Rozdział 44

Ten rozdział jest dłuższy niż zwykle, ale chciałam wszystko poukładać. Zwłaszcza teraz, gdy po tym odcinku całość będzie się znów mieszać.  
Chcę także zapewnić was, że odcinki będą się pojawiać mniej więcej raz na tydzień, ale na pewno będą. Przepraszam za tę przerwę od stycznia ale, ku mojemu rozczarowaniu, wydarzyło się kilka mniej i bardziej przyjemnych rzeczy. 
______________________
Marina and The Diamonds - Buy The Stars (puszczajcie od nowa, jeśli się skończy) 

Klatka schodowa kamienicy była w całości wyłożona szarymi płytkami. Stopnie zakurzone i zimne, a jedyne oświetlenie dawały promienie słoneczne wpadające tam przez otwarte drzwi. Madryt budził się do życia, a słońce było już ostre i niebezpieczne dla wampirów. Na szczęście mieszkanie Simona znajdowało się daleko na południu miasta, przy terenach leśnych.
Biegli przez chwilę, aby zagłębić się w gęstwinę. Margarita poczuła ulgę, gdy zakryła ciało przed słońcem. Ray złapał ją za rękę i zwolnili, by kilka sekund później iść obok siebie marszem.
Nie odzywali się w ogóle, ale oboje wiedzieli, że mieli między sobą kilka rzeczy do wyjaśnienia. Margarita zerknęła przez ramię na Raya, a potem na ich splecione ręce. Nigdy nie lubiła się nad sobą rozklejać, ale ostatnie dwadzieścia cztery godziny to nie był dla niej najlepszy czas. Było jej wstyd, że nie zapanowała nad swoim darem i dała się tak łatwo rozzłościć. Miała do siebie za złe to, co teraz dzieje się na zamku. Piekło ją sumienie, gdy myślała o Mahorim i Cullenach, czuła się winna jak jeszcze nigdy. Nienawidziła siebie w takich momentach i ten fakt boleśnie przypominał jej, że jednak jest córką swojego ojca.
-Zatrzymajmy się – powiedział Ray. - Nie ma sensu iść dalej, nie oddalajmy się zbytnio.
-W porządku – mruknęła. Rozejrzała się i obadała wzrokiem skrawek lasu. Mech i niskie krzewy pokrywała rosa, a liściaste drzewa broniły ich przed słońcem. Ray przeszedł kilka kroków dalej i usiadł pod jednym z grubych konarów i gestem ręki wskazał jej miejsce obok siebie. Margarita uśmiechnęła się z całych sił, ale jego uśmiech dodał jej jeszcze więcej zmartwień. Miała wrażenie, że los robi sobie z niej żarty. Dlaczego ktoś zesłał jej Raya akurat w tym momencie jej życia, teraz, gdy sama nie wiedziała jeszcze, czy wszystko będzie dobrze? Brunet był dla niej idealny pod każdym względem i nie mogła uwierzyć w to, że on może do niej coś czuć. Pamiętała, co powiedziała jej Persifa w dniu, w którym dodali ją do ich grupy. Ostrzegła ją, że intencje Raya są bardzo śmiałe i kazała jej pamiętać, do czego mogę zniżyć się wampiry, walcząc o uwagę Draculi. Margarita wielokrotnie widziała, jaki wpływ ma jej ojciec na innych. Swoim urokiem oczarowuje ich z taką łatwością; hipnotyzuje ich swoją władzą i wiecznością.
Jednak teraz Margarita nie mogła o tym myśleć, nie chciała. Ray uratował jej życie, gdy jeszcze nie była wampirem i zawsze będzie o tym pamiętać. Nie zrobił tego by zaimponować Draculi, na pewno nie. Czuła, że robił to tylko dla niej, widziała strach w jego oczach. Tych czerwonych i błyszczących, które teraz uważnie jej się przyglądały.
-Wróć do mnie – roześmiał się Ray.
-Wracam – zaśmiała się delikatnie i przysiadła obok niego, opierając się o chropowatą korę drzewa. Czuła bijące od Raya ciepło i na chwilę zapomniała o prześladujących ją myślach. - Byłam w domu.
Brunet przesunął się delikatnie, by mieć ją przed sobą. Dokładnie tak jak sprzed kilku dni, w hotelu, gdy czekali na Edwarda.
-Musimy porozmawiać – powiedział, odgarnął loki, które spadały mu na czoło i spojrzał na Margaritę. Ta poprawiła się nieznacznie i odwzajemiła jego spojrzenie.
-Tak – zgodziła się – to chyba dobra okazja, mamy trochę czasu zanim chłopcy wrócą z Clarissą.
-To co na początek? - zapytał Ray, czując, że nie potrafi zacząć tej rozmowy. Nie krępowała go sama obecność Margarity, czuł się przy niej swobodnie. Był szczęśliwy i w tamtej chwili nie martwił się o siebie.
Rita w pewnych sytuacjach miała zwyczaj przybierania maski. Musiał się wtedy wysilić, żeby odwrócić jej uwagę od problemów. Ich obecna sytuacja mu tego nie ułatwiała. Był zdenerwowany na cały świat za to, że tak skutecznie nie pozwala mu się do niej zbliżyć. Zanim Dracula wysłał ich na misję, chciał zrobić jeszcze tyle rzeczy – wyobrażał sobie, że kiedyś zagada do Margarity i zaproponuje jej spacer. Miał nadzieję, że się zgodzi i, że po pewnym czasie, wymykaliby się tak co noc. Polowaliby i zwiedzali miasta, a ona powoli by się w nim zakochała. Od czasu wyjazdu z Ameryki - po tym, jak uratował rodzeństwo przed wampirami Draculi – nie mógł przestać o niej myśleć.
Rzeczywistość była trochę inna – choć nie gorsza pod pewnymi względami. Do tej pory udało mu się wyznać, to co do niej czuje prawie w całości i skraść jej kilka pocałunków. To były zarazem najlepsze i najbardziej przerażające chwile jego życia.
-Mógłbyś opowiedzieć mi trochę o sobie – powiedziała nieśmiało.
-Och. - Ray był lekko zaskoczony. - Oczywiście, od czego zacząć?
-Od początku. - Margarita podwinęła kolana pod brodę i otoczyła je rękoma. Ray uśmiechnął się do niej i wziął głęboki, niepotrzebny oddech.
-Urodziłem się w Lyon, we Francji... - zaczął.
-Jesteś francuzem? - przerwała mu Margarita. Zdumiona uniosła wysoko brwi. - I mówisz mi to dopiero teraz?
Ray wybuchnął śmiechem.
-Nie spodziewałem się, że tak cię to ciekawi – odpowiedział, po czym kontynuował – mieszkałem w małej kamienicy, razem z moją matką i siostrą. Ojca nigdy nie było w domu, był żołnierzem.
-Pamiętasz go?
-Przez mgłę. - Ray skrzywił się lekko. - Zresztą jak wszystko przed przemianą. A więc... gdy miałem piętnaście lat, dostaliśmy list, zawiadamiający nas o śmierci ojca. Pierwsze dni były naprawdę trudne, mama całkiem się załamała, nie chciała chodzić do pracy. Ja nie byłem jeszcze pełnoletni, ale moja siostra nam pomagała.
-Jak dostałeś się do Hiszpanii? - zapytała Margarita, gdy Ray zamilkł na chwilę. Wyciągnęła rękę i złapała jego dłoń, dziękując Bogu, że nie może się zaczerwienić.
-Nie planowałem tego – zaśmiał się, zaciskając lekko jej dłoń. - Kilka lat później wyszedłem z domu, nawet nie wiem po co. A potem... po prostu bolało. Parę dni później dowiedziałem się, że jestem wampirem. Byłem przerażony! - roześmiał się ponownie, ale oczy miał smutne. - Przemienił mnie Simon...
-Ten Simon? Ten, u którego się zatrzymaliśmy?
-Ten sam. - Ray kiwnął głową. - Był tam razem z Jasonem i Patrickiem, oprócz Clarissy, którą przemienili dopiero potem. Wyjaśnili mi, że przyłapałem ich, gdy się żywili. Dracula wysłał ich na jakąś misję do Francji, mieli wyłapać parę ludzi, którzy mieli potencjał. Wiesz, jaki dar ma Patrick?
-To on sprawił, że Cullenowie zasłabli, gdy straż przybyła po mnie i po Mahori'ego – przypomniała sobie. Ten złośliwy wampir naprawdę dał jej wtedy w kość. Nie lubiła go od samego początku, nie znosiła jego towarzystwa. Pysznił się swoją rangą, nie widząc nikogo poza sobą. Miał kruczoczarne, krótkie włosy i spiczaste, elfie uszy.
-Tak – zgodził się Ray. - A Jason?
Margarita wzruszyła ramionami. Jasona widziała poza tamtym dniem tylko kilka razy, pierwszy raz, gdy podał Otisowi fiolki przywracające pamięć. Był średniego wzrostu blondynem, o sympatycznej twarzy.
-Widzi w ludziach potencjał – wyjaśnił Ray. - I podobno zobaczył go też u mnie.
-Ale twój dar ujawnił się dopiero niedawno! - zaprotestowała.
-No właśnie – przyznał Ray. - Dlatego Dracula nie ucieszył się, że sprowadzili mnie do zamku. Byłem dla niego bezużyteczny. Dopiero po pewnym czasie, gdy dołączyła do nas Clarissa, Dracula przedstawił nam nasze zadanie.
-I tak po prostu się na to zgodziłeś? - zapytała Margarita. - Dlaczego zostałeś w zamku?
-Nie miałem za bardzo wyboru – oznajmił – zaprzyjaźniłem się z Simonem, wyjaśnił mi, co się stało. Nie poradziłbym sobie bez niego. Poza tym, życie w pałacu miało także swoje plusy.
-Między innymi?
-Odwracało uwagę. Po mojej przemianie nigdy nie wróciłem do Francji, nie mogłem. Nie miałem siły, żeby wyobrażać sobie, co działo się z moją matką i siostrą po moim zniknięciu. Zostałem przemieniony w tysiąc dziewięćset pierwszym, a trzynaście lat później wybuchła wojna. Potem druga. Tymczasem życie w zamku w ogóle się nie zmieniło; nie miało dla nas znaczenia to, co się dzieje poza murami. Opracowywałem mapy i wykonywałem misje, a czas mijał. Historię rozpadu naszej paczki znasz. Patrick został awansowany, Dracula skupił się przede wszystkim na nim. Simon odkrył swój dar i dosłownie zniknął... a Clarissa odeszła krótko po nim.
-Łączyło ich coś więcej? - zapytała delikatnie Rita. - Gdy tylko ktoś o niej wspomni, Simon robi się dziwny.
-Nie ująłbym tego w ten sposób. - Ray uśmiechnął się smutno. - Raczej mieli się ku sobie, ale zabrakło im odwagi.
Margarita wyobraziła sobie Clarissę - była to niewysoka dziewczyna o krótko ściętych blond włosach i okrągłej buzi, co nadawało jej bardzo delikatny wygląd. Pomogła im niedawno w podróży i już po krótkiej rozmowie Margarita zdążyła zauważyć, że jest inteligentna i bystra.
Ray zerknął na Ritę i zacisnął wargi.
-Co robimy dalej? - zapytał - nie ma nas od kilku tygodni, a nie odnaleźliśmy jeszcze Aleksandra Pelayo. Zgubiliśmy Persifę i Mahori'ego, no i teraz cała ta akcja z buntami...
-Myślisz, że tylko się zgubili? - podłapała Rita, patrząc na niego z nadzieją. - Oni żyją, prawda? 
-Jestem pewny - oznajmił Ray. - Przecież mówimy o Persife Barrerze i twoim bratu. Dbają o siebie nawzajem, na pewno nic im się nie stało. Podążają do Aleksa zgodnie z planem. 
-Miejmy nadzieję - uśmiechnęła się. - Ale lepiej trzymać się na baczności. 
-Chcesz wrócić do zamku, żeby to sprawdzić?
-To bez sensu - zaoponowała - poza tym, Dracula chciałby wiedzieć, skąd mamy takie informacje. 
-To co proponujesz? 
-Kontynuujmy misję - wzruszyła lekko ramionami. - Jakbyśmy o niczym nie wiedzieli.
-Będzie też trzeba jakoś wyjaśnić zniknięcie Patricka i Jasona... - Ray pokręcił głową. - Ale nic nie przychodzi mi do głowy.
-Jeśli to wszystko okaże się prawdą - westchnęła Margarita. - Ich zniknięcie nie jest teraz najważniejszym problemem ojca. 
Zamilkli na chwilę, wsłuchując się w odgłosy lasu. Rita czuła już pieczenie w gardle i wiedziała, że będzie musiała zapolować podczas drogi powrotnej. Nie chciała powtarzać już błędu sprzed paru tygodni, gdy w zamku odbyła się uczta. Nie mogła przestać dziękować losowi za to, że jej oczy nie mogą zdradzić jej błędu. Podczas, gdy innych zmieniały się w czerwone, jej białe tęczówki tylko bardziej lśniły. 
-Więc nadal szukamy Aleksandra? - zagaił Ray. - Najwyższy czas, miejmy to już z głowy. 
-Tak - zgodziła się i uśmiechnęła. - Poza tym, mam do niego kilka pytań.
-Tak? - Ray uniósł do góry brwi. 
-W liście Otis polecił mi zapytać go o moje oczy - przypomniała mu. 
-Ach, no tak. - Ray pokiwał głową. Zastanowił się chwilę, bo nie pamiętał dokładnie co w tym liście było napisane, jego pamięć skupiła się na tym, co stało się zaraz po tym, gdy go przeczytał. A było to o wiele bardziej warte zapamiętania. - Pisał chyba o jakiejś rzeczy, która jest twoja?
-Tak, ale nie wiem o co mu chodziło. - Rita zacisnęła wargi. - Może miał na myśli tą rzecz ojca, którą mamy odzyskać?
Ray wzruszył ramionami. 
-Dobrze, przestań już o tym wszystkim myśleć - powiedział spokojnie. Uśmiechnął się do niej wesoło. - Do spotkania z Aleksandrem mamy jeszcze trochę czasu. Poza tym, mamy piękny dzień.
Margarita odwzajemniła uśmiech, ale pogoda była teraz ostatnią rzeczą, która sprawiała jej przyjemność. Od kilku dni marzyła o chwili sam na sam z Ray'em, równocześnie się jej obawiając. Jednak było jeszcze lepiej, niż sobie to wyobrażała. 
-Ray? 
-Tak? 
-Dziękuję, że opowiedziałeś mi swoją historię. - Rita założyła kosmyk włosów za ucho. 
-Liczę na rewanż  - oznajmił Ray. Margarita wyglądała na zmieszaną. 
-Przecież moją historię chyba znasz? 
-Tylko zarys - wzruszył ramionami. - Chciałbym ją usłyszeć od ciebie. 
-Może innym razem - powiedziała po zastanowieniu. Nie miała pojęcia, co Ray chciałby usłyszeć. Jej historia w ogóle nie była romantyczna. Zaczęła swoje życie od morderstwa matki, a potem wszystko tylko się komplikowało. 
-Trzymam cię za słowo. - Ray spojrzał znacząco w jej białe oczy. 
-Robi się już późno. - Margarita odwróciła wzrok, czując dziwny ucisk w brzuchu. - Nie powinniśmy wracać? 
Na myśl o powrocie do mieszkania Simona, Ray poczuł niechęć. Tu, w ciszy i daleko od innych, czuł się wspaniale. Rozmawianie z Margaritą wydawało mu się świetnym sposobem na spędzenie czasu i doceniał każdą chwilę, jakby były ich ostatnimi. 
-Porozmawiajmy jeszcze - zaproponował. - Nie chcę wracać. 
Delikatny uśmiech znów zagościł na jej ustach, co wprawiło go w zakłopotanie. Wstała z trawy i wyciągnęła do niego rękę. 
-Ja też nie - zgodziła się - ale i tak musimy wrócić do reszty. Może Clarissa już z nimi jest? 
-W porządku. - Ray kiwnął głową, krzywiąc się i chwycił jej rękę, aby pomogła mu wstać. W wampirzym świecie taka pomoc w ogóle nie była mu potrzebna, jednak było to bardzo miłe z jej strony. Nie puścił jej dłoni, ale wplótł w nią palce. - Ale wracamy okrężną drogą. 
Margarita zaśmiała się i powoli ruszyli w kierunku Madrytu.
-Musisz kiedyś nauczyć mnie mówić po francusku - zagaiła - zawsze podobał mi się ten język. 
-Jeśli tylko tego chcesz, księżniczko - mrugnął do niej. - Możemy zacząć od zaraz.
Margarita zatrzymała się na chwilę.
-Ray... - zaczęła nieśmiało.
-Tak? - brunet obrócił się do niej. Słońce oświetlało jego skórę i sprawiało, że błyszczała. Jego brązowe loki wyglądały teraz jaśniej, rozświetlone przez promienie. Miał zarysowane kości policzkowe i ciemne, gęste brwi. 
-Kiedy to wszystko się skończy - kontynuowała - pojedziesz ze mną do Francji? 
Nie proponowała mu tego ze względu na siebie. Widziała, jaką trudność sprawiało mu wspomnienie domu i chciała to naprawić, chociaż spróbować zagoić tę ranę. Chciała, żeby myśl o domu przynosiła mu ukojenie, a nie rozpacz.
Ray zacisnął wargi i odwrócił wzrok. Domyślał się intencji, jakie miała Margarita, ale nie był pewny czy to ma sens. Wiele razy próbował nakłonić się do wyjazdu do domu, ale nigdy mu się to nie udało. Czuł się winny i odrzucał od siebie ten pomysł.
Margarita puściła jego dłoń i podeszła do niego krok bliżej. Wyciągnęła dłonie i delikatnie ujęła jego twarz, zmuszając go, by na nią spojrzał. Jego oczy były suche, co z pewnością go krępowało, ale Rita nie zwróciła na to uwagi. Był poważny, nie uśmiechał się i obserwował ją uważnie.
Starał się opanować, ale stała tak blisko niego, że było to trudne. Wpatrywał się więc w jej duże, hipnotyzujące oczy i czekał na jej krok. Usiłował się skupić, ale ciągle rozpraszały go jej długie, czarne włosy i pełne usta. Nie mógł nie zauważyć, jak przez słońce błyszczy jej skóra i miał wrażenie, że zakochał się w niej od nowa.  
Stanęła na palcach, czując  przypływ spokoju i odwagi, i pocałowała go nieśmiało, dłońmi jeszcze bardziej przybliżając jego twarz do siebie. Musiała lekko stanąć na palcach, bo był dla niej zbyt wysoki. Nie czekała długo na jego reakcję, Ray objął ją rękoma w talii i odwzajemnił pocałunek. I choć całowali się już kilkakrotnie wcześniej, to ten pocałunek zapamiętał jako pierwszy. Nie był to jakiś przelotny dotyk warg, wynik pośpiechu lub zszarganych emocji. Całowali się naprawdę, długo i spokojnie. Nikt im nie przerwał ani ich nie podsłuchiwał. 
Ray czuł się tak, jakby czas zwolnił i pragnął, by zatrzymał się całkowicie. Nagle przestał się martwić, zapomniał o Draculi, Aleksandrze i swoim dawnym życiu. Wydawało mu sie to nieistotne w porównaniu z tym, jak wielkim musi być szczęściarzem, kochając kogoś, kto odwzajemnia jego uczucia. 

Rozdział 43

Margarita poczuła dreszcze przechodzące jej po plecach. Zakryła usta dłońmi i zerknęła na wszystkich obecnych. Edward nie odzywał się wcale, nadal czytając pozostałe pliki dokumentów wykradzione przez Patricka.
Jason - blondyn, który towarzyszył uciekinierowi, wyraźnie nie chciał zrozumieć powagi sytuacji.
Simon zniknął nagle, by chwilę później pojawić się przy oknie. Z przyzwyczajenia zerknął na miasto budzące się do życia i usiadł na parapecie. Myślał nad czymś gorączkowo, ale nie podzielił się efektami swoich rozmyślań z pozostałymi. Ray miał wrażenie, że papiery zastygły mu w rękach.
-Co teraz? - zapytał w końcu Patrick. - Czy to oznacza wojnę pomiędzy wampirami?
Rita odgarnęła włosy z twarzy i chwiejnym krokiem wstała z kanapy. Przez głowę przelatywało jej niezliczenie wiele myśli. Nie wiedziała na czym się skupić. Nie rozważała nawet możliwości, że Persifa nie żyje. Nie pozwoliłaby się tak łatwo zabić, nie na początku wojny, nie jeśli była z Mahorim. Choć Dracula miał władzę na zamku, poza nim jego moc słabła.
-Wojna trwa już od kilku miesięcy – warknął Simon, zaciskając palce na skroni. Jego ciało zamigotało, gdy na chwilę gdzieś się przeniósł. - Po prostu teraz jest już formalna.
A co jeśli ona jednak nie żyje? Gdzie jest teraz Mahori? Czy Dracula pozwoliłby Volturim zabić tak wysoko postawioną wampirzycę? To nie miałoby żadnego sensu.
-Daj spokój, Rita – powiedział cicho Edward, zerkając na nią spod pliku dokumentów. - Nie słyszę już nawet własnych myśli.
-Tak, bo nie dzieje się nic złego! - jęknął słabym głosem Jason. Zrzucił z siebie pałacowy płaszcz i oparł się o ścianę, zsuwając się powoli na podłogę. Wyglądał na jeszcze bardziej zdenerwowanego niż przed kilkoma minutami. - Nie dosyć, że ten idiota wziął karty radnych, to mu jeszcze w tym pomogłem! Jest w s p a n i a l e!
Patrick zagryzł wargi.
-Gdyby nie ja – wysyczał. - To nie wiedzielibyśmy nawet, że cokolwiek się dzieje!
-Obeszłoby się – mruknął Simon. - I tak było wiadomo, na co się zanosi w świecie nieśmiertelnych. Dzięki tobie mamy teraz ograniczony dostęp do jakichkolwiek wiadomości!
-Nie rozumiem, o co ci chodzi – odezwał się Edward. - Przecież nadal możemy wejść do zamku.
-Obawiam się, że Simon ma rację – poparł dawnego przyjaciela Ray. Jego czerwone oczy lśniły niezdrowo, a ciemne loki rozwiane były w nieładzie. Przysunął dłoń do skroni i odetchnął głęboko, zanim znów przemówił. - Straż pałacowa najprawdopodobniej już szuka Jasona i Patricka.
-Racja – zgodził się Edward. - Ale co to ma do ciebie czy...
-No a do kogo innego udaliby się ci dwaj? - prychnął Simon. - Poszli dokładnie tam, gdzie Dracula będzie ich szukał.
Rita nagle zrozumiała – Ray miał na myśli całą ich paczkę. Grupę wampirów, których wampira zlepił parędziesiąt lat temu. Jason, Clarissa, Simon, Patrick i Ray. 
Jej chłopak już kiedyś jej o tym wspominał, ale wiedziała tylko tyle, że ich zadaniem było wytyczenie i kontrolowanie granic klanów wampirów w Hiszpanii.
-Och. - Edward najwyraźniej przeczytał myśli Rity. - W takim razie...
-Ale nadal zostaje Cullen i Margarita, prawda? - Patrick chwytał się każdej możliwej opcji. - Edward nie jest stąd, a księżniczka... ekhm... wiadomo. W każdym razie, oni nie mają z nami nic wspólnego!
Edward zerknął na Margaritę i szybko opuścił wzrok, znów zagłębiając się w kartach radnych. Margarita zerknęła na Raya i, gdy zauważyła jego nieśmiały uśmiech, zawstydzona odwróciła oczy.
-Co? - Jason przyciągnął pod siebie kolana, poprawiając się na podłodze. Zerknął na Raya. - O co chodzi?
Patrick zmrużył oczy i spojrzał oskarżycielsko na Simona, a ten w obronnym geście pokazał mu dłonie.
-Powiem tylko tyle, że księżniczka nie jest już bezstronna – odezwał się, starając się nie roześmiać.
Jason zerknął na nią i na Raya wyraźnie zaskoczony, jednak nie był tą wiadomością przybity. To było raczej wrażenie niedowierzania na jego twarzy, niż zawód.
-Och, doprawdy? - uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów. - Od kiedy?
-A skąd pewność, że Dracula już o was wie? - zapytał Patrick, ignorując blondyna.
-Alice – odpowiedziała krótko Margarita. Zerknęła na Raya, a potem na Jasona. - Od niedawna.
-Nawet jeśli sama mu o tym nie powiedziała, dowiedział się o tym od Utalentowanych - dodał Edward. Nie udzieliło mu się rozluźnienie. - W każdym razie, musimy znaleźć jakieś inne źródło wiadomości.
-Poza tym – dodał Simon. - Wątpię, by Dracula dzielił się ze wszystkich swoich podejrzeń. Wybacz mi, księżniczko, ale on nawet w swoich dzieciach widzi przeciwników.
-Zgadzam się – poparł go Patrick. - Pomimo tego całego „przedłużania linii rodu” to właśnie on chce rządzić.
Tego właśnie chce? Margarita nie mogła się z nimi tak po prostu zgodzić. Wykluczając wszystko – to był jej ojciec. Czy lata ćwiczeń i wiedzy przekazywanej jej przez niego i jego sługi miało iść na marne? Sama nigdy na poważnie nie myślała o przejęciu tronu, ale widziała na nim swojego brata. Poza tym, nigdy nie przypuszczała, że ktoś może zechcieć wyjść naprzeciw Draculi. Przynajmniej w takim myśleniu była wychowana. Teraz brzmiało jej to bardzo wątpliwie. Edward skutecznie znów popsuł jej chwilowo odzyskany humor.
Do głowy nagle przyleciała jej kolejna niemiła myśl – co teraz będzie z Cullenami? Domyślała się, że Dracula nie wypuści ich z powrotem do domu. Wiedziała również, że nawet jeśli, to i tak by nie pojechali. W zamku przyda się teraz każdy nieśmiertelny. 
Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie jej głowa. Jak zabrać Cullenów z pałacu i jak wykonać misję, gdy wybuchnie wojna? Czy biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację, ojciec pozwoli jej wrócić na zamek? Jeśli będzie udawać, że o niczym nie wie, wtedy nie będzie miała powodu, by się z nimi zobaczyć. 
I jak powiadomi o tym swojego brata? Mahori i – jak miała nadzieję – Persifa nadal udają się w stronę Aleksandra Pelayo. Jeśli nie znają konkretnego miejsca ich pobytu i jeśli nie dotrą do celu – Simon nie będzie mógł ich odnaleźć.
-Muszę się przejść – oznajmiła nagle Rita, choć nie chciała opuszczać mieszkania. Wiedziała, że musi spojrzeć na to wszystko spokojnie, z dystansem i nie zrobi tego, gdy obserwuje ją piątka wampirów.
Swoim pytaniem przerwała zaległą ciszę, a jej słowa odbiły się echem w pokoju.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.... - zaczął Edward, ale przerwał mu Simon.
-To doskonały pomysł – stwierdził – nie możemy podejmować żadnych decyzji pochopnie.
-A czy my cokolwiek już podjęliśmy? - zadrwił Patrick. – W tym tempie, to rzeczywiście odnajdą nas straże.
-Wyluzuj. - Jason machnął na niego ręką. - Pół godziny w tę czy w tę stronę chyba cię nie zbawi?
-Co to trzydzieści minut w porównaniu do wieczności? - zaśmiał się Simon, podłapując myśl Jasona.
-Dobra, dobra – uśmiechnął się Ray, widząc jak Patrick przymierza się do odpowiedzi. - Pół godziny i tu wracamy. Ale ani minuty dłużej, okej?
-W porządku – mruknął czarnowłosy i zaplótł ręce na piersi posyłając złowrogie spojrzenia Simon'owi i Jason'owi.
-A co z Clarissą? - zapytała nagle Margarita.
Simon'owi nagle uśmiech spełzł z twarzy. Odrzucił długie włosy do tyłu.
-Co ona ma z tym wspólnego?
-Chyba nie uważasz, że o niczym jej nie powiemy? - odezwał się Edward. - W końcu chyba zasługuje na wyjaśnienia?
-Daj spokój Simon – Jason wstał z podłogi. - Zresztą, straż może nas szukać także i u niej.
-To wydaje się całkiem rozsądne – powiedział powoli Patrick. - Chyba nie chcesz, żeby coś jej się stało?
-Oczywiście, że nie – wykrztusił po chwili Simon, czując na sobie wzrok zebranych. - Ale ona nie musi o tym wiedzieć, prawda?
-O wojnie, czy o tym, że się o nią martwisz? - Ray uśmiechnął się delikatnie. Margarita zaśmiała się cicho.
-Bez dyskusji – powiedziała, ratując Simona od odpowiedzi. - Poza tym, miło będzie mieć przy sobie jeszcze jakąś dziewczynę.
-Czy ty coś sugerujesz? - zaśmiał się Jason. - Nasze towarzystwo ci nie wystarcza?
-Tracimy czas – odezwał się cicho Edward, przywołując wszystkich do porządku. - Jason, Simon i Patrick, musicie już iść.
-Czemu mam iść z nimi? - oburzył się Patrick.
-No właśnie – zgodził się z nim Jason. - To przez niego Clarissa opuściła zamek!
-Pośrednio – mruknął Patrick – ale dziękuję, że tak ładnie ująłeś to w słowa.
-I dlatego musicie iść razem – wyjaśnił Edward. - Żeby uwierzyła, że to nie są żarty.
Zanim Patrick zdążył wymyślić odpowiednią odpowiedź, Simon dotknął ich ramion i natychmiast zniknęli. Było słychać jedynie delikatny szum i po chłopcach nie było śladu. Margarita nagle poczuła się tak, jakby ktoś zdjął jej ciężar z pleców. Razem ze zniknięciem trójki, jej ciało rozluźniło się i poczuła falę emocji, które mało co nie spowodowały uaktywnienia się jej daru. Nagle miała wszystkiego po dziurki w nosie, a sam fakt, że nie mogła z tego powodu zapłakać, jeszcze bardziej wszystko jej uprzykrzył. Powstrzymywała się od krzyku i westchnęła głęboko.
Edward przyjrzał się jej uważnie, ale Rita nie chciała, by uznał, że nie daje sobie rady. Wiedziała, że nie cofnie swoich myśli i - tak jak już wiele razy wcześniej – marzyła, by Edward potrafił lewitować, a nie czytać w myślach. Poza tym, nie chciała teraz roztrząsać tego tematu.
Nagle poczuła, jak Ray łapie ją za rękę i w tym samym momencie Edward odwrócił wzrok do kart i dokumentów radnych, których nie zdążył jeszcze przeczytać.
-Wiem, że chciałaś pewnie pobyć chwilę sama... -zaczął Ray i uśmiechnął się do niej delikatnie. Margarita kiwnęła głową, odwzajemniając uśmiech i przyjrzała mu się przez chwilę, zanim nie poprowadził jej schodami w dół starej kamienicy, a potem na zewnątrz. Choć nie zmienił się za bardzo od chwili, w której się poznali, to tamtego dnia wydawał jej się trochę inny. Jednak nie w zły sposób - bynajmniej, oczarował ją po raz kolejny.
Może stało sie tak dlatego, że poznała go lepiej? Albo dlatego, że potrafiła wreszcie się sobie przyznać, że naprawdę jest w nim zakochana. Może pokonały ją jego czerwone, błyszczące oczy albo oczarował biały uśmiech? 
A może nigdy wcześniej nie zauważyła, że uśmiecha się inaczej, gdy patrzy właśnie na nią?