Rozdział 23

-Chciałbym załatwić tę sprawę jak najszybciej – upomniał ich Dracula, przyglądając się im uważnie. - Więc radzę nie przedłużać tego zadania w nieskończoność.
Margarita, Mahori, Ray i trójka młodych Cullenów stali równo w linii. Na sali tronowej poza nimi nie było nikogo ze straży ani radnych. Było tam o wiele więcej przestrzeni i czystego powietrza niż zwykle, przez co komnata wydawała się naprawdę ogromna. Każdy z nich, oprócz Alice i Jaspera, mających na sobie pomarańczowe szaty gości, ubrany był w zwykłe, codzienne ubrania.
-Przejdźmy do rzeczy – wtrąciła Rita, przerywając na chwilę niezręczną ciszę. Słowa Edwarda nadal brzęczały jej w głowie i chciała jak najszybciej opuścić zamek.
Dracula wygładził swoją czarną szatę i wydawał się lekceważyć jej uwagę.
-Przede wszystkim musicie mieć na względzie cel waszej misji. Jest pokojowa, więc pamiętajcie, by za nic tego nie zmienić – zaczął, wyraźnie się koncentrując. - Głównym waszym zadaniem jest dotarcie do mojego zaufanego niegdyś przyjaciela, Aleksandra Pelayo.
Przerwał na chwilę, jakby sprawdzając czy wszystko zrozumieli. Mahori dyskretnie wywrócił oczami.
-Największym problemem jest to, że nikt aktualnie nie zna dokładnego miejsca jego pobytu – kontynuował, zniżając lekko ton głosu. - Jednak znam pewną wampirzycę, która na pewno wam w tej sprawie pomoże. Znajdziecie ją na obrzeżach miasta, kierujcie się na południe, mieszka w jednym z tamtych domów. Popytajcie, a ludzie wskażą wam drogę. Ma na imię Persifa...
-Skąd będziemy mieć pewność, że ona powie nam prawdę? - przerwał mu Mahori.
-Musicie mi w tej kwestii zaufać. Poza tym, do waszego podręcznego bagażu dołączam parę woreczków ze złotem. To raczej powinno ją przekonać, a przynajmniej zachęcić.
Edward zachichotał cicho nie mogąc się powstrzymać, ale zaraz się zreflektował.
-A co jak już go znajdziemy? 
-Gdy powiecie mu w jakim celu przybywacie i kto was przysłał, Aleksander powinien bez większych problemów oddać wam przedmiot należący do mnie.
-Powinien? - powtórzyła Alice, unosząc lekko brwi. - To nie brzmi zbyt pewnie.
-Mam nadzieję, że napotkają z nim jak najmniej kłopotów - oznajmił Dracula, lekko przechylając głowę, spoglądając na krótkowłosą. - Jednak nie mogę zagwarantować tego, jak się zachowa, wierzę jednak i ufam, że posłucha głosu rozsądku.
Margarita zerknęła na Edwarda, nie wyglądał na przekonanego.
-Więc my nie możemy zagwarantować powodzenia tej misji – powiedziała, kierując wzrok na ojca.
-Zabraniam wam bez tego wracać! - wrzasnął Dracula, uderzając pięścią w tron, a echo powtórzyło kilkukrotnie głośny odgłos. Mahori wyprostował się nagle, tak jak i pozostali słysząc gniew w głosie Draculi. Nikt się nie odezwał. - Ten przedmiot ma dla mnie ogromne znaczenie! Czy wyraziłem się jasno? Macie jeszcze jakieś pytania?
Margarita uniosła brwi, ale nie powiedziała ani słowa. Po chwili ciszy i niezdecydowania odezwał się Jasper.
-Mieliśmy nadzieję, że może Pan pozwoli nam sprowadzić naszych przyjaciół do zamku. Na pewno bardzo martwią się o miejsce naszego pobytu...
Dracula machnął ręką, najwidoczniej już zirytowany. Pomimo idealnej, mlecznej cery, wyglądał na psychicznie zmęczonego. Mahori od zawsze podejrzewał, że on tylko udaje tak opanowanego. Jednak musiał przyznać, że był bardzo dobrym aktorem.
-Niech będzie – powiedział – ale to jedyne co dla was jeszcze zrobię. Życzę wam udanej misji. Alice, Jasperze, za godzinę odbędzie się uczta i możecie czuć się na nią zaproszeni.
Blondyn skrzywił się lekko, a krótkowłosa wzdrygnęła.
-Dziękujemy – odpowiedziała niepewnie. - Jesteśmy zaszczyceni.
Dracula wstał ze swojego tronu i, kiedy już wszyscy mu się skłonili, opuścił salę.
-Chyba czas się pożegnać. - Edward uścisnął Alice i podał rękę Jasperowi. - Będziemy informować was o wszystkim przez wizje.
-Ucałujcie od nas każdego – wtrąciła Rita tuląc się do siostry. - I nie musicie się o nas martwić, damy sobie radę. 
Alice nie wyglądała na przekonaną, ale kiwnęła głową. Jasper pożegnawszy się z nimi, życzył im szczęścia.
-Rito, pamiętaj, że za murami zamku działa twoja moc – szepnął do niej, gdy podeszła go uściskać. - Jestem pewny, że kiedy będzie taka potrzeba, będziesz potrafiła właściwie jej użyć.
Margarita spojrzała w jego ufne, miodowe oczy i kiwnęła głową. Nie wspomniała mu jednak, że i w pałacu może używać swojego daru. Poczuła się winna wiedząc, że jego dar jeszcze nie został odblokowany.
-Pamiętajcie żeby trzymać się razem – upomniała ich Alice. - Najważniejsze, byście nie dali się nikomu nastawić przeciwko sobie.
Mahori uśmiechnął się lekko i zmierzwił włosy Edwardowi.
-Postaram się jakoś ujarzmić ten jego mocny temperament.
Rudowłosy zaśmiał się, odskakując od brata Rity.
-Mój temperament? - powtórzył, unosząc brwi. - Czy to nie ty czasem urodziłeś się w Hiszpanii?
Wszyscy rozluźnili się lekko, śmiejąc się z miny Mahori'ego. Margarita poklepała go pocieszająco po ramieniu. Rozejrzała się po sali tronowej oddychając z ulgą, świadoma, że na jakiś czas ją opuszcza. Zauważyła, że Raya nie ma wśród nich, a nie pamiętała, żeby wychodził. Alice uścisnęła ją po raz ostatni.
-Czas na was – powiedziała jej, uśmiechając się bez krzty wesołości.
-Wiesz, że wszystko będzie dobrze – pocieszyła ją. - To kwestia kilku dni, a potem znowu się zobaczymy.
Alice westchnęła lekko, zerkając przez ramię na trzech chłopców, całkowicie pogrążonych w rozmowie.
-Mam taką nadzieję - oznajmiła - jednak nie lekceważ niczego ani nikogo. Wszystko tutaj wydaje się takie tajemnicze.
-W porządku - pokiwała głową Rita. - Będę mieć oczy szeroko otwarte.
W chwili przekroczenia granic zamku, Margarita poczuła się tak, jakby zostawiła tam część siebie. Choć była pewna, że szybko nie zatęskni za jego zimnymi murami, wydawało jej się, że właśnie zamyka jakiś rozdział. Nie była jednak świadoma tego, że w rzeczywistości rozpoczyna kolejny. Starała się za siebie nie oglądać, ale to było silniejsze od niej. Czuła się tak jak przed wieloma miesiącami, gdy miała nadzieję, że ojciec wyjdzie jej na pożegnanie. I tym razem się na nim zawiodła.
Kątem oka spoglądała na Edwarda, który stał tyłem do zamku, przeciągając się. Uśmiechnął się do Mahori'ego.
-Od razu lepiej, gdy znów mogę czytać w myślach – powiedział – czuję się tak, jakbym odzyskał słuch.
Brat Rity prychnął cicho.
-Nie narzekałem na twoją mentalną głuchotę – zaśmiał się – szkoda, że wyzdrowiałeś.
To był wyjątkowo zachmurzony dzień. Chmury wydawały się ogromnie ciężkie i powoli przesuwały się po niebie. Do zachodu słońca pozostało jeszcze kilka godzin. Jednak, dzięki tak smutnej pogodzie, nikt z nich nie musiał przejmować się promieniami słonecznymi. Każdy dostał od strażników mały plecak z najbardziej potrzebnymi rzeczami. To był miły gest, ale Rita była pewna, że szczotka do włosów nie przyda jej się w chwili zagrożenia życia. Miała na sobie czarne spodnie i długą niebieską bluzkę z dekoltem w serek. Włosy związała w wysoki kok, ciesząc się, że już nie będą jej we wszystkim przeszkadzać. Wiedziała, że jej ojciec wolał, kiedy miała rozpuszczone. Od zawsze nosiła je puszczone, kiedy był w pobliżu. Nic nie mogła na to poradzić. Jakaś jej mała część chciała, by był z niej w jakikolwiek sposób dumny. Nawet z tak banalnego powodu.

Rozdział 22

Nie pamiętała w jaki sposób znalazła się w zamku. Przed oczami cały czas widziała twarz Edwarda i jego minę, kiedy powiedziała mu jakie naprawdę było jej życie. Z drugiej strony, chyba należały mu się wyjaśnienia. Choć w tamtej chwili najbardziej chciała po prostu schować się w swojej komnacie i udawać martwą, skierowała się do pokoju, który zajęli Jasper i Alice. Zapukała kilka razy, chociaż to nie było konieczne. Drzwi otworzyła jej przyjaciółka i bacznie się jej przyjrzała.
-Wszystko w porządku? - zapytała ją. – Rozmawiałaś z Edwardem?
Margarita uśmiechnęła się, starając zamaskować prawdę.
-Jest okej, Alice – odpowiedziała i spojrzała przez jej ramię do komnaty. - Wpuścisz mnie?
-Pewnie. – Dziewczyna odsunęła się od drzwi i przepuściła Ritę, by ta szła przodem. W pokoju, o wiele mniejszym niż ten, w którym mieszkała na co dzień Margarita, znajdowała się tylko kanapa i kilka półek z książkami. Na sofie przy ścianie siedział Jasper, a obok niego Mahori, którzy przerwali rozmowę na jej widok.
-Gdzie Edward? - zapytał Jasper. Nie wyglądał dobrze w porównaniu do Mahori'ego, ale w tamtej sytuacji to było zrozumiałe. Martwił się nie wiedząc co powinien zrobić. Nie chodziło tylko o niego, ale i o Alice.
-Postanowił chwilę pobyć sam – odpowiedziała, trochę naciągając fakty. - Pewnie niedługo tu przyjdzie.
Jasper kiwnął głową i skierował wzrok z powrotem na Mahori'ego, ale jej brat chyba jej nie uwierzył. Ucieszyło ją to, że jednak nie drążył tego tematu.
-Postanowiliście już coś? - zapytała Rita, siadając na szerokim parapecie. Kanapa była o wiele za wąska na kilka osób. Alice siedziała na drewnianym krześle niedaleko drzwi, w najciemniejszym punkcie komnaty.
-Chyba nie mamy za wielkiego wyboru – odpowiedział Jasper, wzdychając lekko. – Mahori uprzedził nas, że to raczej nie była propozycja do odrzucenia.
-Raczej nie – przyznała mu rację Rita, ale po chwili zastanowienia dodała – ale przecież możecie spróbować coś wytargować.
Alice uniosła brwi.
-Nie rozumiem o co ci chodzi – przyznała. – Dracula nie obrazi się za coś takiego?
-Pewnie tak, ale tylko gdy zażądacie czegoś głupiego – powiedział Mahori, nagle ożywając. – Jednak możecie mieć pewne warunki, w końcu ofiarowujecie mu swoje usługi.
Jasper zmrużył oczy myśląc usilnie, a Alice zapatrzyła się w ścianę.
-Co myślicie o przysłaniu tu reszty rodziny? -zaproponował Edward, nagle pojawiając się w drzwiach. Unikał spojrzenia białych oczu Rity. - Nie będziemy się wtedy musieli martwić tym czy wszystko z nimi w porządku, czy nie. Kiedy my będziemy na misji, wy zostaniecie tu razem.
Mahori spojrzał na siostrę nieco zaniepokojony.
-No cóż, jeśli tego chcecie najmocniej...
-Czemu uważasz, że to zły pomysł? - zapytała go Alice. Rita zawsze nie mogła uwierzyć skąd w tak małej istocie tyle emocji i porywczości. - Ty na ich miejscu na pewno nie chciałbyś być wykluczony ze wszystkiego. Oni pewnie teraz myślą tylko o tym czy nic nam nie jest. Przypominam, że kilka tygodni temu zniknęliście, a oni nadal nie wiedzą dlaczego.
-Tu nie chodzi o to czy oni czegoś chcą, czy nie - oznajmiła Rita, ciesząc się, że już nie może się rumienić. Rzeczywiście zapomniała o tym jak dawno nie widziała się z pozostałymi. - Zamek nie jest najbezpieczniejszym miejscem, więc jeśli możemy mieć pewność, że są w Forks i nic im nie zagraża...
-Och, daj spokój! - przerwał jej Edward, nadal na nią zdenerwowany. - Słyszałaś co powiedział Ray, oni nawet w Forks nie są teraz całkiem bezpieczni. Esme pewnie cały czas myśli tylko o nas. A co jeśli nasz pobyt tutaj przedłuży się o kolejne kilka miesięcy? 
Zapadła cisza, a Rita nie odpowiadała. Była pewna, że rozsądniej będzie zostawić ich w domu, ale wiedziała, że i tak nic to nie da. Edward był w tej kwestii podobny do Raya, strasznie uparty.
-Jak myślicie czego on ode mnie chce? - zapytała Alice, rozglądając się po zebranych. - Do czego jestem mu potrzebna?
-Na pewno chodzi o śledzenie naszej misji - odpowiedział jej Mahori.- A poza tym ojciec jest bardzo podekscytowany twoim darem. Będzie chciał zatrzymać cię w zamku na dłużej. I błagam Alice, na Boga, nie zgódź się na to.
Krótkowłosa uśmiechnęła się wesoło.
-Spokojnie, ja mam już chłopaka.
Jasper zachichotał i skierował wzrok na Alice, patrzącą na niego z kąta komnaty.
Rita poczuła nagle, że na tak małej przestrzeni znajduje się o kilka wampirów za dużo.
-Odpocznijmy wszyscy przed jutrem - oznajmiła, wycofując się powoli z pokoju. Mahori szturchnął Edwarda, by i on opuścił pokój. Rita zamknęła za nimi drzwi.
Przez chwilę pomiędzy nimi trwała bardzo niezręczna cisza. Margarita pokłócona z Edwardem nie chciała na razie spędzać z nim czasu. Mahori chyba zrozumiał o co chodzi.
-Może pokaże ci mój pokój - zaproponował Edwardowi. - Poza tym chciałem jeszcze z tobą o czymś porozmawiać, zanim wyruszymy.
Miedzianowłosy wzruszył ramionami.
-Czemu nie - mruknął, i podążył za bratem Rity, który już oddalał się na końcu holu. Gdy skręcili w pierwsze schody na górę, Margarita zorientowała się, że stoi na korytarzu całkiem sama. Nie wiedziała co powinna ze sobą zrobić. W końcu do południa zostało jeszcze ładnych kilka godzin. Mogłaby wrócić do swojego pokoju, ale jakoś nie miała na to ochoty. Oprócz tego pokój jej brata był o wiele za blisko. Jednak, kiedy spojrzała w lewo, do jej głowy przyleciało kolejne wspomnienie, które nie wiadomo dlaczego nie pojawiło się wcześniej.
Pamiętała dobrze, że kiedyś uciekała z zamku, ale nigdy nie mogła sobie przypomnieć którędy. Teraz, gdy obejrzała się w tamtą stronę znów to zobaczyła. Okno na tamtej ścianie nie ukazywało za wiele, a to z powodu swojego położenia. Można było przez nie zobaczyć jedną ze ścian zamku i odrobinę zieleni z oddalonego ogrodu. Podeszła do okna tak jak kiedyś, ale bez tak wielkich emocji. Otworzyła je na oścież i wychyliła się lekko. Między nią a ziemią była kilkudziesięcio metrowa przepaść, ale rozplanowanie budowli umożliwiało jej proste uchwycenie dachu i przeciągnięcie się na niego. Pamiętała jak wiele satysfakcji dawał jej ten wyczyn, kiedy jeszcze mogła umrzeć od upadku lub potknięcia. Teraz wdrapała się na dach zamku bez wysiłku. Z lotu ptaka mogła obserwować Segowię nocą, pogrążoną w mroku i cichym śnie. 
Widok miasta skojarzył jej się z bardzo niewieloma dobrymi chwilami z jej dzieciństwa. Jednak bardziej niż je zapamiętała zapach nocy, niską temperaturę panującą na wysokości i księżyc oświetlający miasto. Tej nocy chmury przesłaniały całe niebo, a ona nie mogła odczuwać już zimna. Gdy zamykała oczy, przed sobą nie widziała już żadnych snów. Oddałaby całe złoto z królewskiego skarbca, by choć na chwilę powrócić do tamtych dni, gdy nocne, chłodne powietrze dawało jej ulgę.
***
Wchodząc do swojej komnaty od razu rzucił się na kanapę. Była już podniszczona i nie pachniała zbyt dobrze, ale teraz mu na tym nie zależało. Przez jego głowę przechodziło mnóstwo sprzecznych myśli i chyba jeszcze nigdy nie był aż tak bardzo rozdarty. Do tamtego dnia najmocniej zależało mu na uwadze Draculi, bardziej niż na wszystkim innym. Teraz sam już nie wiedział co powinien o tym wszystkim sądzić. Widząc przerażenie na twarzach Cullenów, gdy wyszedł po nich z pałacu, był całkowicie zaskoczony. Dotychczas każdy wampir, który miał okazję widzenia się z Draculą, pękał z tego powodu z dumy. Tak samo wcześniej nie mógł zrozumieć niechęci dzieci Pana do powierzonego im zadania, a teraz nagle stało się to dla niego oczywiste. Nie wiedzieć czemu dopiero w tej chwili, gdy sam zgłosił się do zadania, poczuł wątpliwości do swojego Pana.
Analizując wszystko co dotychczas zobaczył i przeżył, dochodził do zadziwiających wniosków. Dobrowolnie poddawał się tyranii, sam doskakiwał do Draculi. 
Dobrze pamiętał dzień swojej pierwszej misji, gdy jego głównym zadaniem była pomoc w odprowadzeniu królewskich dzieci do Carlisle'a Cullena. Rozumiał już, że to wtedy zaczął widzieć skazy na swoim Panie. Gdy Otis rzucił się na Mahori'ego, wybuchło ogromne zamieszanie. Polała się krew, która skutecznie odebrała większości wampirów zdolność racjonalnego myślenia. Wtedy sam siebie zaskoczył tym, jak bardzo zaczął się bać  o tamtą bezbronną dziewczynę. Kiedy zobaczył ją całą umazaną we krwi zakręciło mu się w głowie, jednak wcale nie z powodu pragnienia. Odczuwał ogromną ochotę ukarania wampira, który jej to zrobił. Nie rozumiał co się z nim dzieje, bo w końcu widział ją wtedy po raz pierwszy, pomijając sekundy mijania się na korytarzach w pałacu. Potem tłumaczył to sobie po prostu chęcią dobrego wypełnienia misji, ale od tamtej pory jego myśli coraz częściej krążyły wokół Margarity. Wydawała mu się taka krucha i słaba, ale pomimo tego odważyła się wpaść w wir walk nieśmiertelnych tylko po to, by uratować swojego brata. Dopiero kiedy zobaczył ją dziś, wiele miesięcy po przemianie w końcu to do niego dotarło. To było coś w jej oczach, włosach i sposobie poruszania się co tak go do niej przyciągało. Wspomnienie ukazujące jaka potrafiła być odważna kiedyś i widok tego, jaka jest silna teraz, stojąc obok najpotężniejszego wampira, otoczona przez dziesiątki nieśmiertelnych. Zrozumiał, że zakochał się w najmniej odpowiedniej osobie na zamku i na świecie, w córce Draculi.

Rozdział 21

To nie było tak, że Rita nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Tylko niepotrzebnie gdzieś w środku nadal wierzyła, że jej ojciec wcale nie jest taki zły. Może to przez to jak bardzo martwił się, iż mogą umrzeć, choć nawet tamten czyn wydawał jej się teraz nie całkiem szczery.
Margarita spojrzała na swoich przyjaciół i żałowała, że spotykają się w takich okolicznościach. Nie wyglądali dobrze, ale nie mogła im pomóc. Podeszła do nich, nie do końca wiedząc jak powinna się zachować. Alice uniosła głowę do góry i podbiegła do niej, ściskając ją mocno. Jej oczy były suche.
-Tak mi przykro, kochanie - powiedziała, gładząc jej włosy wnętrzem dłoni. - Wszystko będzie dobrze.
Rita delikatnie odsunęła ją od siebie. Nie potrafiła już płakać tak jak kiedyś. Mahori również zbliżył się do Cullenów i uścisnął dłonie Jaspera i Edwarda. Rita dawno nie widziała go tak poważnego. Miała wrażenie, że coś nagle w niej pękło.
-Wszystko w porządku z pozostałymi? - zapytał.
-Tak, wszyscy strażnicy wyjechali razem z nami, mam nadzieję, że zostawili ich w spokoju.
Ktoś z tyłu odchrząknął, a Rita dopiero wtedy przypomniała sobie, że ciemnowłosy wampir nadal tam jest.
-Jeśli mogę coś wtrącić - powiedział, zerkając na wszystkich. - To muszę was ostrzec, że do zamku nie powróciło jeszcze kilkoro węszących wampirów, jestem pewien, że to właśnie waszą rodzinę obserwują.
Margarita westchnęła, a Mahori wywrócił oczami.
-Dziękujemy za pocieszenie - mruknął - ale nie powinieneś iść gdzieś, przyszykować się na misję?
Wampir pokręcił głową, a jego loki zafalowały.
-Jestem gotów, mieszkam w zamku - oznajmił - jednak jeśli tylko tego pragniecie, opuszczę salę.
Edward uśmiechnął się pod nosem. Może on też od teraz powinien kłaniać się bliźniakom przy każdej możliwej okazji?
-Jak masz na imię? - zapytała go Rita. - Jeszcze się nam nie przedstawiłeś.
Chłopak uśmiechnął się do niej.
-Podczas buntu w lesie miałem nadzieję, że mój nietakt jakoś ujdzie mi płazem - zaśmiał się - mam na imię Ray.
Rita nie mogła powstrzymać mięśni swoich policzków, gdy zarysowały na jej twarzy delikatny uśmiech.
-Ja mam na imię Edward, a to jest Alice i Jasper - rudowłosy uścisnął dłoń Raya. - Od kiedy mieszkasz na zamku?
-To bardzo długa historia - oznajmił wampir - od jutra będziemy spędzać ze sobą mnóstwo czasu, więc chętnie ci ją kiedyś opowiem - zerknął na Mahori'ego - ale teraz muszę już iść.
Ray skłonił się lekko i odwrócił kierując się w stronę drzwi. Jego brązowa szata powiewała za nim, a Rita odprowadziła go wzrokiem do samego końca sali.
-Jest dziwny - stwierdziła, zwracając się do swoich przyjaciół. Ale jako jedyna osoba w zamku sprawił, że się uśmiechnęłam, dokończyła w myślach.
-Raczej pewny siebie - poprawiła ją Alice i wzrokiem oglądała salę tronową. - Ale może przeniesiemy się w jakieś inne miejsce, gdzie będziemy mogli porozmawiać?
Znalezienie przytulnego zakątka w pałacu graniczyło z cudem, więc Margarita zaproponowała im wyjście do pałacowego ogrodu. Jasper zrezygnował ze spaceru i poprosił Mahori'ego o znalezienie dla niego i Alice jakiejś komnaty w której mogliby na spokojnie wszystko przemyśleć. Edward za to z chęcią przystał na jej pomysł. Wyszli więc tylko we dwoje.
Ogród pałacowy znajdował się tuż za zamkiem. Stanowił go kilkudziesięcio metrowy kwadrat ziemi, obsadzony dookoła wysokim żywopłotem. W środku ogród był obrośnięty trawą i obsadzony różnymi gatunkami kwiatów. Na każdym jego końcu stała mała altanka, a na środku największa i najładniej wykonana. Margarita ominęła ją jednak i razem z Edwardem przeszli dalej. Wybrała dla nich altankę najbardziej oddaloną od zamku, co gwarantowało im choć odrobinę prywatności.
Margarita usiadła na marmurowej, niskiej ławeczce i przesunęła się na skraj, by Edward zajął miejsce obok niej.
-Jak się czujesz? - zapytała go, opierając się plecami o altankę i czując promieniujący z jej ścian chłód.
Edward zerknął na zamek wznoszący się przed nimi.
-No cóż, to chyba ja powiniennem zadać tobie to pytanie – odpowiedział, siląc się na słaby uśmiech.
-Powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego stanu rzeczy – oznajmiła, odgarniając włosy z twarzy i odrzucając je do tyłu na plecy. - No wiesz, z tym, że mój ojciec jest...
-Gburem? - dokończył za nią Edward i zachichotał widząc jej minę. - No co? Kiedyś rozśmieszyłby cię mój żart.
-Może kiedyś – odpowiedziała mu i zniżyła ton głosu. - Ale tutaj nawet ściany mają uszy.
Edward wyglądał na urażonego i przez kilka następnych minut siedzieli w ciszy nasłuchując dźwięków zapadłej nocy. Margarita nie wiedziała o czym mogłaby z nim porozmawiać, bo w ich sytuacji każdy temat wydawał się głupi i nieważny.
-Po co on wymyśla te misje? Nie mógłby po prostu posłać jakiegoś super – obdarowanego wampira żeby odebrał tą ważną rzecz? -zapytał Edward. - To nie ma sensu.
Westchnął głęboko i spojrzał na nią, a ona pokręciła głową.
-Obawiam się, że ma – oznajmiła po chwili zastanowienia. – Po prostu Dracula bał się na razie objaśniać nam jakichkolwiek szczegółów, wydaje mi się, że nie jest do końca pewny czy się zgodzicie.
Miedzianowłosy uniósł brwi.
-A ty się na to zgadzasz?
-Nie mam wyboru – odpowiedziała, uśmiechając się bez krzty wesołości. - Jeśli się nie zdecydujecie wyruszę na misję razem z Mahorim i Ray'em.
Edward pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Jak to nie masz wyboru? Zawsze jest jakiś wybór! - wybuchł, ale w jego głosie słychać było wątpliwości. - Poza tym, jaki to ojciec skoro chce posłać na misję własne dzieci.
-Mój – westchnęła Rita i wzruszyła ramionami. - Nie pamiętam, by kiedykolwiek zachowywał się inaczej.
-I ty nic na to nie poradzisz? Margarita jaką znałem z pewnością walczyłaby o własne prawa!
Czarnowłosa otworzyła szeroko oczy wpatrując się w zdenerwowanego Edwarda. Nie mogła zrozumieć czemu nagle zrobił się taki wybuchowy.
-Margarita jaką znałeś? - powtórzyła powoli. – Co masz na myśli?
-Tylko to, że przywrócona pamięć odebrała ci siłę woli – odparł, wstając z ławki. - Gdybym kilka tygodni temu powiedział ci, że słuchasz rozkazów jakiegoś typa, który ma w nosie twoje zdanie, nie uwierzyłabyś mi!
Margarita również wstała, czując żal i rozgoryczenie.
-O co ci chodzi? Odnalazłam dom i próbuje odnaleźć się w całej tej nienormalnej sytuacji! - wykrzyknęła, czując jak jej oczy robią się suche i wychodzą z niej emocje kumulowane przez wiele miesięcy.
-I jak ci się to udaje?! - zadrwił Edward, a potem jakby trochę przygasł. - Słuchaj, Rito, nie chciałem cię zdenerwować, ale po prostu jestem zmęczony. Gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy od tak dawna...wyglądałaś inaczej.
Margarita milczała, a ręce delikatnie jej się trzęsły.
-Zmieniłam się? - zapytała go, zniżając głos do szeptu. Edward wyciągnął do niej ręce jakby chciał ją przytulić, ale ona odsunęła się w stronę wyjścia. - Odpowiedz!
-Nie, to nie chodzi o to czy się zmieniłaś, czy nie – odpowiedział przygryzając delikatnie dolną wargę. - Jesteś teraz w bardzo niekomfortowym położeniu...
-Jestem w takim położeniu przez całe moje życie, czyli przez jakieś pięć lat! - powiedziała wzburzonym głosem, a Edward wytrzeszczył oczy. - Nigdy nie miałam prawdziwego życia, więc wybacz mi, jeśli nie potrafię zachować się odpowiednio do sytuacji. Nikt mnie jeszcze tego nie nauczył!
Wybiegła z altanki zanim Edward do końca zrozumiał sens jej słów.
Wieczór był tamtego dnia bardzo nieprzyjemny, chmury skutecznie zasłaniały księżyc i gwiazdy, zanosiło się na deszcz.

Rozdział 20

Dracula, pierwszy ze wszystkich wampirów, ze zwykłym sobie spokojem wymalowanym na twarzy, obserwował po kolei każdego z Cullenów. Margarita z nerwów mocno zaciskała pięści, ale żeby to zamaskować ukryła je w szerokich rękawach swojej czarnej szaty. Zdawała sobie sprawę z tego, że obserwuje ją kilkadziesiąt par oczu, tylko czekając, aż zdradzi swoje uczucia do trójki przybyłych i będą mieli powód aby podsunąć Draculi jakiś wstrętny pomysł. Jej ojciec nie zwracał jednak szczególnej uwagi na zebranych, którzy zresztą otaczali go każdego dnia.
-Na samym początku naszego dzisiejszego spotkania, pragnę wyrazić swoją wdzięczność za pomoc waszą i waszych najbliższych okazaną moim dzieciom.
Edward wyprostował się gwałtownie i napiął mięśnie słysząc słowa Draculi. Margarita od samego początku starała się uniknąć właśnie takiej sytuacji. Znała mnóstwo sposobów na przedstawienie swoim przyjaciołom swojego pochodzenia w jak najmniej szokujący sposób, ale ich ojciec nawet nie starał się być w tej kwestii delikatny.
-Opieka nad nimi nie była dla nas żadnym obciążeniem... - zaczął Edward lekko łamiącym się głosem.
-Nie mam wątpliwości - przerwał mu Dracula - to był dla waszej rodziny wielki zaszczyt. Jestem pewien, że wasze nazwisko będzie teraz bardzo często na ustach wszystkich naszych pobratymców. Jednak jest jeszcze pewna sprawa, która wymaga niezwłocznego rozpatrzenia. Mam nadzieję, że bez zastanowienia przyjmiecie kolejne zadanie, które zamierzam przed wami postawić.
Jasper mimowolnie uniósł wysoko brwi, a Alice wyglądała na zaskoczoną. Mahori z posępną miną spoglądał na ojca, ale dobrze wiedział, że on na pewno nie zmieni już zdania. Dracula powoli i bez pośpiechu skierował swoje ciemne, przenikliwe oczy na wszystkie pozostałe wampiry zgromadzone na sali. 
-Do tego zadania potrzebuję jeszcze jednego wampira - oznajmił - czy któryś z was ma odwagę udowodnić mi swoją wartość? 
Przez krótką chwilę wampiry znieruchomiały, ale zaraz poczęły żywo wymieniać swoje poglądy. Żaden jednak nie zgłosił się na ochotnika. Niektórym brakowało odwagi, a inni uważali, że już nie muszą się o nic starać.
-Ja, mój Panie. - W końcu, po kilku minutach oczekiwania cichy, ale pewny głos dobiegł z drugiego końca sali. - Czekam na twoje rozkazy. 
Margarita chciała już stanąć na palcach, żeby zobaczyć owego śmiałka, ale wtedy usłyszała dobrze znany, irytujący głos.
-To niemożliwe, by Pan wybrał ciebie - zadrwił Patrick i szyderczo zaniósł się krótkim śmiechem. Wystąpił z szeregu i ustawił się na przeciwko tronów. - Najdroższy Panie, przecież on nawet nie jest jeszcze określony! 
Dracula opadł na swój tron i pogładził dłonią materiał swojej ciemnej szaty.
-Nikt oprócz niego się nie zgłosił - rzekł spokojnym głosem, ale w jego oczach trzaskały błyskawice. - A może ty wyrażasz ambicje do wzięcia udziału w tej misji?
Patrick spuścił wzrok.
-Panie, ja miałem na myśli...
-Dosyć tego - powiedział twardo Dracula. - Wampirze, podejdź bliżej. Zanim na cokolwiek się zgodzę, muszę chociaż zobaczyć kandydata.
Margarita zniecierpliwiona i zaciekawiona skierowała wzrok na miejsce, z którego doszedł głos. Była prawie pewna, że już wcześniej go słyszała. Tłum nieśmiertelnych rozstąpił się, a wampiry zdawały się wypychać swojego odważnego pobratymcę naprzód. Rzeczywiście spotkała go już wcześniej. To był ten sam nieśmiertelny, który kiedyś uratował życie jej i Mahori'emu. Wysoki, ciemnowłosy osobnik w brązowej szacie. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkała bardziej upartej osoby, tak zawzięcie walczącej o miejsce w radzie Draculi. Ten ośli upór był wymalowany na jego twarzy, ale Rita musiała przyznać, że w jego czerwonych oczach było coś zarówno wyzywającego jak i pociągającego.
Wampir ustawił się przed Cullenami i nisko skłonił Draculi. 
-Rozpoznaje cię - powiedział ojciec Rity i Mahori'ego i zmrużył powieki. - To ty uratowałeś moje dzieci przed śmiercią z rąk moich własnych sług. 
Patrickowi nagle zrzedła pewna siebie mina.
-Jednak najwyraźniej nie udowodniłem jeszcze mojej wartości w pełni, Panie - powiedział wampir dosyć cicho. - Mam nadzieję, że podczas następnej misji dane będzie mi wreszcie zyskać twoje zaufanie. 
Przez chwile Dracula wyraźnie się zastanawiał, ale potem zdecydowanym ruchem zaklaskał dłońmi. Tłum wampirów zaczął opuszczać salę tronową i nawet Patrick ze skwaszoną miną udał sie w stronę wyjścia, pomrukując cicho pod nosem. 
Rita nie odwracała wzroku od wampira stojącego kilka metrów przed nią, jego wcześniej mocno napięte ramiona wyraźnie się rozluźniły razem z odgłosem zamykania ciężkich drzwi wejściowych. I bez tylu oczu wpatrzonych w plecy można było odczuwać zdenerwowanie stojąc przed Panem Wampirów. 
Jednak Dracula nagle stracił zainteresowanie kandydatem i znów spojrzał na Cullenów.
-Nadszedł czas aby przedstawić wam główne zasady - oznajmił - oczywiście przyjmując, że zgadzacie się wziąć udział w tej misji, a dotąd nie usłyszałem z waszej strony żadnych sprzeciwów. Otóż od kilku miesięcy nie otrzymuje żadnej odpowiedzi od mojego starego przyjaciela. Głównym powodem mojego niepokoju jest to, że kilkadziesiąt lat temu powierzyłem mu na przechowanie bardzo drogi mi przedmiot. 
Przestał na chwilę, zerkając teraz na Mahori'ego, a potem na Ritę.
-Mamy go dla ciebie odzyskać? - wyrwał się Edward. 
Margarita zacisnęła powieki. To nie był najlepszy pomyśl żeby przerywać jej ojcu. 
-Jesteś bardzo niecierpliwym młodzieńcem - stwierdził Dracula uśmiechając się krzywo. -Ale tak, na tym właśnie ma polegać misja twoja, moich dzieci i tego oto śmiałka. 
Mahori szeroko otworzył oczy i wydał z siebie dziwny dźwięk. Rita obróciła głowę w stronę Draculi.
-Ojcze, o czym ty... - zaczęła, ale on jej przerwał.
-To chyba oczywiste - stwierdził Dracula, prawie się uśmiechając. - nie mogę was przedstawić jako moje dzieci, dopóki choć raz nie udowodnicie, jak przemiana na was wpłynęła. Poza tym, powinniście być z tego powodu dumni. Możecie przysłużyć się własnemu ojcu i przede wszystkim królestwu, a tego przecież najmocniej pragniecie, prawda?
Margarita oniemiała i nie wiedziała co powinna odpowiedzieć. Na język nie nasuwały jej się żadne wyrazy godne księżniczki. Mahori wyglądał na równie przerażonego, ale zdobył się na wypowiedzenie kilku słów.
-Oczywiście, ojcze, będziemy szczęśliwi spełniając twoje życzenie.
Dracula wyglądał na usatysfakcjonowanego jego odpowiedzią, więc zwrócił się do Alice i Jaspera.
-Wróżbitkę chcę mieć przy sobie do końca trwania zadania, a jeśli będzie to możliwe nawet dłużej - oznajmił.
Alice wyglądała na bledszą niż zwykle, w przeciwieństwie do Jaspera, który jeszcze nigdy nie był aż tak pełen kolorów.
-Z tobą, Jasperze Whitlock mam do pomówienia - kontynuował niewzruszony Dracula - jestem właśnie na tropie kilku ogłupiałych wampirów, które niestety odwróciły się od prawa. Wierzę, że twoje doświadczenia wojenne bardzo mi w tej kwestii pomogą. – Zwrócił się potem do wszystkich. - Po więcej informacji przyjdźcie jutro w południe, gdy już przemyślicie swoją odpowiedź, a wtedy omówię z wami szczegóły. Koniec na dzisiaj.
Dracula powstał ze swojego tronu i prawie niesłyszalnie opuścił salę tronową. W dobrym guście było najpierw poczekać aż on opuści komnatę, a dopiero potem samemu z niej wyjść. Ale żaden z zebranych nie myślał wtedy o etykiecie. Żaden z nich nie mógł się jeszcze przez kilka sekund ani poruszyć, ani cokolwiek powiedzieć. Czekała ich długa, pełna niepewności noc.


Rozdział 19

Atmosfera w zamku była napięta. Mijały dni i tygodnie, a Rita nadal nie mogła przyzwyczaić się do odzyskanego domu. Swojego ojca starała się omijać jak najszerszym łukiem, ale nawet w tak wielkim zamku było to trudne. Niepokoiło ją każde wspomnienie dawnego życia z Cullenami, bo choć minęło dopiero kilka tygodni, bardzo za nimi tęskniła. W dodatku Dracula nie zamierzał ujawniać przed nią żadnych szczegółów zadania, które chciał postawić przed Edwardem, Jasperem i Alice. Ostatnią dwójkę znała tak słabo, że robiło jej się niedobrze na myśl, iż mogą przez nią mieć jakiekolwiek problemy. Myśl, że niedługo odwiedzi ją Edward, choć nigdy by się tego nie przyznała, dodawała jej otuchy. Sama świadomość, że będzie miała z kim porozmawiać o wszystkim co ją spotkało, sprawiała, że trochę poprawiał jej się humor.
W dzień ich przyjazdu czuła się ogromnie zestresowana. Godziny niezmiernie się jej dłużyły i niepokoił ją najcichszy szmer. Była zdenerwowana na swojego ojca, który stanowczo odmówił jej wyjścia na spotkanie przyjaciołom. Dracula chciał, by razem z nim i swoim bratem czekała na nich w sali tronowej, bo przecież tak przystoi na córkę władcy. Cullenów miał przyprowadzić we właściwe miejsce jeden ze strażników lub któryś z posłańców. I choć jej zdaniem to nie było ani trochę miłe, nie chciała kłócić się z Draculą. I tak pewnie nic by nie wskórała, a raczej tylko pogorszyłaby sprawę. Poza tym nie chciała odwlekać niepotrzebnie tak wyczekiwanego spotkania z nimi, bo już naprawdę nie mogła doczekać się ich widoku.

***

Na wejście do pałacu czekali ponad pół godziny. Środki ostrożności przestrzegane przez całą podróż do Hiszpanii zostały od tak po prostu porzucone przez pilnujące ich wampiry. Te pozostawiły ich samym sobie przed murem zamku i kazały im czekać na przybycie jednego ze strażników, który miał ich doprowadzić przed Draculę.
Pomimo tego, że Edward już długo był wampirem, nowo usłyszane informacje za nic nie chciały mu się poukładać w głowie. Carlisle nigdy nie opowiadał mu tych rzeczy, o których tak swobodnie mówił Patrick. Przez całą drogę do pałacu tłumaczył im i objaśniał jak powinni się zachować przed Draculą, i czemu nie słyszeli o nim nigdy wcześniej. Nie mógł sobie wyobrazić kogoś tak władczego i wysoko postawionego, że służą mu nawet Volturi, których dotąd uważał za najpotężniejszych. W dodatku nie wiedział co taka postać może mieć wspólnego z Ritą i Mahorim i do czego mu są potrzebni. 
Edward szczerze nie znosił Patricka od chwili, w której zobaczył go po raz pierwszy. Nie miał w sobie nic dobrego, a poza tym ciągle pysznił się tym, że potrafi blokować jego dar. Nienawidził tego, bo czuł się wtedy wyjątkowo normalny. Nie mógł przejąć kontroli nad sytuacją nawet w najmniejszym stopniu i to doprowadzało go do szału. 
Od czasu pojawienia się bliźniaków w Forks, ciągle spotykało ich coś ciekawego. Także i z tego powodu, pomimo lekkiego oburzenia całą tą sytuacją z porwaniem, czuł rosnące podekscytowanie. 
Mury zamku robiły wrażenie na każdym z Cullenów, ale atmosfera panująca wokoło nie była dla nich tamtego dnia ani trochę przychylna. Nie mogli czuć się gośćmi, wciąż obserwowani przez wiele par oczu. 
-Będzie dobrze – odezwała się Alice, krzyżując ręce na piersiach. Spoglądała na swojego chłopaka i Edwarda, ale chciała dodać otuchy przede wszystkim sobie. - Przecież gdzieś tam jest Rita i Mahori.
Jasper nie poruszał się, tylko stał w miejscu i czujnie nasłuchiwał wszystkich przyciszonych rozmów. Nie widząc żadnej reakcji z jego strony, Edward odezwał się jako pierwszy.
-Tak, co mogłoby się stać – westchnął – na pewno zaprosili nas na miłą pogawędkę i po prostu zapomnieli o czasie, w którym mieliśmy się pojawić.
Alice spojrzała na niego ze ściągniętymi brwiami i nieznacznie naburmuszona pokręciła głową.
-Staram się jakoś podnieść was na duchu – wyjaśniła zerkając Jaspera. Wyciągnęła swoją dłoń i ujęła jego – nieproporcjonalnie dużą w porównaniu do jej własnej.
Właśnie w tamtej chwili Edward zauważył idącego w ich stronę wampira. Miał na sobie brązową szatę i nie wyglądał na zadowolonego. Był mniej więcej wzrostu Edwarda, ale jednak był kilka centymetrów wyższy. Ciemne loki opadały mu na czoło. Dłonie miał ukryte pod fałdami płaszcza.
-Witajcie w zamku Alcazar – powiedział, zatrzymując się przed nimi. - Pan już na was czeka.
Alice skinęła do niego głową i przygryzła delikatnie dolną wargę. Nieznacznie cofnęła się w stronę Jaspera.
-Masz dla nas jakieś rady? - Uśmiechnął się Edward. Ciemnowłosy nie zmienił poważnego wyrazu twarzy, ale jego górna warga drgnęła. 
-Radzę wam przemyśleć każde słowo, zanim niewłaściwie wypadnie wam z ust - oznajmił - lepiej żebyście nie wiedzieli co stało się z ostatnim wampirem, który w zły sposób wyraził się do Pana. 
Mężczyzna poprowadził ich przez główne wejście do środka i prosto do sali tronowej. Wnętrze pałacu było przesiąknięte zapachem wampirów i Edward wcale się nie zdziwił, gdy odkrył, że nadal nie ma władzy nad swoim darem.
Komnata w kształcie okręgu była zwieńczona licznymi malunkami i zdobieniami, co oko wampira rejestrowało od razu. Edward jednak nie zwracał na te ozdoby większej uwagi, bardziej zainteresowała go postać majacząca na jednym z trzech tronów, usytuowanych na samym końcu sali.
I oto był On – zasiadał na największym i najbardziej ozdobnym tronie, z wyniosłą miną, i chłodnym spojrzeniem spoglądał na przybyłych. Ale nie tylko na niego Edward zwrócił uwagę. Po jego lewej i prawej stronie stali Margarita i Mahori. Wyglądali całkiem inaczej nawet pomimo tego oczywistego faktu, iż fizycznie wcale się nie zmienili. To było coś takiego w ich spojrzeniach i w sposobie w jaki się zachowywali. Może to czarne szaty, które mieli na sobie, rzucały na nich taki urok, a może świadomość, że są tam bezpieczni. Przed przyjazdem do zamku Edward przemyślał wiele różnych scenariuszy, ale tym prawdziwym okazał się ten najmniej prawdopodobny. Twierdzący, że Margarita i jej brat są znów u siebie, w miejscu, do którego od zawsze należeli. Jednak czym oni mogli sobie zasłużyć na tak wielkie spoufalenie się z najprawdziwszym, pierwszym wampirem? Byli dobrymi ludźmi, ale przed przemianą na pewno nie byli w stanie dokonać czynu tak wielkiego, że zaimponowałby samemu Draculi.

***

W końcu ich zobaczyła, obserwowała jak przed nimi stoją, ale pomimo tego, nie mogła uwierzyć. Na widok przyjaciół ogromnie jej ulżyło, bo powoli zaczynała myśleć, że byli tylko jednym z pięknych snów, za którymi zaczynała już tęsknić. 
Mimo wszystko byli prawdziwi i wreszcie dotarli. Wyglądali dokładnie tak jak ich zapamiętała, ale tamtego dnia widziała na ich twarzy zakłopotanie i stres. Jej nogi same rwały się do biegu by ich uściskać i wszystko im wytłumaczyć, ale wiedziała, że nie powinna tego robić. Pragnęła z całego serca, by spodobali się jej ojcu, żeby podziękował im za pomoc i odprawił do domu. Pomimo tego jak bardzo ich kochała, nie chciała aby długo z nimi zostali. Bała się, że mogło się to dla nich źle skończyć.
Dracula powoli podniósł się ze swojego tronu i uniósł do góry smukłą dłoń. 
-Po pierwsze, dziękuje wam za przebycie – powiedział, jak zwykle przeciągając sylaby. - Witam was w moim pałacu i mam nadzieję, że czujecie się tu dobrze.
Oprócz nich, w sali tronowej obecnych było jeszcze wiele innych wampirów, głównie tych z czerwonymi szatami, zasiadający w radzie Draculi. Gdyby Rita ich nie znała, na pewno nie czuła by się tam dobrze.
-Dziękujemy za zaproszenie – odezwał się Jasper i delikatnie skłonił, a Alice i Edward poszli w jego ślady. Margarita odetchnęła, bo obawiała się, że w ogóle nic nie powiedzą. - To zaszczyt wreszcie spotkać Pana Wampirów.