Rozdział 3

Margarita po polowaniu poczuła się o wiele lepiej. Przez pierwsze chwile była trochę przerażona swoją zwierzęcą naturą, ale gdy tylko posmakowała zwierzęcej krwi na swoich wargach, przeszło jej. Powoli zaczynała zaprzyjaźniać się z nową sytuacją i poznanymi osobami. Była im bardzo wdzięczna za to, co zrobili dla niej i jej brata. Starała się na razie nie zamartwiać zanikiem pamięci, tylko rozkoszować się nowym życiem. Dziwiła się, że zaakceptowali ich tak szybko, ale nie myślała o tym przy Edwardzie, nie chcąc sprawić im przykrości. Na razie cały wolny zajmowało jej podziwianie świata dokładnymi oczami wampira i musiała przyznać, że zaczynało jej się to podobać.
Mahori nie był zbyt zadowolony z sytuacji, która z tego wynikła. Obawiał się spotkania z ludźmi, a także nurtowało go wiele pytań, na przykład, czemu tęczówki Margarity i jego są inne niż wszystkich. Co prawda fascynowały go wszystkie możliwości bycia wampirem i nieśmiertelności, ale jego umysł nadal powracał do wypadku. Nie wiedział, co się z nimi wtedy stało i nie dawało mu to spokoju.
-Powinniśmy wam opowiedzieć coś o sobie – powiedziała Esme uśmiechając się miło do dwójki nowo narodzonych pewnego wieczoru, kiedy wszyscy zebrali się w salonie.  – Na pewno jesteście ciekawi.
Margarita siedziała obok brata i spoglądała na niego uważnie sprawdzając czy wszystko z nim w porządku.
-Bardzo chętnie – uśmiechnęła się delikatnie odpowiadając za nich oboje.
Carlisle usiadł wygodniej i lekko przymrużył oczy wspominając dawne czasy.
-Wszystko zaczyna się w drugiej połowie siedemnastego wieku, gdy zostałem przemieniony, a stało się to podczas jednej z wielu nocy polowań na wampiry – zaczął – wiedziałem kim się stałem i nie chciałem tego. Próbowałem się zabić, ale nie udało mi się. Wtedy obok jaskini w której się ukrywałem przebiegło stado jeleni i nie wytrzymałem, to był dzień w którym wszystko się zmieniło. Wiedziałem już, że jest inne, lepsze wyjście. Rozpocząłem naukę i zostałem lekarzem. Po wielu latach samotnej wędrówki w moim życiu pojawił się Edward.
Doktor spojrzał na swojego syna, a ten kontynuował historię.
-To było w roku tysiąc dziewięćset osiemnastym, miałem siedemnaście lat i zachorowałem na hiszpankę. Byłem umierający i właśnie wtedy pojawił się Carlisle. Uratował mi życie, dzięki niemu wciąż tu jestem, ale muszę przyznać, że na początku wcale mi to nie odpowiadało.
Mahori uśmiechnął się do niego porozumiewawczo, on też często miewał wątpliwości.
Edward oddał teraz głos Esme.
-Zdarzyło się to zaraz po śmierci mojego synka. Nie chciałam żyć i rzuciłam się z klifu. Lekarze nie dawali mi szans, myśleli, że już nie żyje. Miałam złamany kręgosłup i byłam całkiem sparaliżowana. Kiedy Carlisle mnie zobaczył i usłyszał moje serce zrozumiał, że jeszcze żyje i przemienił mnie. Kilka lat później pobraliśmy się.
Esme uścisnęła lekko dłoń męża i oparła głowę na jego ramieniu.
-Niedługo po ślubie tej dwójki pojawiłam się ja – odezwała się Rosalie siedząca obok Emmetta. - Moja historia zaczyna się w trzydziestym trzecim roku dwudziestego wieku. Miałam właśnie brać ślub, byłam piękna i każdy chciał mieć mnie za żonę. Royce, mój narzeczony, był całkowicie we mnie zakochany – wzięła głęboki wdech, choć całkowicie niepotrzebnie. – Kiedy pewnego wieczoru wracałam do domu od koleżanki, spotkałam go pijanego razem z kolegami – Rose przerwała, a Emmett przygarnął ją do siebie i można było zauważyć, że zacisnął szczękę. - Potem obudziłam się już podczas przemiany w naszym starym domu.
-Moja historia jest najkrótsza – zaśmiał się uroczo Emmett, chcąc chociaż trochę rozluźnić atmosferę. – Dwa lata po przemianie Rose wyszedłem na dwór i zaatakował mnie niedźwiedź. Rosalie znalazła mnie i zaniosła do Carlisle'a, a on zrobił co musiał i jestem. Niedługo potem oświadczyłem się Rosalie i wzięliśmy ślub.
Rita i Mahori byli pod wrażeniem tego, co właśnie usłyszeli. Margarita spoglądała na piękne twarze domowników i myślała o tym wszystkim.
Dopiero teraz ochłonąwszy lekko widziała dokładniej jak wyglądają. Carlisle był naprawdę przystojny, miał blond włosy zaczesane do tyłu, które dobrze pasowały do jego złotych oczu. Nie był zbytnio umięśniony, ale za to wysoki i szczupły. Esme miała kasztanowe włosy sięgające za ramiona, była smukła i dużo niższa od doktora. Jej oczy łagodnie spoglądały na każdego i nawet jej nie znając można było przysiąc, że nie powiedziałaby na nikogo złego słowa.
Rita skierowała teraz wzrok na młodszą parę. Emmett był bardzo umięśniony i na początku rzeczywiście trochę się go bała. Potem okazało się, że całkiem niepotrzebnie, bo to najweselszy i najmilszy chłopak jakiego kiedykolwiek spotkała.
Przy pięknie Rosalie blakła każda inna uroda. Jej blond włosy falami spływały po plecach, miała bardzo duże oczy i długie rzęsy. Odznaczające się kości policzkowe dodawały jej jeszcze większego uroku.
Rita spojrzała na Edwarda. Chłopak był bardzo tajemniczy i nie lubił dzielić się z kimkolwiek swoimi emocjami. Miał rudawe włosy, był chudy z delikatnie zarysowanymi mięśniami. Wydawał się być bardzo miły i wyglądał na kogoś, z kim dobrze się rozmawia. Margaritę trochę onieśmielał jego dar i czuła się obnażona, gdy był w pobliżu.
-To który rok mamy teraz? - zapytał znienacka Mahori, wcale nie żartując.
-Mamy jesień tysiąc dziewięćset czterdziestego dziewiątego roku – odpowiedział spokojnie Carlisle. Mahori ze zdumieniem otworzył oczy. Wydawało mu się – sądząc po ich opowieściach – że jeszcze nie było czterdziestego roku.
-Gdzie jesteśmy? - zaciekawiła się Rita wyglądając przez okno. Widać było z niego góry i choć była jesień, to wszędzie leżał śnieg. Podczas polowania nie minęli żadnego miasta, choć to pewnie było zaplanowane przez Cullenów.
-Znajdujemy się w Forks, osiedliliśmy się tu po raz pierwszy– wyjaśnił Carlisle. – Oprócz nas istnieje jeszcze tylko jedna wampirza rodzina, która zamieszkuje gdzieś na stałe, to nasi przyjaciele z Alaski. Większość wampirów nie ma domu.
Mahori pokiwał głową ze zrozumieniem, ogromne lasy i chłodny klimat sprawiały, że to było idealne miejsce dla wampirów.
-Są tu jeszcze jacyś inni? - zapytała z zaciekawieniem Rita.
Carlisle spojrzał na Edwarda, a ten zabrał głos.
-Nie, to tak jakby nasz teren, choć czasem zdarza się, że mamy gości.
Rudowłosy był bardzo ciekawy przybyłych. Przez wydarzenia ostatnich dni byli bardzo zdezorientowani i w dodatku nie pamiętali niczego przed przemianą, więc czuł się trochę bezużyteczny.
Esme patrzyła na tę dwójkę nowych domowników ze zwykłym sobie spokojnym wzrokiem. Czuła się szczęśliwa, ponieważ wiedziała już, iż dobrze zrobiła zgadzając się na ich przemianę. Byli inteligentni i wiedzieli jak się zachować, w ich cudownej urodzie dostrzegała też coś wyjątkowego, coś takiego...dostojnego.
Rosalie od zawsze marzyła o bliskiej przyjaciółce i choć z Esme rozumiała się doskonale, potrzebowała kogoś zbliżonego do swojego wieku. Miała nadzieję, że kiedyś zaprzyjaźni się z Ritą.
-Czujcie się tu jak w domu – powiedział Carlisle. – Będziemy bardzo szczęśliwi, jeśli zostaniecie z nami na dłużej.
-Skoro i tak nie macie się gdzie podziać... - zaczął Emmett i natychmiast dostał od Rose kuksańca w żebra.
-Dziękujemy – oznajmił Mahori. – To bardzo miłe z waszej strony.
Rita spojrzała na domowników z wdzięcznością. Gdyby nie oni... raczej już nigdy by się nie uśmiechnęła.
-Chodźcie ze mną, wybierzecie sobie pokoje, na pewno chcecie na spokojnie wszystko przemyśleć. – Edward znając myśli rodzeństwa uprzedził ich prośbę.
-My też już się zbieramy, chodź Emmett -rzuciła Rose i wszyscy oprócz Carlisle'a i Esme weszli na górę po schodach.
-Miłej nocy – powiedziała pani domu na pożegnanie.
Na piętrze Rita zobaczyła przed swoimi oczami długi korytarz, na ścianach wisiały przeróżne obrazy.
-Zajęte są tylko te trzy – wskazywał Edward. – Reszta jest wolna.
Mahori otworzył pierwsze drzwi z brzegu i uśmiechnął się.
-Ten będzie doskonały.
Gdy jej brat zniknął za drzwiami Rita ruszyła przed siebie i otworzyła pokój na końcu korytarza. Było to całkiem spore pomieszczenie pomalowane czerwoną farbą i ozdobione czarnymi paskami w rogach. Małe łóżko postawione było przy ścianie, by stwarzać pozory ludzkim gościom, a przy dużym oknie stało biurko. Na środku pomieszczenia stała duża, ciemna szafa.
-Bardzo mi się tu podoba – powiedziała Rita i uśmiechnęła się do Edwarda, który wszedł za nią. – Pasuje do mnie.
Miedzianowłosy rozejrzał się i przytaknął Ricie. Przez pierwszą chwilę, gdy tylko ją zobaczył wiedział, że jest kimś wyjątkowym. Nie czuł do niej chyba nic szczególnego, ale musiał przyznać, że jeszcze nigdy nie widział tak pięknej wampirzycy. Nie mógł się oprzeć zerkaniu na nią i za każdym razem kiedy to robił czuł na sobie wzrok Esme. Odwracał wzrok nie chcąc, by jego matka znowu zrobiła sobie nadzieję, tak jak wtedy, gdy pojawiła się Rose.
-Jest teraz cały twój – powiedział i miał już wyjść z pokoju, ale Rita go zatrzymała.
-Dziękuje za wszystko Edwardzie – odezwała się pewnym głosem i spojrzała na niego swoimi wielkimi oczyma. - Gdyby nie wy, dawno byśmy już nie żyli.
-Nie ma za co – odpowiedział oszołomiony jej spojrzeniem chłopak i pospiesznie opuścił pokój.

4 komentarze:

  1. Widzę, że polowanie udane ;D
    Tak samo jak historie rodzinne ;D
    Tylko się zastanawiam i obliczam sobie w głowie,
    kiedy mniej więcej pojawią się Alice i Jasper;D
    Cóż, więcej nie mogę napisać,
    bo praktycznie większość tego rozdziału zajęły historie,
    czekam z niecierpliwością na nn ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę brakuje mi Alice i Jazza le będę cierpliwa :)

    Pozdrawiam i życzę weny

    Lady

    OdpowiedzUsuń