśli tylko tego chcesz, księżniczko - mrugnął do niej. - Możemy zacząć od zaraz.
Margarita zatrzymała się na chwilę.
-Ray... - zaczęła nieśmiało.
-Tak? - brunet obrócił się do niej. Słońce oświetlało jego skórę i sprawiało, że błyszczała. Jego brązowe loki wyglądały teraz jaśniej, rozświetlone przez promienie. Miał zarysowane kości policzkowe i ciemne, gęste brwi. 
-Kiedy to wszystko się skończy - kontynuowała - pojedziesz ze mną do Francji? 
Nie proponowała mu tego ze względu na siebie. Widziała, jaką trudność sprawiało mu wspomnienie domu i chciała to naprawić, chociaż spróbować zagoić tę ranę. Chciała, żeby myśl o domu przynosiła mu ukojenie, a nie rozpacz.
Ray zacisnął wargi i odwrócił wzrok. Domyślał się intencji, jakie miała Margarita, ale nie był pewny czy to ma sens. Wiele razy próbował nakłonić się do wyjazdu do domu, ale nigdy mu się to nie udało. Czuł się winny i odrzucał od siebie ten pomysł.
Margarita puściła jego dłoń i podeszła do niego krok bliżej. Wyciągnęła dłonie i delikatnie ujęła jego twarz, zmuszając go, by na nią spojrzał. Jego oczy były suche, co z pewnością go krępowało, ale Rita nie zwróciła na to uwagi. Był poważny, nie uśmiechał się i obserwował ją uważnie.
Starał się opanować, ale stała tak blisko niego, że było to trudne. Wpatrywał się więc w jej duże, hipnotyzujące oczy i czekał na jej krok. Usiłował się skupić, ale ciągle rozpraszały go jej długie, czarne włosy i pełne usta. Nie mógł nie zauważyć, jak przez słońce błyszczy jej skóra i miał wrażenie, że zakochał się w niej od nowa.  
Stanęła na palcach, czując  przypływ spokoju i odwagi, i pocałowała go nieśmiało, dłońmi jeszcze bardziej przybliżając jego twarz do siebie. Musiała lekko stanąć na palcach, bo był dla niej zbyt wysoki. Nie czekała długo na jego reakcję, Ray objął ją rękoma w talii i odwzajemnił pocałunek. I choć całowali się już kilkakrotnie wcześniej, to ten pocałunek zapamiętał jako pierwszy. Nie był to jakiś przelotny dotyk warg, wynik pośpiechu lub zszarganych emocji. Całowali się naprawdę, długo i spokojnie. Nikt im nie przerwał ani ich nie podsłuchiwał. 
Ray czuł się tak, jakby czas zwolnił i pragnął, by zatrzymał się całkowicie. Nagle przestał się martwić, zapomniał o Draculi, Aleksandrze i swoim dawnym życiu. Wydawało mu sie to nieistotne w porównaniu z tym, jak wielkim musi być szczęściarzem, kochając kogoś, kto odwzajemnia jego uczucia.