Rozdział 6

Wszyscy skierowali się do domu w nieokreślonych humorach, byli trochę zaniepokojeni i każdy podejrzewał co innego. Edward biegł jako pierwszy i był skupiony na myślach całej czwórki. Deszcz ustał i zrobiło się chłodno, jakby pogoda chciała dodatkowo wpłynąć na ich nastroje.
Margarita biegła na samym końcu razem ze swoim bratem. Zacisnęła pięści, to nie tak miał się skończyć tamten dzień. Nie chciała psuć zabawy, ale wyszło jak zwykle. Przeskoczyła duży konar i zerknęła na Emmetta, czuła, że jest na nią zły. Takie gry były czymś co uwielbiał, a teraz musiał z tego zrezygnować. Po tak wspaniałym popołudniu spodziewał się pewnie świetnego zakończenia. Ale co właściwie stało się przed chwilą? Czy to ona sprawiła, że Emmett tak dziwnie się zachował?
Edward westchnął cicho słysząc myśli dziewczyny, ale nie odezwał się. Miał pewne podejrzenia co do zaistniałej przed chwilą sytuacji, ale chciał usłyszeć to od Carlisle'a, żeby nie robić jej nadziei. Ciągle porównywał ze sobą myśli Rity i Emmetta i był prawie pewny, że ma rację.
Po kilkunastu sekundach las rozrzedził się i przed ich oczami wyrósł duży, jasny dom. Kiedy podeszli bliżej do ich nozdrzy dotarł zapach ich przybranych rodziców, i Edward odetchnął – byli w domu.
W salonie zastali Carlisle'a czytającego jakiś bardzo gruby tom. Esme nigdzie nie było widać, ale odgłosy dochodzące z piętra świadczyły o tym, że jest w swoim gabinecie.
Salon był urządzony schludnie i elegancko. Ściany pomalowane były na biało z fioletowymi pasami przechodzącymi przez środek. W centrum pokoju ustawiony był mały stolik, a wokół niego porozstawiane były skórzane białe fotele i duża kanapa.
Gdy blondyn zauważył przybyłych uśmiechnął się i odłożył książkę, ale kiedy zobaczył ich miny, uśmiech na jego ustach zbladł. Zmarszczył brwi. Po schodach zeszła Esme ubrana w fioletową ołówkową spódnicę i białą bokserkę, z włosami związanymi w kok. Rzuciła okiem na zebranych i usiadła obok Carlisle'a.
-Co się stało? Coś poszło nie tak? - zapytała, martwiąc się.
Pozostali rozsiedli się w fotelach, Margarita spojrzała na swoich przybranych rodziców i wzruszyła ramionami.
-Właśnie o to chodzi – przyznała – nie wiemy co się stało.
Carlisle i Esme zrobili zdziwione miny.
-Nikogo nie zabiliśmy – odpowiedział Edward na niezadane pytanie wyjątkowo spokojnym tonem, ale poruszył się nerwowo. – To całkiem inny problem.
Rosalie zerknęła na Ritę, ale gdy ta się nie odezwała, zabrała głos i opowiedziała całą historię. Wampiry słuchały w ciszy, a kiedy Rose skończyła Carlisle wstał z kanapy i zaczął przechadzać się po pokoju.
Po chwili obrócił się do domowników, którzy milcząc czekali na jego głos. Kiedy na nich spojrzał, w jego złotych oczach ujrzeli skrzące, szalone iskierki. Edward uśmiechnął się szeroko i w wampirzym tempie opuścił salon. Margarita wodziła za nim wzrokiem, dopóki cały nie zniknął za drzwiami.
-I...? - Była bardzo przejęta, ale czekanie ją irytowało. Ze zdenerwowania zaczęła nerwowo wiązać i rozsznurowywać paski materiału zdobiące bluzkę, którą dostała od Esme.
Mahori również był zaciekawiony, ale starał się tego nie okazywać.
-Na prawdę nic nie pamiętasz? - zapytała Emmetta Esme chcąc jakoś wypełnić czas oczekiwania. Osiłek spojrzał na nią naburmuszony i wzruszył ramionami.
-Nie wiem z czego robicie taki szum – mruknął – po prostu nie zauważyłem jej w tamtych krzakach i już.
Rosalie miała właśnie mu zaprzeczyć, ale zanim zdążyli zacząć się kłócić, do salonu wrócił Edward. W dłoniach trzymał grubą, poszarzałą księgę. Położył ją na stole i wszyscy pochylili się nad nią.
-Nie ma tytułu – zauważył Mahori. – Co to za księga?
-Była napisana wiele wieków temu – wyjaśnił Carlisle zbliżając się do pozostałych. – W niej znajdziemy odpowiedź. Przykucnął przy stoliku i otworzył księgę. W powietrze wzbił się kurz.
-Tę księgę spisano dawno temu – uśmiechnęła się Esme. – To Księga Darów.
Margarita zmarszczyła brwi.
-Księga Darów? - powtórzyła i nagle łącząc w głowie fakty otworzyła szeroko oczy. – Nie macie chyba na myśli...
Carlisle w końcu przestał wertować kartki i pokiwał głową. Podał księgę Ricie, a ta położyła ją sobie na kolanach. Zdumiona przeczytała napisany koślawo tytuł i zamarła. Mahori wyrwał jej książkę i także zerknął na tytuł.
-Hipnoza – przeczytał głośno i spojrzał na siostrę. Emmett gwizdnął głośno z uznaniem, nagle odzyskując humor, a Rose szturchnęła go łokciem.
Margarita była zachwycona i przerażona jednocześnie.
-Mam dar? - powiedziała, a jej głos brzmiał jeszcze przez chwilę w ciszy.
Carlisle uśmiechnął się wesoło i poklepał ją po ramieniu.
-Gratulacje! - oznajmił i dodał. – To bardzo rzadko spotykana moc.
Wyglądał trochę jak szalony naukowiec podczas badań, był zachwycony swoim nowym odkryciem.
-Ciekawe czemu akurat hipnoza...-zastanawiała się na głos Esme.
-Pewnie z uporem maniaka chciałaś postawić na swoim – zaśmiał się Mahori, a Rita pokazała mu w odpowiedzi język.
-Jestem ciekawa jak możesz to rozwinąć – powiedziała Rose.
-Właśnie – zgodził się z nią Edward. – Może to nie tylko oczy? Może umiesz też zaczarować głosem?
Po pokoju przeszedł cichy pomruk i wszyscy chcieli od razu wypróbować zdolności Rity.
-Mnie zastanawia, na jaką skalę uda ci się wpływać – wtrącił Mahori. – Potrafiłabyś zahipnotyzować nas wszystkich?
-Może to dlatego zaakceptowaliście nas tak szybko? - wpadła na pomysł Rita, ale od razu została zbesztana przez Esme.
-Nie, Esme – powiedziała Rose, gestykulując rękoma. – To ma jakiś sens. To by wyjaśniało czemu tak łatwo było nam wszystkim zgodzić się na ich przemianę. Rita roztaczała taką dziwną, uspokajającą aurę...
-Tak – przyznał Edward i zerknął na Ritę. – Nawet dzisiejszego popołudnia jakoś tak bez sprzeciwów przyjmowaliśmy twoje pomysły...
-Ej! - sprzeciwiła się Margarita. – Wcale was do niczego nie zmuszałam!
Emmett zaśmiał się.
-To nie byłaś ty, to była twoja aura.
Rita zaśmiała się, a Rose uderzyła go poduszką.
-A co widzisz używając swojego daru? - powrócił do tematu Carlisle, nie zwracając uwagi na sprzeczki swoich przybranych dzieci. – Niektóre wampiry podczas tego typu praktyk widzą różne kształty lub czują zapachy...
Margarita zamyśliła się. Czy czuła coś specjalnego? Na pewno była wtedy zażenowana, ale to wynikało z tamtej sytuacji.
-Chyba byłam zbyt zaaferowana zabawą, żeby cokolwiek zapamiętać – przyznała.
-Raczej przegrywaniem – mruknął cicho Mahori, ale Rita udała, że go nie słyszy.
Carlisle był bardzo poruszony, fascynowały go takie sprawy.
-A może spróbujesz ponownie? - zapytał i rozejrzał się po pokoju, jakby szukając ofiary. Rita poczuła się trochę nieswojo. Jak to zrobić?
Esme zauważyła jej wzrok.
-Carlisle, a może damy jej odpocząć? - powiedziała spokojnie. – Chociaż kilka godzin.
Jej mąż wydał z siebie pomruk zawodu, ale posłusznie usiadł obok żony, jakby dopiero teraz spostrzegł, że cały czas kucał.
-Dziękuje Esme. – Rita uśmiechnęła się do swojej przyszywanej mamy. – Ale chętnie spróbuje.
Rose wstała ciągnąc Emmetta za rękę.
-Chodź wielkoludzie – powiedziała – dajmy im trochę prywatności.
Emmett ponownie się naburmuszył, ale posłusznie podążył za żoną mamrocząc pod nosem. Edward też chyba chciał się zebrać, ale Rita go zatrzymała.
-Zostań – powiedziała, unikając jego wzroku. Miedzianowłosy cofnął się z zaskoczonym wyrazem twarzy i usiadł z powrotem na kanapie.
-No to ja zgłaszam się na ochotnika – oznajmiła Esme nie zauważając powstałego między tamtą dwójką napięcia. Uśmiechnęła się zachęcająco do Rity, a  ta popatrzyła bezradnie na Carlisle'a.
-Tylko spokojnie – powiedział blondyn uspokajająco. – Nie wszystko od razu może ci się udać.
-Tak, w porządku – powiedziała Rita, choć wcale nie czuła się rozluźniona.
-Zaczynajmy – ponaglił ją Mahori i rozsiadł się wygodniej w fotelu.

Rozdział 5

Rita rozejrzała się wokoło. Na polanie nie było już nikogo poza nią i Emmett'em. Wzięła głęboki wdech, ale to jej nie pomogło. Zapachy całej piątki przesiąknęły całą okolicę i nie była pewna, kto pobiegł w którym kierunku. Żeby nie tracić więcej czasu, skierowała się na północ w stronę jeziora, przy którym się ścigali. Nie opracowała żadnej strategii, a teraz gdy wciąż słyszała odliczanie Emmetta nie mogła się w sobie jakoś zebrać.
...Myśl...skup się... powtarzała sobie w myślach.
Przede wszystkim musi odbiec jeszcze dalej, by przez przypadek nie spotkać swoich przeciwników. Emmett ma dość słaby węch, więc pewnie nie wyczuje gdzie pobiegła. Nie może pochwalić się także dobrym słuchem czyli prawdopodobnie przez całą rozgrywkę będzie czaił się przy bazie, czekając, aż ktoś z nich popełni błąd.
Rita dobiegła do skraju lasu i wdrapała się na jedno z drzew. Czuła narastającą ekscytację - chciała wygrać. Musi poczekać na odpowiedni moment, gdy ktoś z pozostałych zwróci uwagę osiłka. Wtedy wystarczyłoby podbiec do bazy i się zaklepać. Bułka z masłem.
Nagle usłyszała lekki hałas gdzieś przed nią. Przestała się ruszać i jak najciszej potrafiła wciągnęła powietrze nosem. To zdecydowanie był Mahori, pachniał prawie tak samo jak ona, ale trochę bardziej kwaśno. Po chwili zauważyła go, skradał się do bazy wlokąc się po ziemi. Ritę rozbawił jego widok, ponieważ nie szło mu to najlepiej, a dodatkowo narażał się bezmyślnie. Zeskoczyła delikatnie z drzewa i pobiegła trochę dalej na wschód, ponieważ nie chciała dać się teraz wyczuć i głupio wkopać. Podniosła z ziemi mały kamyk i rzuciła gdzieś w bok żeby zmylić Emmetta. I rzeczywiście – osiłek zbliżył się w tamtą stronę dając czarnowłosej chwilę na ucieczkę.
Na dworze robiło się coraz duszniej i można było wyczuć zbliżającą się burzę.
Rita starała się nie myśleć zbytnio o tym co właśnie robi, obawiając się Edwarda, ale było to trudne. Domyślała się, że rudowłosy oszukuje i nie chciała mu tego ułatwiać.
Ciszę przerwał głośny krzyk Emmetta.
-Za Rosalie!
Margarita usłyszała jeszcze rozzłoszczony głos Rose oskarżający męża o bezczynne czekanie na graczy. Posprzeczali się chwilę, a potem znów zrobiło się bardzo cicho.
Po jakichś piętnastu minutach wszyscy usłyszeli pierwszy grzmot. Pociemniało i nagle z nieba lunął deszcz. Kilka dni wcześniej stopniał pierwszy śnieg tamtej jesieni, ale pogoda była kapryśna i po dwóch gorących dniach rozpętał się burzowo - deszczowy tydzień.
Rita starała się zachować dystans od bazy, ale nadal miała ją w zasięgu wzroku. Deszcz ułatwiał im grę – zapachy się rozmyły. Niestety jakiś czas wcześniej zgubiła z widoku Emmetta i nie miała pojęcia, w którą stronę poszedł. Poruszała się najciszej jak potrafiła i była podekscytowana. Robiło się coraz ciemniej i rozgrywka dobiegała końca. W grze pozostała tylko dwójka bliźniaków, Rita i Mahori. Edward wpadł przez przypadek, gdy Emmett nagle zmienił kierunek biegu i zauważył jego rudawe włosy.
Nagle Rita wyczuła mocniejszy zapach swojego brata i szybko skręciła w prawo, przybliżając się do bazy. Mahori był podstępny i sprytny, więc wolała trzymać się od niego jak najdalej.
Ogromny las nie wydawał się już być tak przyjaznym jak za dnia. Ricie jeszcze bardziej wyostrzyły się zmysły i dzięki temu wpadł jej do głowy pewien heroiczny pomysł.
Wskoczyła na drzewo i rozejrzała się. Niebo było czarne i co chwilę rozświetlały go ogromne błyskawice. Poczuła się tak, jakby dostała właśnie zastrzyk adrenaliny. Deszcz spływał po jej czarnych włosach i ubraniu, a ona miała ochotę drzeć się na całe gardło.
Jakiś kawałek jej mózgu zarejestrował kilkaset metrów dalej Edwarda opierającego się o konar jakiegoś drzewa i patrzącego na nią. Obserwował całą rozgrywkę z góry. Nie przejęła się nim zbytnio – była zajęta szukaniem czegoś innego.
Kiedy zlokalizowała swój cel szybko zeskoczyła z gałęzi i pobiegła przed siebie. Emmett, którego namierzyła znajdował się kilkanaście metrów za bazą, prawdopodobnie szukając Mahori'ego. Jakiś głos powiedział jej, że to co robi to głupota, ponieważ, kiedy tylko się zdradzi, to Emmett nadrobi ten odcinek w dwie sekundy. Mimo to rozpędzała się coraz bardziej. Starała się omijać krople deszczu, ale biegła pod wiatr, więc cała przemokła. Nagle podmuch wiatru przyniósł jej złe wieści. Znieruchomiała, a z jej ust zniknął uśmiech. Poczuła ostry zapach Emmetta - osiłek zmienił zdanie i powrócił do bazy.
W przypływie desperacji rzuciła się w najbliższe krzaki. Po kilku sekundach zza drzewa wyłonił się Emmett. Był cały mokry, ale i szczęśliwy. Ucieszony faktem wyczucia słodko kwaśnego zapachu Rity. Powoli, ze zwierzęcym błyskiem w oczach rozglądał się po całej okolicy próbując wyłonić zza gąszczy jej twarz. Za nim znikąd wyrósł Edward, który co prawda już nie brał udziału w grze, ale chciał pozostać na bieżąco. Oparł się o jeden z ogromnych pieni i wcale nie przejmował się deszczem. Rose siedziała skulona pod prowizorycznym daszkiem z liści kilka metrów za rudowłosym. Miała skrzywioną minę, ponieważ deszcz zniszczył cały jej pieczołowicie przygotowywany wygląd.
Margarita uświadomiła sobie w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła. Emmett musiałby być całkiem ślepy, żeby jej nie zauważyć.
Edward uśmiechnął się pod nosem czytając myśli czarnowłosej. Margarita z trudem przyjmowała wiadomość, że teraz może wygrać tylko jej brat. Emmett nieuchronnie zbliżał się do krzaków, w których ukrywała się Rita. Jego humor poprawiał się coraz bardziej - docierało do niego, że naprawdę ma szansę wygrać.
Wtedy ich oczy się spotkały - osiłek skierował wzrok głębiej w gałęzie i spojrzał prosto w jej białe tęczówki i wiedział już, że z nią wygrał.
Nie widzisz mnie, to wiewiórka, tylko wiewiórka, myślała gorączkowo Rita i zachciało jej się płakać, bo była już bardzo bliska wygranej. Patrzyła w jego czarne i szczęśliwe oczy czując, że na długo zapamięta tę chwilę porażki.
Usta Emmetta rozciągnęły się w triumfalnym uśmiechu i właśnie zamierzał wydać z siebie okrzyk zwycięstwa, kiedy znieruchomiał. Wyglądał jak posąg, jego oczy utknęły w jakimś martwym punkcie, a potem nagle wstał, obrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic, od nowa zaczął szukać.
Cała scena trwała jedną lub dwie sekundy. Margarita nadal kucała w krzakach tak zdziwiona, że nie mogła wydusić z siebie słowa.
-Co to ma znaczyć?! - wykrzyknął oburzony Edward.
Wytrzeszczył oczy i kierował wzrok przemiennie na Ritę i Emmetta. Rosalie upuściła swój prowizoryczny daszek i otworzyła ze zdziwieniem usta. Margarita wyprostowała się, a w jej głowie wrzała bitwa.
Na trawie pojawił się nagle Mahori, zeskoczył z drzewa, z którego w ciszy obserwował całą sytuację. W sekundę podbiegł do Rity i zaczął się jej uważnie przyglądać, nie całkiem wiedząc, jak ma zareagować.
Rose nie zrozumiała co właściwie się stało, podeszła do Emmetta, który najwyraźniej nie zauważył niczego nadzwyczajnego.
-Co się stało? - zapytał osiłek, wyraźnie zdenerwowany. – Czemu oboje się podkładacie?
Rita spojrzała na niego w dziwny sposób, ale nie odezwała się.
-Przed chwilą zauważyłeś Ritę w kryjówce – podpowiedziała mu Rosalie. – A potem nagle odwróciłeś się i zacząłeś ponownie szukać, no i...
-O czym ty mówisz? - zirytował się jej mąż. – Tam nie było nikogo! Tylko wiewiórka...
Rita poczuła się tak, jakby ktoś właśnie wylał jej na głowę kubeł lodowatej wody. Czy ona właśnie...?
Edward spojrzał na Ritę, która - choć to było całkiem niemożliwe- pobladła.
-Może porozmawiamy o tym w domu – zaproponował zaniepokojony siostrą Mahori, starając się jakoś przejąć kontrolę nad sytuacją. – Z rozgrywki i tak nic już dzisiaj nie wyjdzie.

Rozdział 4

Po kilku tygodniach sytuacja stała w miejscu i wydawała się być beznadziejna. Ani Rita, ani Mahori nic sobie nie przypomnieli. Carlisle pocieszał ich twierdząc, że mnóstwo jego pacjentów z amnezją przypomina sobie przeszłość. Trzeba tylko cierpliwie czekać.
Margarita często o tym myślała. Na co ma zwracać uwagę? Potrzebny był jakiś impuls, który otworzy jej pamięć. Może zapach, jakaś rzecz lub czyjś głos...
Od czasu do czasu wychodziła z domu sama lub z bratem szukając pomocy na zewnątrz, by odetchnąć. Mimo wszystko Rita bardzo polubiła się z Cullenami, dużo czasu spędzała z Rosalie, rozmawiając o wszystkim. Znalazła w niej bardzo dobrą przyjaciółkę. Powoli zaczynała się przyzwyczajać do niewiedzy. Mahori również już zadomowił się w nowym miejscu i coraz częściej się uśmiechał. Polubił rywalizowanie z Emmett'em i Edwardem w różnych zadaniach. Nie był silniejszy od Emmetta, ale z łatwością wyprzedzał w biegu Edwarda. Podczas jednej z wielu wypraw w góry na polowanie cała piątka zatrzymała się na chwilę na niewielkiej polanie.
Carlisle był na dyżurze, a Esme pojechała na zakupy do miasta. Nudziło im się, więc Edward wysunął pomysł z zawodami.
-Ile konkurencji? - dopytywał się Emmett i mimowolnie naprężał mięśnie. Uwielbiał to, kochał popisywać się swoją siłą i zapałem do walki.
-Co najmniej cztery – odpowiedział podekscytowany Mahori. – Albo pięć, żeby nie było parzyście.
Rosalie także zaczynała już odczuwać lekkie emocje, ale wciąż z lekką niepewnością spoglądała na twarze towarzyszy. Nie była najlepsza w tego typu grach. Jej zły humor trochę się poprawił, gdy uszczęśliwiony Emmett dał jej buziaka w policzek.
-Pierwszy będzie bieg – zadecydował Edward kreśląc coś na ziemi. – Potem pojedynek, rzucanie w dal i...
-Skoki – wtrąciła Rita.
-...skoki na odległość – dokończył rudowłosy uśmiechając się pod nosem.
-Jeszcze jakieś propozycje?- zapytała Rosalie. – Brakuje jednej konkurencji.
-A może chowany? - od niechcenia wysunął pomysł Mahori.
Pozostali spojrzeli na niego z lekkim zdziwieniem.
-No cóż...-zaczął Emmett, ale Rita mu przerwała.
-To doskonały pomysł! - zaśmiała się – wyobraźcie sobie, każdy z nas ma doskonały słuch i wzrok, a także węch.
Edward wyczytał w jej myślach, co dokładnie miała na myśli.
-Może się udać – powiedział.
-Spróbujmy – potwierdził Emmett, – Bazą będzie ten kamień, na końcu polany. Szukającym będzie osoba z największą ilością punktów z pozostałych konkurencji.
-Wszyscy się zgadzają? - Rita, widząc potwierdzenie, skierowała się do Edwarda. – Dokąd się ścigamy?
Chłopak zastanowił się przez chwilę, a potem uśmiechnął triumfalnie.
-Kilka kilometrów dalej od miejsca w którym się znajdujemy jest się duże jezioro. Będziemy musieli dobiegnąć do niego, okrążyć i wrócić tą samą drogą.
-Brzmi nieźle – zgodziła się Rita. Rose podniosła się z trawy i ułożyła z gałęzi linię, która miała symbolizować zarówno metę jak i start.
Wszyscy ustawili się równo i życzyli sobie powodzenia.
-Tylko bez żadnych sztuczek – przypomniał im Mahori i ustawiwszy się równo przed linią, wykrzyknął. – Start!
Każdy zerwał się z miejsca i pięcioro zawodników wystrzeliło z ogromną prędkością. Od razu zarysowały się pewne schematy. Rosalie była najwolniejsza. Edward i Mahori prowadzili. Rita biegła tuż za nimi wyprzedzając Emmetta.
Margarita poczuła się niesamowicie, wcale nie odczuwała zmęczenia, bynajmniej – bieg wydawał się dodawać jej jeszcze więcej energii.
Dobiegli już do jeziora i zostawiając za sobą tabuny kurzu szybko go okrążyli. Ricie udało się nawet przez chwilę wyprzedzić Edwarda, ale gdy tylko ten zobaczył co się dzieje, natychmiast przyspieszył uśmiechając się. Rita zaśmiała się wesoło i także zwiększyła prędkość.
Do mety pierwszy dobiegł Mahori, potem lekko skrzywiony Edward. Za nimi przybiegła Rita. Zaskoczeniem było pojawienie się na mecie Rose przed Emmett'em.
-Mahori zdobywa pięć punktów, a my kolejno o jeden mniej – oznajmiła Rosalie rozbawiona miną Emmetta.
-Czas na pojedynki – powiedział Edward.
Rita stanęła z boku i obserwowała pozostałych, obudził się w niej duch rywalizacji.
Emmett uśmiechając się pod nosem odgarnął trochę wielkich kamieni i zaznaczył spory kawałek terenu jako miejsce walki.
-Każdy walczy z każdym, a potem sumujemy wygrane – odezwała się Rita. – Tak będzie sprawiedliwie.
W pojedynkach najgorzej radził sobie Edward, co prawda był szybki, ale brakowało mu siły. Poradził sobie z Rosalie, ale przegrał z Emmettem i Mahorim. Margarita zaskoczyła go swoją przebiegłością, myślała cały czas o kwiatach i wzorach robiąc szybkie uniki. Nie wiadomo kiedy przystawiła mu zęby do szyi.
Każdą wygraną Mahori'ego i Rity Emmett określał jako niewyżytą siłę nowo narodzonych. W pewnym momencie nawet przewinęła mu się przez głowę myśl o przegranej, ale szybko wypchnął ją z głowy.
Po paru kwadransach walki były rozegrane i okazało się, że mimo wszystko to Emmett wygrał.
Następną konkurencją był rzut w dal. Edward znalazł długi kij i zaostrzył jego koniec. Mimo tego, że to Emmett był najsilniejszy, Mahori wygrał w tej konkurencji.
Rita zsumowała swoje punkty i nie była zadowolona. Jeśli nie wygra w zabawie w chowanego, może się pożegnać z podium. Na liście górował Emmett z większością wygranych pojedynków i to on dostał przywilej bycia szukającym. Ucieszyła ją myśl, że to nie Edward, gdyż jego dar mógłby pomóc mu wygrać. Będzie musiała trzymać swoje myśli w ryzach, żeby przez przypadek się nie zdradzić.
-Liczysz do dziesięciu i dopiero otwierasz oczy – przypomniał mu Mahori. – Żadnego podglądania i oszukiwania.
Emmett potarł ręce dumny z ilości swoich punktów i podekscytowany do granic możliwości. Rosalie zamyślona opracowywała plan, kalkulując swoje szanse. Mahori spoglądał na swoich przeciwników i uśmiechał się delikatnie.
-Edward, czy mógłbyś się odczepić? - zdenerwowała się na niego Rose. – Przecież czuję, że czytasz mi w myślach!
Edward zaśmiał się cicho, ale widząc jej wzrok spoważniał.
-To co mam według ciebie zrobić? Nie umiem tego tak po prostu wyłączyć!
Mahori podniósł głowę zainteresowany sprzeczką.
-A nie możesz skupiać się na swoich myślach?- ciągnęła Rosalie. – To oszustwo!
-Spokojnie – przerwał im Emmett nie chcąc, by popsuli  zabawę, ale zgadzał się z Rose. – Edward, nie możesz jakoś tak...przestać?
Rudowłosy wziął głęboki wdech, by zyskać kilka sekund i starał się nie patrzeć na blondynkę.
-Spróbuję – powiedział beznamiętnie i zainteresował się rojem mrówek krążących wokół jego stóp.
Emmett zaśmiał się wesoło i naprężył mięśnie.
-Wszyscy gotowi?
-Rozpoczynamy finał – powiedział poważnie Mahori, czym rozbawił naburmuszonych przyjaciół.
Emmett zakrył swoje oczy wielkimi rękoma i zaczął powoli liczyć.

Rozdział 3

Margarita po polowaniu poczuła się o wiele lepiej. Przez pierwsze chwile była trochę przerażona swoją zwierzęcą naturą, ale gdy tylko posmakowała zwierzęcej krwi na swoich wargach, przeszło jej. Powoli zaczynała zaprzyjaźniać się z nową sytuacją i poznanymi osobami. Była im bardzo wdzięczna za to, co zrobili dla niej i jej brata. Starała się na razie nie zamartwiać zanikiem pamięci, tylko rozkoszować się nowym życiem. Dziwiła się, że zaakceptowali ich tak szybko, ale nie myślała o tym przy Edwardzie, nie chcąc sprawić im przykrości. Na razie cały wolny zajmowało jej podziwianie świata dokładnymi oczami wampira i musiała przyznać, że zaczynało jej się to podobać.
Mahori nie był zbyt zadowolony z sytuacji, która z tego wynikła. Obawiał się spotkania z ludźmi, a także nurtowało go wiele pytań, na przykład, czemu tęczówki Margarity i jego są inne niż wszystkich. Co prawda fascynowały go wszystkie możliwości bycia wampirem i nieśmiertelności, ale jego umysł nadal powracał do wypadku. Nie wiedział, co się z nimi wtedy stało i nie dawało mu to spokoju.
-Powinniśmy wam opowiedzieć coś o sobie – powiedziała Esme uśmiechając się miło do dwójki nowo narodzonych pewnego wieczoru, kiedy wszyscy zebrali się w salonie.  – Na pewno jesteście ciekawi.
Margarita siedziała obok brata i spoglądała na niego uważnie sprawdzając czy wszystko z nim w porządku.
-Bardzo chętnie – uśmiechnęła się delikatnie odpowiadając za nich oboje.
Carlisle usiadł wygodniej i lekko przymrużył oczy wspominając dawne czasy.
-Wszystko zaczyna się w drugiej połowie siedemnastego wieku, gdy zostałem przemieniony, a stało się to podczas jednej z wielu nocy polowań na wampiry – zaczął – wiedziałem kim się stałem i nie chciałem tego. Próbowałem się zabić, ale nie udało mi się. Wtedy obok jaskini w której się ukrywałem przebiegło stado jeleni i nie wytrzymałem, to był dzień w którym wszystko się zmieniło. Wiedziałem już, że jest inne, lepsze wyjście. Rozpocząłem naukę i zostałem lekarzem. Po wielu latach samotnej wędrówki w moim życiu pojawił się Edward.
Doktor spojrzał na swojego syna, a ten kontynuował historię.
-To było w roku tysiąc dziewięćset osiemnastym, miałem siedemnaście lat i zachorowałem na hiszpankę. Byłem umierający i właśnie wtedy pojawił się Carlisle. Uratował mi życie, dzięki niemu wciąż tu jestem, ale muszę przyznać, że na początku wcale mi to nie odpowiadało.
Mahori uśmiechnął się do niego porozumiewawczo, on też często miewał wątpliwości.
Edward oddał teraz głos Esme.
-Zdarzyło się to zaraz po śmierci mojego synka. Nie chciałam żyć i rzuciłam się z klifu. Lekarze nie dawali mi szans, myśleli, że już nie żyje. Miałam złamany kręgosłup i byłam całkiem sparaliżowana. Kiedy Carlisle mnie zobaczył i usłyszał moje serce zrozumiał, że jeszcze żyje i przemienił mnie. Kilka lat później pobraliśmy się.
Esme uścisnęła lekko dłoń męża i oparła głowę na jego ramieniu.
-Niedługo po ślubie tej dwójki pojawiłam się ja – odezwała się Rosalie siedząca obok Emmetta. - Moja historia zaczyna się w trzydziestym trzecim roku dwudziestego wieku. Miałam właśnie brać ślub, byłam piękna i każdy chciał mieć mnie za żonę. Royce, mój narzeczony, był całkowicie we mnie zakochany – wzięła głęboki wdech, choć całkowicie niepotrzebnie. – Kiedy pewnego wieczoru wracałam do domu od koleżanki, spotkałam go pijanego razem z kolegami – Rose przerwała, a Emmett przygarnął ją do siebie i można było zauważyć, że zacisnął szczękę. - Potem obudziłam się już podczas przemiany w naszym starym domu.
-Moja historia jest najkrótsza – zaśmiał się uroczo Emmett, chcąc chociaż trochę rozluźnić atmosferę. – Dwa lata po przemianie Rose wyszedłem na dwór i zaatakował mnie niedźwiedź. Rosalie znalazła mnie i zaniosła do Carlisle'a, a on zrobił co musiał i jestem. Niedługo potem oświadczyłem się Rosalie i wzięliśmy ślub.
Rita i Mahori byli pod wrażeniem tego, co właśnie usłyszeli. Margarita spoglądała na piękne twarze domowników i myślała o tym wszystkim.
Dopiero teraz ochłonąwszy lekko widziała dokładniej jak wyglądają. Carlisle był naprawdę przystojny, miał blond włosy zaczesane do tyłu, które dobrze pasowały do jego złotych oczu. Nie był zbytnio umięśniony, ale za to wysoki i szczupły. Esme miała kasztanowe włosy sięgające za ramiona, była smukła i dużo niższa od doktora. Jej oczy łagodnie spoglądały na każdego i nawet jej nie znając można było przysiąc, że nie powiedziałaby na nikogo złego słowa.
Rita skierowała teraz wzrok na młodszą parę. Emmett był bardzo umięśniony i na początku rzeczywiście trochę się go bała. Potem okazało się, że całkiem niepotrzebnie, bo to najweselszy i najmilszy chłopak jakiego kiedykolwiek spotkała.
Przy pięknie Rosalie blakła każda inna uroda. Jej blond włosy falami spływały po plecach, miała bardzo duże oczy i długie rzęsy. Odznaczające się kości policzkowe dodawały jej jeszcze większego uroku.
Rita spojrzała na Edwarda. Chłopak był bardzo tajemniczy i nie lubił dzielić się z kimkolwiek swoimi emocjami. Miał rudawe włosy, był chudy z delikatnie zarysowanymi mięśniami. Wydawał się być bardzo miły i wyglądał na kogoś, z kim dobrze się rozmawia. Margaritę trochę onieśmielał jego dar i czuła się obnażona, gdy był w pobliżu.
-To który rok mamy teraz? - zapytał znienacka Mahori, wcale nie żartując.
-Mamy jesień tysiąc dziewięćset czterdziestego dziewiątego roku – odpowiedział spokojnie Carlisle. Mahori ze zdumieniem otworzył oczy. Wydawało mu się – sądząc po ich opowieściach – że jeszcze nie było czterdziestego roku.
-Gdzie jesteśmy? - zaciekawiła się Rita wyglądając przez okno. Widać było z niego góry i choć była jesień, to wszędzie leżał śnieg. Podczas polowania nie minęli żadnego miasta, choć to pewnie było zaplanowane przez Cullenów.
-Znajdujemy się w Forks, osiedliliśmy się tu po raz pierwszy– wyjaśnił Carlisle. – Oprócz nas istnieje jeszcze tylko jedna wampirza rodzina, która zamieszkuje gdzieś na stałe, to nasi przyjaciele z Alaski. Większość wampirów nie ma domu.
Mahori pokiwał głową ze zrozumieniem, ogromne lasy i chłodny klimat sprawiały, że to było idealne miejsce dla wampirów.
-Są tu jeszcze jacyś inni? - zapytała z zaciekawieniem Rita.
Carlisle spojrzał na Edwarda, a ten zabrał głos.
-Nie, to tak jakby nasz teren, choć czasem zdarza się, że mamy gości.
Rudowłosy był bardzo ciekawy przybyłych. Przez wydarzenia ostatnich dni byli bardzo zdezorientowani i w dodatku nie pamiętali niczego przed przemianą, więc czuł się trochę bezużyteczny.
Esme patrzyła na tę dwójkę nowych domowników ze zwykłym sobie spokojnym wzrokiem. Czuła się szczęśliwa, ponieważ wiedziała już, iż dobrze zrobiła zgadzając się na ich przemianę. Byli inteligentni i wiedzieli jak się zachować, w ich cudownej urodzie dostrzegała też coś wyjątkowego, coś takiego...dostojnego.
Rosalie od zawsze marzyła o bliskiej przyjaciółce i choć z Esme rozumiała się doskonale, potrzebowała kogoś zbliżonego do swojego wieku. Miała nadzieję, że kiedyś zaprzyjaźni się z Ritą.
-Czujcie się tu jak w domu – powiedział Carlisle. – Będziemy bardzo szczęśliwi, jeśli zostaniecie z nami na dłużej.
-Skoro i tak nie macie się gdzie podziać... - zaczął Emmett i natychmiast dostał od Rose kuksańca w żebra.
-Dziękujemy – oznajmił Mahori. – To bardzo miłe z waszej strony.
Rita spojrzała na domowników z wdzięcznością. Gdyby nie oni... raczej już nigdy by się nie uśmiechnęła.
-Chodźcie ze mną, wybierzecie sobie pokoje, na pewno chcecie na spokojnie wszystko przemyśleć. – Edward znając myśli rodzeństwa uprzedził ich prośbę.
-My też już się zbieramy, chodź Emmett -rzuciła Rose i wszyscy oprócz Carlisle'a i Esme weszli na górę po schodach.
-Miłej nocy – powiedziała pani domu na pożegnanie.
Na piętrze Rita zobaczyła przed swoimi oczami długi korytarz, na ścianach wisiały przeróżne obrazy.
-Zajęte są tylko te trzy – wskazywał Edward. – Reszta jest wolna.
Mahori otworzył pierwsze drzwi z brzegu i uśmiechnął się.
-Ten będzie doskonały.
Gdy jej brat zniknął za drzwiami Rita ruszyła przed siebie i otworzyła pokój na końcu korytarza. Było to całkiem spore pomieszczenie pomalowane czerwoną farbą i ozdobione czarnymi paskami w rogach. Małe łóżko postawione było przy ścianie, by stwarzać pozory ludzkim gościom, a przy dużym oknie stało biurko. Na środku pomieszczenia stała duża, ciemna szafa.
-Bardzo mi się tu podoba – powiedziała Rita i uśmiechnęła się do Edwarda, który wszedł za nią. – Pasuje do mnie.
Miedzianowłosy rozejrzał się i przytaknął Ricie. Przez pierwszą chwilę, gdy tylko ją zobaczył wiedział, że jest kimś wyjątkowym. Nie czuł do niej chyba nic szczególnego, ale musiał przyznać, że jeszcze nigdy nie widział tak pięknej wampirzycy. Nie mógł się oprzeć zerkaniu na nią i za każdym razem kiedy to robił czuł na sobie wzrok Esme. Odwracał wzrok nie chcąc, by jego matka znowu zrobiła sobie nadzieję, tak jak wtedy, gdy pojawiła się Rose.
-Jest teraz cały twój – powiedział i miał już wyjść z pokoju, ale Rita go zatrzymała.
-Dziękuje za wszystko Edwardzie – odezwała się pewnym głosem i spojrzała na niego swoimi wielkimi oczyma. - Gdyby nie wy, dawno byśmy już nie żyli.
-Nie ma za co – odpowiedział oszołomiony jej spojrzeniem chłopak i pospiesznie opuścił pokój.