Margarita po polowaniu poczuła się o wiele lepiej. Przez pierwsze chwile była
trochę przerażona swoją zwierzęcą naturą, ale gdy tylko posmakowała zwierzęcej krwi na swoich wargach, przeszło jej. Powoli zaczynała
zaprzyjaźniać się z nową sytuacją i poznanymi osobami. Była im
bardzo wdzięczna za to, co zrobili dla niej i jej brata. Starała się
na razie nie zamartwiać zanikiem pamięci, tylko rozkoszować się nowym
życiem. Dziwiła się, że zaakceptowali ich tak szybko, ale nie
myślała o tym przy Edwardzie, nie chcąc sprawić im przykrości.
Na razie cały wolny zajmowało jej podziwianie świata dokładnymi oczami
wampira i musiała przyznać, że zaczynało jej się to podobać.
Mahori
nie był zbyt zadowolony z sytuacji, która z tego wynikła.
Obawiał się spotkania z ludźmi, a także nurtowało go wiele
pytań, na przykład, czemu tęczówki Margarity i jego są
inne niż wszystkich. Co prawda fascynowały go wszystkie możliwości
bycia wampirem i nieśmiertelności, ale jego umysł nadal powracał
do wypadku. Nie wiedział, co się z nimi wtedy stało i nie dawało
mu to spokoju.
-Powinniśmy
wam opowiedzieć coś o sobie – powiedziała Esme uśmiechając się
miło do dwójki nowo narodzonych pewnego wieczoru, kiedy
wszyscy zebrali się w salonie. – Na pewno jesteście ciekawi.
Margarita
siedziała obok brata i spoglądała na niego uważnie sprawdzając czy wszystko z nim w porządku.
-Bardzo
chętnie – uśmiechnęła się delikatnie odpowiadając za nich
oboje.
Carlisle
usiadł wygodniej i lekko przymrużył oczy wspominając dawne czasy.
-Wszystko
zaczyna się w drugiej połowie siedemnastego wieku, gdy zostałem
przemieniony, a stało się to podczas jednej z wielu nocy polowań na wampiry – zaczął – wiedziałem kim się stałem i
nie chciałem tego. Próbowałem się zabić, ale nie udało
mi się. Wtedy obok jaskini w której się ukrywałem
przebiegło stado jeleni i nie wytrzymałem, to był dzień w którym
wszystko się zmieniło. Wiedziałem już, że jest inne, lepsze
wyjście. Rozpocząłem naukę i zostałem lekarzem. Po wielu latach
samotnej wędrówki w moim życiu pojawił się Edward.
Doktor
spojrzał na swojego syna, a ten kontynuował historię.
-To
było w roku tysiąc dziewięćset osiemnastym, miałem siedemnaście
lat i zachorowałem na hiszpankę. Byłem umierający i właśnie
wtedy pojawił się Carlisle. Uratował mi życie, dzięki niemu
wciąż tu jestem, ale muszę przyznać, że na początku wcale mi to
nie odpowiadało.
Mahori
uśmiechnął się do niego porozumiewawczo, on też często miewał
wątpliwości.
Edward
oddał teraz głos Esme.
-Zdarzyło
się to zaraz po śmierci mojego synka. Nie chciałam żyć i
rzuciłam się z klifu. Lekarze nie dawali mi szans, myśleli, że
już nie żyje. Miałam złamany kręgosłup i byłam całkiem
sparaliżowana. Kiedy Carlisle mnie zobaczył i usłyszał moje
serce zrozumiał, że jeszcze żyje i przemienił mnie. Kilka lat później pobraliśmy się.
Esme
uścisnęła lekko dłoń męża i oparła głowę na jego ramieniu.
-Niedługo
po ślubie tej dwójki pojawiłam się ja – odezwała się
Rosalie siedząca obok Emmetta. - Moja historia zaczyna się w
trzydziestym trzecim roku dwudziestego wieku. Miałam właśnie brać
ślub, byłam piękna i każdy chciał mieć mnie za żonę. Royce,
mój narzeczony, był całkowicie we mnie zakochany – wzięła
głęboki wdech, choć całkowicie niepotrzebnie. – Kiedy
pewnego wieczoru wracałam do domu od koleżanki, spotkałam go
pijanego razem z kolegami – Rose przerwała, a Emmett przygarnął
ją do siebie i można było zauważyć, że zacisnął szczękę. - Potem obudziłam się już podczas przemiany w naszym starym domu.
-Moja historia jest najkrótsza – zaśmiał się uroczo Emmett, chcąc chociaż trochę rozluźnić atmosferę. – Dwa lata po przemianie Rose wyszedłem na dwór i zaatakował mnie niedźwiedź. Rosalie znalazła mnie i zaniosła do Carlisle'a, a on zrobił co musiał i jestem. Niedługo potem oświadczyłem się Rosalie i wzięliśmy ślub.
-Moja historia jest najkrótsza – zaśmiał się uroczo Emmett, chcąc chociaż trochę rozluźnić atmosferę. – Dwa lata po przemianie Rose wyszedłem na dwór i zaatakował mnie niedźwiedź. Rosalie znalazła mnie i zaniosła do Carlisle'a, a on zrobił co musiał i jestem. Niedługo potem oświadczyłem się Rosalie i wzięliśmy ślub.
Rita i
Mahori byli pod wrażeniem tego, co właśnie usłyszeli. Margarita
spoglądała na piękne twarze domowników i myślała o tym
wszystkim.
Dopiero
teraz ochłonąwszy lekko widziała dokładniej jak wyglądają.
Carlisle był naprawdę przystojny, miał blond włosy zaczesane do tyłu, które
dobrze pasowały do jego złotych oczu. Nie był zbytnio umięśniony, ale za
to wysoki i szczupły. Esme miała kasztanowe włosy sięgające za ramiona, była
smukła i dużo niższa od doktora. Jej oczy łagodnie spoglądały
na każdego i nawet jej nie znając można było przysiąc, że nie powiedziałaby na nikogo
złego słowa.
Rita
skierowała teraz wzrok na młodszą parę. Emmett był bardzo
umięśniony i na początku rzeczywiście trochę się go bała.
Potem okazało się, że całkiem niepotrzebnie, bo to najweselszy i
najmilszy chłopak jakiego kiedykolwiek spotkała.
Przy
pięknie Rosalie blakła każda inna uroda. Jej blond włosy falami
spływały po plecach, miała bardzo duże oczy i długie rzęsy. Odznaczające się kości policzkowe dodawały jej jeszcze większego uroku.
Rita
spojrzała na Edwarda. Chłopak był bardzo tajemniczy i nie
lubił dzielić się z kimkolwiek swoimi emocjami. Miał rudawe
włosy, był chudy z delikatnie zarysowanymi mięśniami.
Wydawał się być bardzo miły i wyglądał na kogoś, z kim dobrze
się rozmawia. Margaritę trochę onieśmielał jego dar i czuła się
obnażona, gdy był w pobliżu.
-To
który rok mamy teraz? - zapytał znienacka Mahori, wcale nie
żartując.
-Mamy
jesień tysiąc dziewięćset czterdziestego dziewiątego roku –
odpowiedział spokojnie Carlisle. Mahori ze zdumieniem otworzył
oczy. Wydawało mu się – sądząc po ich opowieściach – że
jeszcze nie było czterdziestego roku.
-Gdzie
jesteśmy? - zaciekawiła się Rita wyglądając przez okno. Widać
było z niego góry i choć była jesień, to wszędzie leżał
śnieg. Podczas polowania nie minęli żadnego miasta, choć to
pewnie było zaplanowane przez Cullenów.
-Znajdujemy
się w Forks, osiedliliśmy się tu po raz pierwszy– wyjaśnił
Carlisle. – Oprócz nas istnieje jeszcze tylko jedna wampirza
rodzina, która zamieszkuje gdzieś na stałe, to nasi
przyjaciele z Alaski. Większość wampirów nie ma domu.
Mahori
pokiwał głową ze zrozumieniem, ogromne lasy i chłodny klimat
sprawiały, że to było idealne miejsce dla wampirów.
-Są
tu jeszcze jacyś inni? - zapytała z zaciekawieniem Rita.
Carlisle
spojrzał na Edwarda, a ten zabrał głos.
-Nie,
to tak jakby nasz teren, choć czasem zdarza się, że mamy gości.
Rudowłosy
był bardzo ciekawy przybyłych. Przez wydarzenia ostatnich dni byli
bardzo zdezorientowani i w dodatku nie pamiętali niczego przed
przemianą, więc czuł się trochę bezużyteczny.
Esme
patrzyła na tę dwójkę nowych domowników ze zwykłym
sobie spokojnym wzrokiem. Czuła się szczęśliwa, ponieważ
wiedziała już, iż dobrze zrobiła zgadzając się na ich
przemianę. Byli inteligentni i wiedzieli jak się zachować, w ich
cudownej urodzie dostrzegała też coś wyjątkowego, coś
takiego...dostojnego.
Rosalie
od zawsze marzyła o bliskiej przyjaciółce i choć z Esme
rozumiała się doskonale, potrzebowała kogoś zbliżonego do
swojego wieku. Miała nadzieję, że kiedyś zaprzyjaźni się z
Ritą.
-Czujcie
się tu jak w domu – powiedział Carlisle. – Będziemy bardzo
szczęśliwi, jeśli zostaniecie z nami na dłużej.
-Skoro
i tak nie macie się gdzie podziać... - zaczął Emmett i natychmiast dostał od Rose kuksańca w żebra.
-Dziękujemy
– oznajmił Mahori. – To bardzo miłe z waszej strony.
Rita
spojrzała na domowników z wdzięcznością. Gdyby nie oni...
raczej już nigdy by się nie uśmiechnęła.
-Chodźcie
ze mną, wybierzecie sobie pokoje, na pewno chcecie na spokojnie
wszystko przemyśleć. – Edward znając myśli rodzeństwa uprzedził
ich prośbę.
-My
też już się zbieramy, chodź Emmett -rzuciła Rose i wszyscy oprócz Carlisle'a i Esme weszli na górę po schodach.
-Miłej
nocy – powiedziała pani domu na pożegnanie.
Na
piętrze Rita zobaczyła przed swoimi oczami długi korytarz, na
ścianach wisiały przeróżne obrazy.
-Zajęte
są tylko te trzy – wskazywał Edward. – Reszta jest wolna.
Mahori
otworzył pierwsze drzwi z brzegu i uśmiechnął się.
-Ten
będzie doskonały.
Gdy
jej brat zniknął za drzwiami Rita ruszyła przed siebie i otworzyła
pokój na końcu korytarza. Było to całkiem spore pomieszczenie pomalowane czerwoną farbą i ozdobione czarnymi paskami w rogach. Małe łóżko
postawione było przy ścianie, by stwarzać pozory ludzkim gościom, a przy
dużym oknie stało biurko. Na środku pomieszczenia stała duża,
ciemna szafa.
-Bardzo
mi się tu podoba – powiedziała Rita i uśmiechnęła się do
Edwarda, który wszedł za nią. – Pasuje do mnie.
Miedzianowłosy
rozejrzał się i przytaknął Ricie. Przez pierwszą chwilę, gdy
tylko ją zobaczył wiedział, że jest kimś wyjątkowym. Nie czuł
do niej chyba nic szczególnego, ale musiał przyznać, że
jeszcze nigdy nie widział tak pięknej wampirzycy. Nie mógł
się oprzeć zerkaniu na nią i za każdym razem kiedy to robił czuł
na sobie wzrok Esme. Odwracał wzrok nie chcąc, by jego matka znowu zrobiła sobie nadzieję, tak jak wtedy, gdy pojawiła się Rose.
-Jest
teraz cały twój – powiedział i miał już wyjść z
pokoju, ale Rita go zatrzymała.
-Dziękuje
za wszystko Edwardzie – odezwała się pewnym głosem i spojrzała
na niego swoimi wielkimi oczyma. - Gdyby nie wy, dawno byśmy już nie
żyli.
-Nie
ma za co – odpowiedział oszołomiony jej spojrzeniem chłopak i
pospiesznie opuścił pokój.
Widzę, że polowanie udane ;D
OdpowiedzUsuńTak samo jak historie rodzinne ;D
Tylko się zastanawiam i obliczam sobie w głowie,
kiedy mniej więcej pojawią się Alice i Jasper;D
Cóż, więcej nie mogę napisać,
bo praktycznie większość tego rozdziału zajęły historie,
czekam z niecierpliwością na nn ;D
Zapraszamy na nn ;D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTrochę brakuje mi Alice i Jazza le będę cierpliwa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Lady