Rozdział 34

Pierwsze czterdzieści kilometrów przebiegli zadziwiająco spokojnie i szybko. Nie natrafili na innych nieśmiertelnych i z podejrzaną łatwością omijali granice terenowe klanów.
Margarita nie mogła skupić się na biegu ani na widokach pięknej Hiszpanii. Dokuczało jej pragnienie – drapanie w gardle nie ustawało już od wielu godzin i robiło się coraz bardziej męczące. Ray starał się prowadzić ich przez miejsca oddalone od miast i wsi, żeby nic jej nie kusiło. Doceniała to, ale jej węch wyczulił się już tak bardzo, że czuła zapach ludzi nawet z odległości kilkunastu kilometrów. Osłabło jej ciało i siła woli. Była pewna, że przy najmniejszej okazji rzuciłaby się na każdego człowieka.
-Postój – odezwał się nagle Mahori i przestał biegnąć. Margarita zatrzymała się, czując niemałą ulgę. Jej brat wyglądał na zmęczonego, jedną ręką złapał się za gardło. - Muszę się napić, bo zaraz nie wytrzymam.
Ray, Edward i Persifa zawrócili widząc, że rodzeństwo przestało biegnąć.
-Co jest? - zapytała kobieta, zwracając się do Mahori'ego. - Wyglądasz jakbyś...
-Po prostu jestem spragniony – nie dał jej dokończyć. Wyprostował się chcąc polepszyć swój wygląd.
-Długo tak nie pociągniemy – zgodził się Edward. - Musimy zapolować.
-Wegetarianie – prychnęła Persifa. - Tylko komplikujecie sobie życie. To naturalne, że wampiry piją krew ludzką.
-Może dla ciebie – burknął Mahori.
Ray podszedł bliżej Margarity i rozejrzał się wokoło.
-Jesteśmy na wąskim odcinku niezajętej ziemi – powiedział i wskazał ręką przed siebie – kilka kilometrów od nas leży małe miasteczko, Villacastin. Jednak jeśli pobiegniemy trochę inną drogą, może uda nam się zahaczyć o las.
Margarita zerknęła na niego, a potem na otoczenie. Daleko na horyzoncie zauważyła ciemną linię lasu i odetchnęła głęboko.
Tymczasem słońce świeciło wysoko na niebie, sprawiając, że skóra każdego z nich lśniła. W Forks nigdy nie było aż tak gorąco, a kiedy była jeszcze pół wampirzycą, prawie w ogóle nie wychodziła na zwewnątrz. Choć musiała przyznać, że Ray, lekko podświetlony, wyglądał uroczo, to słońce z pewnością nie było jej przyjacielem.
Wiedziała już, czemu Dracula zawsze rozkazywał aby zasłaniano wszystkie okna w sali tronowej. Promienie słoneczne i ciepło parujące z ziemi sprawiało, że robiło jej się słabo.
-Wszystko w porządku? - zapytał ją Edward. Margarita spojrzała na niego, przypominając sobie, że potrafi czytać w myślach. Kiwnęła głową, starając się przywrócić się do porządku.
-Nic jej nie będzie. - Persifa podeszła do niej i chwyciła ją za rękę. - Wy troje biegniecie do lasu po prawej, a ja wezmę Margaritę dalej, na lewo. Spotykamy się przed miastem za pół godziny.
-Ale... - zaczął nie pewnie Ray, zerkając na Ritę, a potem Edwarda i Mahori'ego. Kiedy ostatni raz był z nimi sam na sam, nie skończyło się to dobrze. - Może ja...
-Bez dyskusji. - Brązowowłosa zmarszczyła brwi. - Nie mamy czasu, pamiętacie? Nie ociągać się!
Ruszyła do biegu, pchając Margaritę i już po chwili zniknęły z oczu chłopców.
Rita, choć zwykle nie miała problemów z biegiem, teraz nie mogła za nią nadążyć. Starała się jak mogła, ale albo Persifa była znakomitą sprinterką, albo ona była zbyt wyczerpana i spragniona. Zwolniły dopiero po kilku dłużących się dla Margarity minutach.
Przed nimi rozciągała się ciemnozielona linia lasu i Rita niemal odetchnęła, gdy zakryła się przed słońcem.
Zamknęła oczy wdychając zapach drzew i roślin, tak bardzo przypominający jej lasy Forks.
-Nie możesz nikomu pozwolić zauważyć, że coś jest nie tak – odezwała się Persifa.
Margarita uniosła brwi zaskoczona jej słowami.
-Co masz na myśli? - zapytała.
-Dobrze wiesz, o co mi chodzi – oznajmiła – wpakowałaś się w kłopoty czy tego chciałaś, czy nie.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz – powiedziała Rita, odwracając się do niej. - Po prostu wypełniam zadanie, które powierzył mi ojciec.
-Znam Draculę o wiele lepiej, niż ktokolwiek inny. - Persifa stanęła naprzeciwko niej. - I chyba nie sądzisz, że wysłałby na misję własne dzieci, gdyby było to po prostu kolejne zadanie. Jesteś jego córką i musisz udowodnić to jemu i innym wampirom, inaczej sprawy mogą się źle potoczyć.
Rita zacisnęła szczękę, starając się nie zdenerwować.
-I co według ciebie powinnam zrobić, żeby to wykazać?
-Nie angażuj się emocjonalnie – oznajmiła Persifa lekkim tonem. - Władca omotany emocjami nie poradzi sobie ze swoimi poddanymi.
Margarita otworzyła usta z zaskoczenia.
-Nie mieszaj w to Raya! - krzyknęła. - On nie ma nic wspólnego z moimi problemami z ojcem!
-Nie okłamuj się – wzruszyła ramionami. - I nie musisz się na mnie denerwować, chcę ci tylko pomóc. Sama się kiedyś zawiodłam na kimś bardzo bliskim mojemu sercu i nie chcę, żeby ta historia się powtórzyła. Ray jest zapatrzony w Dracule, nie pomyślałaś o tym, że może cię wykorzystuje?
-Przestań! - przerwała jej. - On taki nie jest.
-Czyżby? - zadrwiła. - A dlaczego jest teraz na tej misji i ryzykuje życie? Dla ciebie?
-Och, nawet nie wiesz co mówisz! - Ricie zaczęło się kręcić w głowie, ale nie była pewna czy to z powodu pragnienia czy nerwów. - Może i na początku robił to dla niego, ale już tak nie jest.
-Zrobisz co uważasz, księżniczko – powiedziała powoli Persifa, patrząc jej w oczy. - Ale gdy tylko coś pójdzie nie po twojej myśli, przypomnij sobie moje słowa. Ostrzegałam cię.
Ray trzymał się w lekkim dystansie od Edwarda i Mahori'ego. Sam nie czuł się spragniony, więc zamierzał poczekać aż się pożywią, a potem doprowadzić ich do miasta. Choć doceniał ich poświęcenie, jakoś nie mógł przekonać się do myśli o krwi zwierzęcej. Tak samo jak i nigdy zbytnio nie rozmyślał nad osobami, które pozbawił życia. Był przekonany, że taka po prostu jest teraz jego natura i nic na to nie poradzi. Widząc, jak zależy na tym Margaricie, zaczął się poważnie nad sobą zastanawiać i musiał przyznać, że wyciągnięte wnioski go nie zadowalały.
Mahori nagle zerwał się z miejsca i pobiegł w sobie znanym kierunku.
-Zaraz wracam! - krzyknął jeszcze, zanim całkiem się od nich oddalił.
Ray i Edward szli głębiej w las, nie odzywając się do siebie. Ciemnowłosy obserwował swojego towarzysza i zastanawiał się czemu ten ciągle jest taki zdenerwowany. Jeszcze zanim znaleźli się w domu Persify wydawało mu się, że będzie miał z nim całkiem dobre relacje, a może nawet odnajdzie w nim przyjaciela. No cóż, na razie się na to nie zapowiadało.
-To jak długo jesteś z Ritą? - zapytał go Edward. Ray, zaskoczony, o mało co się nie przewrócił.
-Słucham?
-Wiem, że nie powinienem czytać ci dziś rano w myślach – wyjaśnił rudowłosy, zatrzymując się. - Ale zastanawialiśmy się, gdzie jesteście...
-Nie powinieneś – zgodził się Ray. Zmarszczył brwi i odetchnął. - Jak dużo wiesz?
Edward wyglądał, jakby poważnie się zastanawiał nad odpowiedzią.
-Chyba wszystko. - Ray zaśmiał się bez krzty wesołości, a Edward wyciągnął przed siebie ręce w geście obrony. - Przepraszam, że to zrobiłem, ale przecież wiesz, że nie mam nad tym kontroli.
Ray zagryzł wargi.
-Znam cię od kilku dni – powiedział starając się być spokojnym. - A ty zdążyłeś już mnie oskarżyć o coś czego nie zrobiłem, pobić i pozbawić zupełnie prywatności!
-Postaw się na moim miejscu - zdenerwował się Edward. - Znaleźliśmy Mahori'ego i Margaritę leżących prawie bez życia w lesie. Gdyby nie Carlisle, mogliby już nie żyć!
-Zrobiłem co mogłem! - krzyknął Ray, ale głos mu się załamał. Myślami często wracał do tamtego popołudnia i za nic nie mógł wyrzucić ze swojej głowy wspomnienia Rity umazanej krwią. - Ale nie zmieniaj tematu, rozmawialiśmy o czymś innym.
-Wróciłem! - Mahori przybiegł do nich, zadowolony. Jego oczy lśniły czystą bielą. - Coś mnie ominęło?
Ray zerknął na Edwarda i zamyślił się.
-Czekaj chwilę – powiedział powoli, analizując w głowie przebieg kilku ostatnich dni. Edward obserwował go z zaciętą miną, a Mahori kierował wzrok na jednego i drugiego, próbując odnaleźć się w sytuacji.
Nagle Ray otworzył szeroko oczy i zacisnął usta.
-Nie wierzę – powiedział zduszonym głosem. - Zakochałeś się w Margaricie!
Mahori wybuchnął szczerym śmiechem, ale, gdy nie zawtórował mu Edward, stracił pewność. Zdezorientowany spojrzał na Edwarda.
-To prawda? - zapytał go. - Powiedz mi, że to żart.
Rudowłosy zerknął na Mahori'ego i uśmiechnął się beznamiętnie.
-To i tak nie ma znaczenia – oznajmił – ona wybrała kogoś innego.
-Kogo? - zapytał Mahori, a potem automatycznie spojrzał na Raya. Widząc jego minę, cofnął się nieznacznie i pokręcił głową, opierając się o konar jednego z drzew. - Chyba muszę sobie usiąść. To dla mnie stanowczo za dużo informacji naraz.
-Nie dowiedziałbyś się tego w taki sposób – powiedział Ray. - Ale Edward najwyraźniej nie znosi żadnych sekretów.
-Mówiłem już, że cię przepraszam – oznajmił przez zęby. - Ale nic na to nie poradzę, że słyszę twoje myśli!
Mahori podszedł do Raya i stanął naprzeciwko niego.
-A więc... - zaczął niepewnie. - Podoba ci się moja siostra?
-Z wzajemnością – mruknął Edward. - Pocałowali się.
-Dziękuje, Edwardzie – powiedział Mahori, odwracając się do niego. - Nie potrzebuję wiedzieć o wszystkich szczegółach. Chyba mi niedobrze.
Oddalił się od nich, kierując się w stronę miasteczka, gdzie czekały na nich dziewczyny. Ray podążył za nim, ale zatrzymał się, przechodząc obok Edwarda.
-Nie mam pojęcia co dokładnie do niej czujesz – powiedział szeptem. - I nie jestem nastawiony przeciwko tobie. Jednak musisz wiedzieć, że ja nie poddam się łatwo, a zwłaszcza teraz, gdy wiem, co Margarita czuje do mnie. Więc proszę cię, żebyś uszanował jej decyzję, bo ja nie widzę poza nią świata.
Edward patrzył na niego przez chwilę w ciszy, a potem zmarszczył brwi i opuścił głowę.
-Jeśli tylko ona tego chce, to życzę wam szczęścia – oznajmił – ale gdy tylko zrobisz coś nie tak, wiedz, że będę pierwszym po Mahorim, który przyjdzie ją pocieszyć.
Ray zacisnął pięści.
-Nie martw się o to - powiedział - nigdy się tak nie stanie. 
-Idziecie? - zawołał do nich Mahori. Ray i Edward spojrzeli na siebie jeszcze raz, po czym dołączyli do Mahori'ego.
_____________________________________________________

Dziś mija pół roku odkąd pojawił się tu pierwszy rozdział!
Mam nadzieję, iż historia wam się podoba i że czytacie ją z taką przyjemnością, jaką sprawia mi pisanie rozdziałów!
Dziękuje, że jesteście! 

Rozdział 33

Mahori w ogóle nie wierzył w cel tej misji, a co dopiero w jej powodzenie. Nie miał już cierpliwości do swojego ojca. Chciał wrócić do zamku i wygarnąć mu to wszystko, choć był świadom tego, że pewnie zabrakłoby mu odwagi. Nie dość, że przez niego omal nie stracił pamięci na zawsze, to teraz wysyłał ich na misję, nie zadając sobie trudu objaśnienia im czegokolwiek.
-Ej, skup się. - Edward wyrwał go z zamyślenia. Od kilku minut starali się razem z Persifą ustalić trasę ich dalszej podróży. Korzystali z kilku starych i zakurzonych map. Wielkie pożółkłe karty różniły się od tych zwykłych administracyjnych planów, które do tej pory widział. Na mapach Persify oznaczone były klany wampirów i zajmowane przez nich tereny, których musieli koniecznie unikać, jeśli nie chcieli mieć jeszcze większych kłopotów.
-To i tak nie ma sensu – burknął. - Musielibyśmy chyba przelecieć całą drogę, żeby nikt nas nie zauważył. Nie możemy po prostu powiedzieć im, że wysłał nas Dracula? To powinno ich przekonać.
-Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne – odezwała się Persifa. Zaplotła włosy w luźny warkocz, co jeszcze bardziej wyostrzyło rysy jej twarzy. - Ostatnio wiele się słyszy o Draculi. Pan stał się nie ufny i uczynił prawie nie możliwe aby wejść do zamku bez pozwolenia. Oddala się od swoich poddanych, a oni nie wiedzą czemu. To ich złości.
-Buntują się. - Mahori uniósł brwi do góry. - Nie podejrzewałem, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
-Zostawmy to na razie – zadecydował Edward. - Będziemy się tym przejmować, kiedy już wrócimy.
-Jeśli wrócimy – wtrącił Mahori.
Edward spojrzał na niego z nad map i westchnął.
-To stare mapy. - Persifa podeszła do stołu, na którym były rozłożone plansze i porównała je ze sobą. - Dawno nie odwiedzałam tamtych terenów.
-A ty nie znasz tych miejsc? - zapytał Mahori'ego Edward. - Przecież się tu wychowałeś.
-Nigdy nie opuszczałem zamku – odpowiedział mu szybko Mahori, starając się nie myśleć teraz o potajemnych ucieczkach nocą. - Dracula nie pozwalał nam na nic, dopóki nie byliśmy przemienieni. Ale Ray na pewno będzie wiedział. Gdzie on teraz jest?
Persifa podniosła głowę znad map i ukradkiem zerknęła na Mahori'ego.
-Pójdę po niego.
Edward podążył za nią wzrokiem do drzwi, a potem lekko przymknął powieki.
-Ray jest z Ritą – powiedział, zaglądając w myśli ciemnowłosego. Nagle zacisnął szczęki i całkiem zamknął oczy. - Oni...
-Co? - zapytał zdziwiony jego reakcją Mahori.
-Nieważne – odpowiedział szybko i nachylił się z powrotem nad mapami.
Mahori postanowił nie drążyć tematu, ale zaciekawił się tym, co jego towarzysz mógł wyczytać w myślach Raya. W końcu wzruszył ramionami i opadł na jedną z wyblakłych kanap.
Po chwili do pokoju weszła Persifa, a tuż za nią Ray. Wyglądał na zdenerwowanego i pobudzonego. Mahori'emu od razu przyleciał na myśl pomysł, że to pewnie misją tak się ekscytuje, ale wydawało mu się to niezdrowe, nawet jak na niego. Nie wypytywał go jednak o inny powód jego zachowania.
Zerknął na miedzianowłosego i czekał aż ten się odezwie, ale Edward najwyraźniej nie zamierzał. Nawet nie podniósł wzroku ze studiowanych przez niego map.
-A więc – zaczął Mahori, odwracając od niego wzrok. - Zastanawiamy się nad dalszą trasą, ale mapy Persify nie są zbyt aktualne. Pomyślałem, że może ty będziesz się w nich jakoś orientował...
Ray kiwnął głową i podszedł do stołu. Nachylił się nad kartami i zaczął je szybko studiować.
-Nie zmieniło się zbyt wiele – powiedział po chwili. - Większość klanów pozostała na swoim miejscu, ale kilka z nich rozszerzyło swoje tereny. Kiedyś sprawdzałem te granice razem z Patrickiem.
Mahori zdziwił się w duchu, że Ray mógł kiedykolwiek robić coś wspólnego z tą nieznośną pijawką. Do tej pory wydawało mu się, że Ray go nie znosi. Z drugiej strony wiedział, że nie rozmawia z nim tylko przez kilka lat, w których Mahori żyje – a przecież Ray i Patrick są już wampirami o wiele dłużej.
Persifa podeszła do Raya i wskazała mu palcem na mapie jakieś miejsce.
-Tu mieszka Aleksander.
Ray zmarszczył brwi.
-To niedaleko miasta Córdoba – wyjaśnił – dość zalesiony teren, ale zamieszkały przez wiele wampirów.
-Oczywiście – prychnął Mahori. - Przecież nie mogłoby być łatwo.
-Nie traćmy już więcej czasu. - Ray wziął najbardziej aktualną mapę i złożył ją wielokrotnie, po czym wsunął do swojej kieszeni. - Dopóki trwa cisza między wampirami.
-Masz rację – odezwała się Persifa. - Jeśli dojdzie do buntów lub jakichkolwiek wyskoków, nikt nie przepuści nas przez żadną granicę.
Mahori kiwnął głową, zgadzając się z nią. Nie wyobrażał sobie, by w ogóle mogło do czegoś podobnego dojść, ale wolał dmuchać na zimne.
-W którą stronę będziemy teraz iść? - zapytała brązowowłosa.
-Najlepiej będzie, gdy ominiemy Madryt szerokim łukiem – powiedział Ray i westchnął. - Pójdziemy bocznymi trasami i spróbujemy ominąć najważniejsze granice.
-Brzmi rozsądnie – oznajmił Mahori i wstał z kanapy. Rozejrzał się po pokoju. - Wszyscy spakowani? Wyruszamy!
Ray i Edward wyszli z saloniku jako pierwsi, więc Mahori zrównał się z Persifą.
-Na pewno nie zabierasz ze sobą wilkołaków? Może się przydadzą, no wiesz, moglibyśmy użyć ich jako naszej tajnej broni.
Mahori zauważył, że Persifa się uśmiechnęła – po raz pierwszy widział jej uśmiech i musiał przyznać, że było jej w nim do twarzy.
-Nie wydaje mi się, żeby chłopcy zgodzili się na coś takiego – odpowiedziała.
-Nawet jak ty ich o to poprosisz? - zapytał ją. - Przecież ci służą.
-Nie jestem ich królową – oznajmiła. - Nie będą mi się kłaniać. Oni po prostu robią to, o co ich poproszę. Jednak nie zawsze w sposób, który wydaje mi się najlepszy.
-Jak ty to robisz, że są ci posłuszni?
Persifa zatrzymała się w progu i odwróciła do niego, obserwując go swoimi czerwonymi oczami.
-Myślisz, że tak po prostu zdradzę ci wszystkie moje sekrety? - Uniosła do góry jedną brew. - A ty nawet nie zaprosiłeś mnie jeszcze na kolacje.
Wyszła z saloniku zostawiając go samego. Mahori uśmiechnął się pod nosem i zreflektował się po chwili, doganiając ją w korytarzu, a potem razem wyszli na zewnątrz. Edward i Ray stali przy drzwiach frontowych, nie odzywając się do siebie.
-Pójdę po Margaritę – powiedział w końcu Edward, gdy Persifa i Mahori znaleźli się już przy wysokim ogrodzeniu.
-Ja to zrobię. – Ray zatrzymał go, kładąc rękę na ramieniu miedzianowłosego. Nagle oboje usłyszeli szelest dobiegający z przeciwległej strony korytarza i w drzwiach gabinetu stanęła Margarita.
-Ominęło mnie coś? - zapytała, spoglądając na Raya i Edwarda. Ciemnowłosy odsunął się od swojego towarzysza i uśmiechnął do dziewczyny.
-Nic szczególnego, właśnie miałem po ciebie pójść. – odpowiedział. W chwili, gdy ją zobaczył, od razu przypomniało mu się na co odważył się przed kilkoma minutami. Zerknął ukradkiem na jej czerwone usta i poczuł, jak miękną mu kolana. – Ja...
-Porozmawiamy później – przerwała mu, uśmiechając się delikatnie. Podeszła do miejsca w którym stali i wyjrzała przez wąskie okno, szukając wzrokiem swojego brata. - Czas nas goni.
Ray kiwnął głową. Nagle odsunął się od drzwi, gdy Edward mijając go, bez słowa wyszedł na zewnątrz. Margarita uniosła brwi do góry.
-Co mu się stało? - zapytała.
-Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami. - Mahori chciał, żebym pomógł im wybrać drogę i Edward już wtedy się do mnie nie odzywał. Może powiedziałem coś nie tak?
Margarita spojrzała na niego i nie mogła powstrzymać uśmiechu. Uniosła dłoń i odsunęła ciemne loki spadające mu na oczy, dziwiąc się w duchu swoją odwagą.
-To pewnie przez to, że byłam na niego zdenerwowana w zamku – powiedziała po chwili namysłu. - Wyjaśnię to z nim później.
Ray złapał jej rękę, którą dotykała jego włosów i przysunął ją do swojego policzka. Była przyjemnie ciepła.
-Rita – zaczął, poważniejąc. - Nie chciałem się tak spieszyć...
-Ray – przerwała mu, przenosząc palce na jego usta. - Nie specjalnie się przed tobą broniłam.
Zaśmiała się krótko, a on uśmiechnął się słysząc jej śmiech.
-To co teraz? - zapytał.
Jak na odpowiedź oboje usłyszeli, że woła ich Mahori. Margarita westchnęła i stanęła na palcach, całując go w policzek.
-Na razie znajdźmy Aleksandra – powiedziała. - A potem zobaczymy.
-Wiesz, że nie o to mi chodziło – zmarszczył brwi. - Miałem na myśli to, co teraz będzie z nami.
-Wiem o co ci chodziło – zaśmiała się i mrugnęła do niego, otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz. 
Ray pokręcił głową i dotknął miejsca na policzku, w które go pocałowała. Wyszedł z domu Persify i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do Margarity, która czekała na niego na schodach. Uśmiechnęła się do niego i poczekała aż się z nią zrówna, po czym oboje skierowali się w stronę bramy.

Rozdział 32

Słońce zaczęło już wschodzić, kiedy cała piątka szykowała się do opuszczenia małego pałacyku - mieszkania nowej członkini ich grupy. Margarita zauważyła, jak Persifa wydaje ostatnie rozkazy swoim wilkołakom, ale pomimo pytań nie chciała zdradzić jej, czemu nie zabiera ich ze sobą. Nie sprzeciwiała się zbyt długo - wizja podróży z cuchnącymi wilkołakami nie wydawała jej się najciekawsza. Aleksadner nie mieszkał na terenie miasta, ale daleko za jego granicami. Mieli więc przed sobą kilka godzin szybkiego biegu lub kilkanaście spokojnego marszu.
Margarita stała naprzeciwko okna w gabinecie Persify, spoglądając na zamek i miasto, starając się zapamiętać Segowię. Tak naprawdę nie była pewna na ile opuszcza rodzinny dom, chociaż sama złapała się na tym, że przychodziło jej to z zadziwiającą łatwością.
Z pokoju obok dochodził zapach jej brata i Edwarda, którzy rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami. Kiedy Rita poczuła woń miedzianowłosego, coś przekręciło jej się w żołądku. Była mu winna przeprosiny za swoje wcześniejsze zachowanie, mimo tego, że prawie wcale nie odczuwała skruchy. Powinno jej być przykro, ale gdzieś głęboko w środku czuła, że miała prawo tak się zachować. Chociaż może musi się bardziej kontrolować, nie zachowywać jak nowo narodzony. Wiedziała, że w najbliższym czasie będzie musiała poważnie porozmawiać z Edwardem. Momentami chciała być taka jak jej brat – bardziej otwarta i spokojna. W niektórych sytuacjach była jego całkowitym przeciwieństwem, a znowu w innych zachowywała się zupełnie tak jak on. 
Po chwili jej myśli znów przywróciły jej temat ich misji. Nie wyobrażała sobie, że podczas tej wyprawy mogłoby stać się cokolwiek złego, ale miała złe przeczucia. Dokuczało jej to, jak mało wiedziała na temat wampira, do którego zmierzali. Nie przyznawała się do tego, że odczuwa strach, ale jej ciało i umysł ogarnął niepokój.
Z roztargnieniem oderwała wzrok od okna i spojrzała na siebie. Poprawiła swoją niebieską tunikę i mocniej ścisnęła paskiem czarne spodnie. Z zaciętą miną rozpuściła długie włosy i przeczesała je palcami. Opadły na plecy i ramiona, i choć wiedziała, że za pięć minut zaczną jej przeszkadzać, w tamtej chwili poczuła się o wiele bardziej rozluźniona. Rozsunęła swój mały plecak, który dostała od strażników i wrzuciła do niego wstążkę. Gdy zapinała go z powrotem, coś przykuło jej uwagę. Przyciągnęła torbę bliżej i delikatnie dotknęła tyłu plecaka. Za miękkim materiałem poczuła coś twardego. Położyła go na biurku i zaciekawiona rozerwała szew, a potem rozciągnęła dziurę. Na początku nie dostrzegła nic specjalnego, ale potem, głębiej w plecaku, zauważyła złożoną na pół kartkę, pochodzącą z zamkowej papeterii. Tego jednego była pewna – takie same karty wypełniały jej stary pamiętnik. Zmarszczyła brwi i rozłożyła liścik, dziwiąc się w duchu. Od razu rozpoznała pismo Otisa, swojego opiekuna. Wstrzymała oddech całkowicie, odczytując krótką notkę zapisaną koślawym pismem:

Kiedy odnajdziesz tego, którego szukasz, zapytaj go o oczy.
Kiedy odbierzesz mu to, co należy do ciebie, uważaj z życzeniami.
Bądź bezpieczna,
Otis
-Wszystko w porządku? - Ray nagle pojawił się obok niej, spoglądając na nią z zamyśloną miną.
Margarita wzdrygnęła się, zaskoczona tym, że nie usłyszała, kiedy wchodził do pokoju i w pierwszym odruchu schowała karteczkę w pięść. Po chwili jednak spojrzała na niego i bez słowa podała mu kartkę. Chłopak uniósł brwi do góry, czytając wiadomość.
-Wiesz o co mu chodzi? - zapytała go. Ray pokręcił głową.
-Nie mam pojęcia – przyznał – czy to znaczy, że Otis wie na czym polega nasza misja?
-Nie było go w sali tronowej, kiedy ojciec wszystko nam wyjaśniał. - Rita skrzyżowała ręce na piersi. - A ja nic mu nie mówiłam.
-On chyba wie więcej, niż nam się wydaje – skwitował Ray. Wsunął liścik z powrotem do torby Rity. - Ale dlaczego nie powiedział nam tego w pałacu? Przecież rozmawiałem z nim tyle razy...
-W zamku nie jest już bezpiecznie – powiedziała Rita. - Nawet ściany mają tam uszy.
Ray przygryzł wargę i z niepokojem spojrzał na czarnowłosą. Wyglądał tak, jakby zastanawiał się czy powiedzieć coś więcej. W końcu się rozmyślił.
-Mam złe przeczucia co do tej misji – przyznała – wszystko zaczyna się ze sobą plątać. Nie wiem co myśleć.
Ray zerknął przez ramię na Persifę rozmawiającą z wilkołakami za oknem. Margarita przyłapała się na tym, że obserwuje jego profil. Ray odwrócił się z powrotem.
-Mimo wszystko robi całkiem dobre wrażenie – powiedział przyciszonym głosem. - Ale nie należy od razu jej ufać. 
-To nie Persify najbardziej się obawiam – odpowiedziała mu. - Zastanawiają mnie słowa Otisa. Mam wrażenie, że powinnam rozumieć jego ostrzeżenie, a nie mam pojęcia o co mu chodziło.
-Wydaje mi się, że Aleksander najlepiej nam wszystko wyjaśni – oznajmił. - Na razie musimy tylko dbać o to, żeby dotrzeć do niego w jednym kawałku.
Margarita skrzywiła się na samą myśl o obdarowanych wampirach, które tylko czekały na głupców takich jak oni. Po plecach przebiegł jej chłodny dreszcz.
-Nie martw się – pocieszył ją Ray i uśmiechnął się zawadiacko. - Będę miał na ciebie oko.
Dosłownie kilka sekund później spoważniał i ponownie tamtego ranka zagryzł wargi. 
Rita westchnęła cicho i zachłysnęła się powietrzem, wdychając jego zapach. Pachniał zupełnie inaczej niż ona. Nie miał w swojej woni niczego, co przypominałoby jej o Draculi. Zapach Mahori'ego zawsze kojarzył jej się z ojcem, więc zakładała, że sama też pachnie podobnie. Zapach Raya przynosił jej na myśl ogrody pałacowe, które tak uwielbiała. 
Zerknęła na niego, ale gdy tylko złapał jej spojrzenie - odwróciła wzrok. Nagle zachciało jej się z siebie śmiać. Na co dzień mogła stawać przed radą i Draculą, odpowiadając na ich pytania prawie bez zająknięcia. Do tej pory rozmawiała z Ray'em tylko kilka razy, ale za każdym z nich traciła całe swoje zacięcie i upór. Nigdy nie sprawił, że się bała, bynajmniej – kiedyś uratował jej życie. Pomimo tego nie mogła poradzić sobie z tym, jak bardzo ją onieśmielał.
Ray delikatnie ujął jej dłoń, dokładnie tak jak kilka godzin wcześniej, zanim wpadli na wilkołaki. Była mu wdzięczna za to, że starał się ją wtedy pocieszyć. I choć oboje wiedzieli, że postąpiła źle i wbrew swoim zasadom, udało mu się ją podnieść na duchu.
Margarita spojrzała na jego smukłe palce, a potem powiodła wzrokiem wyżej, przez jego tors, szyje i twarz, aż do czerwonych oczu. Powinna czuć się obrzydzona tym, że Ray żywi się krwią ludzką. Powinna natychmiast odepchnąć jego dłoń i odejść od niego, by nie posunął się za daleko. Powinna go odtrącić zanim na dobre namiesza jej w głowie. Powinna, ale tak nie zrobiła. Zamiast tego uśmiechnęła się delikatnie.
-Nigdy nie podziękowałam ci za to, co zrobiłeś w Forks – powiedziała.
Ray zmarszczył brwi.
-Nie musisz za nic dziękować – oznajmił przyciszonym głosem. - Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo.
-Każdy na twoim miejscu wypiłby moją krew – poprawiła go. 
Ray skrzywił się nagle, kiedy jad napłynął mu do ust. Zaskoczony swoją reakcją połknął gorzki płyn natychmiast, ale Rita i tak to zauważyła.
-Ja na twoim miejscu nie dałabym rady. Zresztą, Otis zawsze powtarzał mi, że moja krew pachnie ładnie i kiedyś będę miała przez to kłopoty.
Udało jej się go rozbawić - zaśmiał się krótko.
-Nawet nie masz pojęcia.
Margarita również się uśmiechnęła, ale chwilę później atmosfera w gabinecie zagęściła się jeszcze bardziej. Ray na chwilę odwrócił od niej wzrok. Kiedy również przechyliła głowę w stronę okna zauważyła, że Persify ani jej wilkołaków nie ma już na podwórku.
-Będziemy musieli się zbierać – powiedziała. Przestąpiła z nogi na nogę, cofając się delikatnie. Jej plecy napotkały wąski parapet, co skutecznie uniemożliwiło jej dalszy ruch.
Ray nie mógł myśleć racjonalnie. Jakaś mała część jego umysłu głośno krzyczała: nie rób tego! Odwróć się i wyjdź, zanim nie jest za późno!
Jednak on wydawał się zupełnie te okrzyki lekceważyć. Czuł się tak, jakby ktoś w kółko odliczał mu czas.
W rzeczywistości za sobą miał już wiele lat, a przed - całą wieczność. Teoretycznie rzecz jasna, bo w zaistniałej sytuacji mógł nie dożyć następnego dnia. W głowie mu się kręciło, a gardło miał ściśnięte. Jakby tego było mało, Margarita uśmiechnęła się do niego po raz kolejny.
-Obiecuję ci, że wypełnimy tę misję – odezwała się nagle. - A jak wrócimy, Dracula na pewno mianuje cię swoim najważniejszym członkiem rady. - Ray zaśmiał się nagle, a Rita zmarszczyła brwi. - Co cię tak bawi?
-Mam koło nosa to, co zrobi Dracula! - Zaśmiał się ponownie. - Nie chcę już od niego żadnego stanowiska! Byłem głupi...
I zanim Rita zrozumiała o co mu chodzi, Ray nachylił się nad nią i ją pocałował. Zaskoczona najpierw nie zareagowała, ale jego ręce wplatające się w jej włosy, szybko ją oprzytomniły. Uśmiechnęła się delikatnie i odwzajemniła pocałunek, dłońmi dotykając jego twarzy i przybliżając go jeszcze bliżej siebie. Była od niego sporo niższa, więc ratowała się staniem na palcach.
-Nie przeszkadzam? - W drzwiach pojawiła się Persifa. Ray zesztywniał zaskoczony i przerwał pocałunek, ale nie odsunął się od Rity, która nadal obejmowała dłońmi jego twarz. - Ray, jesteś potrzebny.
-To nie może poczekać? - zapytał. Margarita spojrzała przez pokój na Persifę, nie wierząc, że ta krępująca sytuacja nie peszy jej ani trochę. 
-Raczej nie - odpowiedziała brązowowłosa. - Za kilka minut wyruszamy. Nie możemy zwlekać.
Ciemnowłosy wyplótł ręce z włosów Rity, a ta odsunęła od niego swoje dłonie i skrzyżowała je na piersiach. Ray zmarszczył brwi i spojrzał na nią znacząco, dając jej do zrozumienia, by na niego poczekała. Wiedziała co miał na myśli - musieli koniecznie poważnie porozmawiać, najlepiej jeszcze przed wyruszeniem na misję. Kiwnęła głową zgadzając się i odprowadziła go wzrokiem do wyjścia. Persifa przepuściła go w drzwiach, a potem odwróciła się i podążyła za nim, ale kiedy to robiła – Rita mogłaby przysiąc, że się uśmiechnęła.

Rozdział 31

-Nie rozumiem – powiedziała Rita, zaciskając szczękę i wpatrując się usilnie w Persifę, już bez cienia współczucia. Nieudolnie powstrzymywała wybuch złości. - Kazałaś nam milczeć, a teraz sama nic nam nie powiesz?
Persifa odwróciła się do niej, prostując się nieznacznie i starając się zatuszować chwilę słabości.
-Powiem wam to, co chcecie wiedzieć – oznajmiła, unosząc brodę do góry. - Ale mam jeden warunek.
-Znowu? - Edward pokręcił głową. - Dlaczego sądzisz, że nadal damy ci się zwodzić i zgadzać na wszystkie twoje zachcianki?
Mahori zerknął na Persifę, a potem na swoich przyjaciół i delikatnie zagryzł wargi.
-Edwardzie, przecież ty na pewno najlepiej wiesz, że ona nie kłamie – powiedział powoli. Margarita spojrzała na niego tak, jakby właśnie postradał zmysły. Mahori zwrócił się do wampirzycy stojącej przy oknie, lekceważąc swoją siostrę. - Poza tym, nie mamy innego wyjścia. Jaki jest twój ostatni warunek?
-Zanim cokolwiek osądzicie, dajcie mi się wytłumaczyć – oznajmiła, czując się pewniej dzięki Mahori'emu. - Chcę wyruszyć z wami.
Zapadła lekko niezręczna cisza, a słowa Persify wydawały się odbijać od każdej z bladych ścian pomieszczenia. Margarita złapała się na tym, że ma otwarte usta. Jedynie Edward, znający chwilę wcześniej myśli kobiety, zdawał sobie sprawę do czego dążyła.
-Co? - Ray wydał z siebie bardzo piskliwy dźwięk.
Persifa wzięła głęboki, całkiem niepotrzebny wdech i wyglądała w tamtym momencie przeraźliwie żywo.
-Mam z nim do omówienia kilka ważnych kwestii – powiedziała cicho, wpatrując się w podłogę. - To będzie najprostsze rozwiązanie. Każdy z nas będzie zadowolony, a w dodatku możemy się nawzajem ochraniać.
-To wilkołaków nie zamierzasz ze sobą wziąć? - prychnął Ray. - Na pewno obroniłyby cię lepiej od nas.
Persifa zmarszczyła brwi, ale nie odpowiedziała. Zerknęła wyczekująco na Margaritę i Mahori'ego.
-No cóż... - Rita nie wiedziała co powiedzieć. - Najwyraźniej nie mamy innego wyjścia.
Mahori uśmiechnął się pod nosem, ale Edward się zdenerwował.
-Mamy inne wyjście – powiedział. - Po prostu ją zahipnotyzuj i każ jej powiedzieć nam prawdę.
Ray otworzył szeroko oczy, zdziwiony bezpośredniością Edwarda. To nie był jeden z jego najlepszych pomysłów.
-To nie jest takie proste! - syknęła Rita, odwracając się do niego. - Ona wie o tym, co potrafię.
-Co to ma do rzeczy? - zapytał rudowłosy.
-A to że spodziewam się tego, co zrobi – odpowiedziała mu Persifa. - To coś jak oglądanie magicznej sztuczki lewitowania, wiedząc o przezroczystych żyłkach unoszących ciało. Wtedy nikt nie wmówi ci, że to co widzisz to prawda.
-Skąd wiesz? - Margarita spojrzała na dziewczynę. Sama nigdy nie wpadła na ten, wyjątkowo logiczny pomysł. Wielokrotnie starała się zahipnotyzować Mahori'ego, gdy ją o to poprosił, ale nigdy jej to nie wychodziło. O wiele łatwiej przychodziło jej czarowanie kogoś znienacka, gdy tylko ona o tym wiedziała.
-Może zagłosujemy? - wysunął pomysł Mahori. Rita pokiwała głową zgadzając się i uniosła rękę do góry. To samo zrobił jej brat i Ray, choć z wielką niechęcią. Edward spojrzał na niego błagalnie, jednak chłopak nie cofnął dłoni. Rudowłosy westchnął i pokręcił głową.
-Jak chcecie – mruknął – ale jak wydarzy się coś złego, to z przyjemnością powiem a nie mówiłem.
Persifa poprowadziła ich w głąb dworku, do małego saloniku mieszczącego się na końcu korytarza. Pokoik był przytulniejszy od reszty budynku, a to za sprawą porozstawianych po całym pomieszczeniu foteli i kanap. Z wysokiego sufitu zwisał ciężki, szklany żyrandol, a na jednej ścianie zamontowane były wysokie okna, które wychodziły na tę część podwórka, która kiedyś musiała być pięknym ogrodem. Patrząc na te pozostałości po kwiatach i krzewach, do głowy Margarity przywędrowały obrazy pięknego zamkowego ogrodu. Pamiętając tamten widok i zapach wpadający przez okno do jej komnaty, mimowolnie posmutniała.
Margarita rozsiadła się na jednym z foteli, który choć nie wyglądał zachęcająco, okazał się być bardzo wygodny. Przez chwilę marzyła, by ułożyć się na nim i zasnąć, zapominając o wszystkich problemach.
-Więc mówiłaś, że potrzebujemy o czymś wiedzieć? - zaczął Ray.
-O tak – przytaknęła kobieta, kiwając głową. - Nie będę wam teraz wszystkiego wyjaśniać, ale jest kilka kwestii, o których musicie pamiętać, wybierając się do Aleksandra. Po pierwsze, jak już mówiłam, może wam...
-Tak, tak – przerwał jej Edward. - Raczej nam się nie uda. Możesz przejść dalej?
-Pelayo od zawsze był zafascynowany Draculą – kontynuowała Persifa, nie przejmując się jego zaczepką. - Zresztą jak każdy. Był dla nas wyrozumiały, pomógł nam przetrwać kilka pierwszych stuleci, nauczył nas panować nad sobą.
Margaricie nie wiedzieć czemu nie spodobał się opis ojca. Wydawało jej się niemożliwe, żeby mógł być pomocny dla kogokolwiek, skoro nie pokwapił się aby wychować własne dzieci.
-Aleksander to fanatyk wampirów – oznajmiła Persifa. - Od lat interesował się mutacjami u naszych pobratymców, sam potrafi rozpoznawać dary.
-Nie rozumiem – powiedział Ray. - Otis opowiedział mi kiedyś, że byliście jego kompanami, ale kiedy zapytałem, czemu już nie rozmawiacie, nie odpowiedział.
-To skomplikowane – wyjaśniła Persifa. - Rzeczywiście, na początku wszystko szło jak z płatka. Razem z Aleksem pomagałam Draculi w przemianach nowych wampirów. Tworzyliśmy zgraną drużynę, wydawało mi się, że tak będzie już zawsze. Jednak nic tak naprawdę nie trwa wiecznie.
-Co się stało? - zapytał Edward, nie znajdując odpowiedzi w głowie Persify.
Dziewczyna zawahała się. Widać było, że z trudnością przychodzi jej wspominanie, ale jak do tej pory jako tako jej szło, teraz nie mogła już się odezwać.
-Musicie wiedzieć, że Aleks także gromadzi wokół siebie utalentowane wampiry – oznajmiła w końcu po kilku chwilach ciszy. - Jednak jest w tym o wiele lepszy od Draculi. Dzięki swojej własnej mocy odnajduje największe wampirze mutacje i dzięki temu jego straże są właściwie nie do pokonania.
-Co masz na myśli? - zdziwił się Ray. - Dlaczego mielibyśmy z kimkolwiek walczyć?
-Od czasu naszej rozłąki – ciągnęła Persifa. - Aleks zamknął się w sobie. Już nie jest tą samą osobą co kiedyś. Za wszelką cenę odgradza się od rzeczywistego świata, więc żeby się do niego dostać, trzeba przejść wiele prób.
-Nadal czegoś nie rozumiem – oznajmiła Margarita, marszcząc brwi. - Co takiego się wydarzyło?
-Na razie to nie ważne – powiedziała ostro dziewczyna. Rita miała ochotę nią potrząsnąć, choć wątpiła by to poprawiło sytuację. Zerknęła na swojego brata, który siedział niedaleko obok niej, wgapiając się w brązowowłosą. Westchnęła cicho. - Żeby cokolwiek od niego wziąć, musicie najpierw przejść przez zabezpieczenia, które chronią jego dom.
-Zabezpieczenia? - powtórzył Ray. - Chodzi ci o pułapki?
-Mam na myśli wampiry tak uzdolnione, że sobie tego nie wyobrażacie. Aleksander oddałby życie za to, czego żąda od niego Dracula. Mam nadzieję, że jeśli uda nam się do niego dotrzeć, przedstawicie mu naprawdę solidne wyjaśnienia. Sama gadka o niekochającym ojcu mu nie wystarczy.
Choć zabolało ją to co powiedziała Persifa, Margarita wiedziała, że ma rację. Ona sama, gdyby miała na pieńku z własnym ojcem, zrobiłaby wszystko aby się od niego odciąć. Jednak słowa Persify o Aleksie z lekka ją przeraziły. Przez chwilę poczuła, że wszystko zaczyna ją już przerastać. Miała ochotę stamtąd jak najszybciej uciec.
-Jest jeszcze jedna rzecz. - Persifa po raz kolejny rozejrzała się po pokoju, jak gdyby upewniając się czy na pewno poza nimi nie ma tam kogoś więcej. - On będzie próbował wszystkiego żeby postawić na swoim. Jestem pewna, że nawet nie zauważycie, kiedy zacznie. Choć ufam, że macie szlachetne zamiary wybierając się w tę misję, nie mogę wam zagwarantować, że wrócicie tacy sami. Macie teraz chwilę na namysł i odwrót, nie jest jeszcze za późno.
Margarita spojrzała na swojego brata, a potem na Raya i Edwarda. Westchnęła głęboko i podniosła się z fotela. Choć włosy miała potargane i nigdy nie czuła się gorzej, chciała zabrzmieć pewnie i przekonująco.
-Obawiam się, że nie ma już dla nas odwrotu.

Rozdział 30

Nawet kilkugodzinne układanie sobie wszystkich informacji w głowie, nie przyniosło zamierzonego skutku. Rosalie doświadczała czegoś w rodzaju psychicznej migreny. Czuła, że dzieje się za dużo. Nie spodziewała się, że dzięki Margaricie i Mahori'emu będą mieli aż tyle „przygód”. Jakby tego było mało, od niedawna była obrażona na Carlisle'a, który ukrywał przed nimi kilka tak ważnych szczegółów. Sama świadomość, że istnieje ktoś taki jak Dracula, mogłaby oszczędzić jej chociaż kilku chwil szoku czy zwątpienia. Nie, to nie było „dla ich dobra”. Przemieniając ich w wampiry, sam stał się za nich po części odpowiedzialny. A co by się stało, gdyby pewnego dnia odeszła od rodziny, buntując się, złamała kilka praw, nawet nie wiedząc o ich istnieniu? Czy gdyby dokonali na niej egzekucji, Carlisle zrozumiałby wreszcie, że ukrywanie prawdy nie było dla jej dobra?
-Jak się czujesz? - Emmett wszedł do ich komnaty, zamykając za sobą drzwi. Rosalie nie odpowiedziała mu, więc podszedł kilka kroków bliżej. Siedziała oparta o framugę łóżka, wpatrując się w wyblakłą, zieloną ścianę i licząc drobinki kurzu tańczące w powietrzu. - Rosalie?
Spojrzała na niego swoimi miodowymi oczami, a on poczuł ukłucie w sercu.
-Skarbie, nie płacz – powiedział cicho Emmett, ujmując jej twarz w swoje wielkie dłonie i wpatrując się usilnie w jej suche oczy. - Przecież wszystko jest w porządku.
-W porządku? - powtórzyła cicho. - Przecież wszystko właśnie jest nie w porządku!
-Ej – uśmiechnął się lekko Emmett. - Jest po prostu inaczej, jeszcze kilka dni i się przyzwyczaimy.
-Margarita jest córką Draculi – powiedziała Rose, starając się to sobie uświadomić. - A Mahori jest jego synem.
-Tak, to trochę dziwne – przyznał czarnowłosy, siadając obok Rose. - Ale pomyśl, jakie od teraz będziemy mieć kontakty!
Rosalie zaśmiała się cicho, ale zaraz spoważniała.
-Edward, Rita i Mahori są na misji, której mogą nie przeżyć – kontynuowała, wzmacniając się uprzednio głębokim wdechem. - A Alice i Jasper są wciągani do pracy w zamku.
-Wiesz, zależy jak się na to spojrzy – sprostował Emmett. - Ale chyba nie wierzysz w to, że oni nie przeżyją? Czy zapomniałaś już jaką moc ma Margarita?
-Nie o to mi chodzi – zdenerwowała się Rose, odwracając w końcu głowę od ściany. - Czemu nie poczekała na nas? Jesteśmy przecież jej rodziną. Miałam nadzieję, że jestem jej bliska...
-Przestań – przerwał jej Emmett, marszcząc brwi. - Nie wiem dokąd zmierzasz, ale musimy pamiętać, że Margarita odnalazła swoich bliskich. Założę się, że jest przerażona, bo świat wywrócił się jej do góry nogami.
Rosalie nie poprawił się humor, dzięki jego słowom, ale kiedy przysunęła się do niego, a on ją objął – poczuła się bezpieczna.
***
Alice była przerażona. Od kilkunastu godzin nie otrzymała od rodzeństwa, Edwarda i Raya żadnej wiadomości. Po tym, jak postanowili się rozdzielić i wyszli z kawiarni, nie ukazało jej się już nic więcej. Była bezsilna, ale usiłowała przywołać nawet najmniejszą wizję od nich, chociażby decyzję skręcenia w prawo lub zmiany tematu rozmowy. Na co dzień ignorowała takie drobne widzenia, ale teraz czuła się zdesperowana.
-Daj sobie chwilę – szepnął jej na ucho Jasper, który znikąd pojawił się obok niej. Był ubrany w pomarańczową szatę gości, tak samo jak i Alice. Dracula nie zamierzał od razu dać im niebieskich szat, chociaż wyraźnie miał na to ochotę. Alice i Jasper znajdowali się w sali tronowej. Dracula, jak zwykle, zajmował środkowy, największy tron i z uwagą obserwował dziewczynę. Po ogromnej komnacie krzątało się mnóstwo wampirów w czerwonych szatach, którzy byli członkami rady. Poza nimi, tuż przy drzwiach wejściowych na straży stali strażnicy w szatach zielonych, a gdzieniegdzie dało się zauważyć nieśmiertelnych w niebieskich płaszczach, które należały do uzdolnionych. O wiele mniej w zamku mieszkało wampirów nieokreślonych. Oprócz Raya, Alice zauważyła zaledwie trzech lub czterech.
-Wybacz mi, Panie – powiedziała łamiącym się głosem. - Ale nadal nic nie widzę.
Dracula nie odezwał się, ale nie wydawał się być zatroskany czy przejęty. Miał na twarzy swoją codzienną maskę opanowania i obojętności. Czarne włosy zaczesane do tyłu, lśniły i kontrastowały z mleczną cerą wampira. Wszystkie kotary w oknach sali tronowej były zasunięte i blokowały nawet najmocniejszy promyk słońca. Zważając na to, że byli w Hiszpanii – spisywały się na medal. Dracula w milczeniu obserwował Alice jeszcze przez kilka sekund, a smukłe palce jego prawej dłoni wybijały rytm na poręczy tronu.
-Na razie nie jesteś mi potrzebna – odezwał się w końcu. - Wróć do swojej komnaty i wyczekuj nowych wizji. Oby pojawiły się szybko.
Alice zagryzła dolną wargę i skłoniła się Draculi. Odchodząc spojrzała na Jaspera, a on kiwnął głową. Wiedziała, że musiał zostać z Panem, ale wcale nie uśmiechała jej się ta wizja.
Blondyn wyprostował się nieznacznie i spojrzał na Draculę.
-Jest coś, w czym mogę ci pomóc, Panie? - zapytał. Dracula skierował na niego swoje czerwone oczy i uśmiechnął się nieznacznie.
-Obawiam się, że tak – odpowiedział mu. - I mam nadzieję, że zdołasz mi odpowiedzieć na moje pytania.
-Będę się starał.
-Jestem zainteresowany wszystkim co dzieje się w moim królestwie – zaczął Dracula, a kilka wampirów w czerwonych szatach, wyraźnie zainteresowało się jego słowami. Straż ubrana w zielone szaty stanęła nagle na baczność i kilka z nich wydało z siebie krótki, syczący okrzyk. Jasper uniósł brwi do góry i obrócił głowę, ciekaw o co chodzi. Każdy wampir spoza rady zaczął w szybkim tempie opuszczać komnatę. Już po chwili straż zamknęła za sobą drzwi i Jasper został sam jeden pośród rady i naprzeciwko Draculi. Kiedy ponownie odwrócił się do Władcy Zamku, Dracula stał tuż przed nim. Blondyn wzdrygnął się i całą siłą swojej woli musiał powstrzymać się przed wysunięciem kłów, kiedy jad napłynął mu do ust.
-Niepokoi mnie to, co stało się przed laty – kontynuował wampir. - Coś, czego nie zdołałem powstrzymać, a co dostarczyło mi wiele kłopotów. Chyba rozumiesz już, o co mi chodzi?
Jasper zacisnął szczęki, kiedy przed oczami przeleciały mu obrazy z jego służby u Marii. Przez tyle czasu starał się je wymazać z pamięci, że miał nadzieję już nigdy ich nie wspominać.
-Tak – odpowiedział, kiedy zauważył, że Dracula czeka, aż się odezwie. - Rozumiem. Jednak to było wiele lat temu, nie wydaje mi się, żeby ten problem trwał nadal.
Jasper starał się wybrnąć z tej głupiej sytuacji. Nie chciał zdradzać Draculi wszystkiego, czego wiedział, bo to co wtedy robił, nie było zgodne z prawem. Pan zamku chyba mu nie uwierzył, bo tylko wpatrywał się w niego usilnie.
-Grupa Meksykanów, której byłeś członkiem, dokonała wielu zniszczeń i pozbawiła życia tysiące istnień – odezwał się w końcu. - I nie możesz być poważny twierdząc, że te walki dobiegły końca. To jedynie ty przestałeś brać w nich udział.
Jasper'owi od razu przypomnieli się jego przyjaciele – Peter i Charlotte, którzy uciekli razem z nim. Chociaż to był czyn godny podziwu, szybko zdecydował nie wspominać o nich Draculi.
-Pomimo tego – kontynuował Dracula. - Moim najlepszym sługom, po wielu próbach, w końcu udało się jakoś powstrzymać dalszego ciągu tych okrucieństw. Jednak zanim zdołaliśmy kogokolwiek odpowiednio ukarać, ich przywódczyni sama wymierzyła im karę. Masz może coś do powiedzenia na ten temat?
Jasper'owi zawrzało w umyśle, ale nie dał tego po sobie poznać.
-Maria była naszym liderem – zaczął, starając się odpowiednio dobierać słowa, co przychodziło mu z trudnością. Na sobie czuł mnóstwo spojrzeń i a do uszu napływały wzburzone szepty. - Jednak to nie tylko ona zadecydowała o mojej przemianie. Odkąd je znałem, od zawsze jej towarzyszyły.
-Kto? - syknął ktoś z tłumu. - Mów prawdę!
-Nattie i Lucy – odparł zniecierpliwiony, a samo wypowiedzenie ich imion przywołało kolejną falę wspomnień. - Ale nie wystarczyło im stanie z boku. Pewnego dnia stwierdziły, że Maria ma za dużą władzę. Postanowiły nas zabić.
-Domyśliłeś się tego? - zapytał Dracula. Głowę wspierał na prawej dłoni i wyglądał tak, jakby słuchał jakiejś lekkiej, popołudniowej opowieści. Jasper kiwnął głową i kontynuował, chcąc jak najszybciej zakończyć swój monolog.
-Dzięki swojemu darowi odkryłem ich zamierzenia odpowiednio wcześniej i powiedziałem o nich Marii – oznajmił i zniżył ton głosu. - Nie spodziewałem się jednak, że je zabije.
-Nie każdy wampir jest szlachetny. - Dracula zabrzmiał tak, jakby chciał go pocieszyć. - Ja także wiele razy zawiodłem się na moich sługach, którym zaufałem.
-Wtedy uciekłem – dokończył Jasper.
-Mam jeszcze jedno, ostatnie pytanie – zapewnił go Pan. - Czy masz jakiekolwiek podejrzenia, w związku z teraźniejszym miejscem pobytu Marii?
-Nie. - Jasper zacisnął szczęki, bo Dracula znów obdarzył go swoim przenikliwym spojrzeniem. - I mam nadzieję, że już nigdy jej nie spotkam.
-Nawet jeśli się to stanie, stoisz już po właściwej stronie – oznajmił Dracula, uśmiechając się delikatnie. Jasper wiedział, że wampir usłyszał to co chciał, ale nie miał pojęcia, w czym mogą mu pomóc zdobyte od niego informacje. On sam nie widział w nich nic pożytecznego. - Możesz już wrócić do swojej komnaty, powrócimy do tego tematu innym razem.

Rozdział 29

-Chciałabym móc powiedzieć, że jestem zaskoczona waszym przybyciem – westchnęła Persifa. – Ale, niestety, nie mogę tego zrobić.
-Jeszcze raz przepraszam za nasze najście – powiedziała Rita. – Nie zajmiemy dużo czasu.
Gdyby nie poważny wyraz twarzy, brązowowłosa kobieta wyglądałaby niemal młodzieńczo. Jednak jej oczy patrzyły na gości w sposób surowy i wyniosły, co dodawało jej lat. Pomimo tego, żyjąc fizycznie osiągnęła pewnie zaledwie dwadzieścia parę lat.
-Wiem, po co przychodzicie – oznajmiła, zerkając na każdego z nich i zatrzymując wzrok dłużej na Mahorim. - Jednak nie mogę wam pomóc.
Edward rozejrzał się po pustym pokoju, a potem dokładnie przyjrzał wampirzycy. Nie była tarczą, więc mógł czytać w jej umyśle tyle, ile tylko zapragnął.
-Jeśli mogę coś wtrącić – powiedział Edward. - To jestem pewien, że może nam pani pomóc.
Kobieta przechyliła głowę w lewo, odrywając w końcu wzrok od brata Margarity.
-Tak? - szepnęła – dlaczego tak sądzisz?
-Nasz ojciec polecił nam panią... - zaczął szybko Mahori, odciągając jej uwagę od Edwarda.
-Ach tak – przerwała mu. - Dracula zawsze odnajduje starych wspólników, gdy są mu potrzebni. Ja jednak, już nie mieszam się w sprawy zamku. I jeszcze jedno, jeśli już koniecznie chcecie się do mnie zwracać tak oficjalnie, to nazywajcie mnie panną, a nie panią.
Margarita uśmiechnęła się do siebie lekko. Nigdy nawet nie pomyślałaby o tym, że Persifa może mieć w sobie ukrytą feministkę.
-Potrzebujemy tylko adresu – odezwał się Ray. - Żeby wypełnić misję, musimy odnaleźć Aleksandra Pelayo.
Persifa pokiwała głową, ale nie odezwała się. Wstała i, w powolnym jak na wampira tempie, podeszła do kwadratowego okna na końcu pokoju. Rita dopiero teraz zauważyła, że widać z niego zamek.
-Nie mogę wam pomóc – powtórzyła brązowowłosa. - Musicie zrozumieć, że to dla waszego dobra. Na waszym miejscu nie zgodziłabym się na tę misję. Ale jak widać, Draculi brak litości nawet dla własnych dzieci.
-Możemy zapłacić – odezwał się Edward łapiąc się tej szansy, jak tonący brzytwy. 
Persifa odwróciła się do niego i obdarzyła bladym uśmiechem.
-Podziwiam waszą niezłomność, ale pieniędzy mam pod dostatkiem – oznajmiła. Margarita spojrzała na Raya, czując, że ich jedyna szansa przepada.
-Dlaczego nie chcesz nam pomóc? - zapytała, starając się zabrzmieć pewnie. - Czy to ma związek z naszym ojcem?
-Trudno byłoby znaleźć w świecie wampirów sprawę, w którą wasz ojciec nie byłby zamieszany – odparła wymijająco. - Jaki jest powód waszej wyprawy? Co za to dostaniecie?
-Nie musimy się tłumaczyć – odparł Edward, zirytowany, że nie doszukał się odpowiedzi w jej pamięci. Jednak był pewien na sto procent pewien, że Persifa może wskazać im ten adres. Na wspomnienie jego nazwiska jakaś część jej umysłu zadrgała, odświeżyły się stare wspomnienia.
-Jeżeli nie wyjaśnicie mi o co chodzi, nie znajdziecie tego, którego szukacie - powiedziała Persifa, unosząc jedną brew. - Czy może mam od razu wezwać moje wilkołaki żeby wskazały wam wyjście?
Mahori wzdrygnął się delikatnie.
-Właśnie, a co do tych wilkołaków...- zaczął Ray, czując znów narastające oburzenie, ponownie czując się jednym z pałacowych wampirów. - Jakim prawem przebywają w mieście?
Persifa nie zdążyła się powstrzymać i uśmiechnęła się delikatnie.
-Nie zamierzam wam dzisiaj wszystkiego po kolei wyjaśniać – odpowiedziała – to nie miałoby sensu. Wolicie usłyszeć historię moich wilkołaków czy mam was naprowadzić na Aleksandra?
-Prosimy o adres – odpowiedziała szybko Rita, zanim Ray zdążył się odezwać. Spojrzał na nią z wyrzutem, ale pomyślała, że to akurat da radę przetrwać.
-Dajcie mi tylko jeden powód. - Persifa skrzyżowała ręce na piersi. - Dajcie mi powód, żebym wyjawiła tak poufną informację trójce mężczyzn i kobiecie, która zahipnotyzowała moje sługi.
Margarita uniosła brwi, zastanawiając się. Edward został zmuszony do misji, co nie było najgorsze, ale Ray zgłosił się sam, a to pod pewnymi względami było przejawem ogromnej głupoty. Z jednej strony byli naiwni i miękcy zgadzając się na tę misję, ale z drugiej - nie mieli wyboru. 
-No cóż, jak widać nie macie dobrego wyjaśnienia – wzruszyła ramionami Persifa. - Przykro mi, ale...
-Jeśli nie wypełnimy tej misji, Dracula się nas wyprze – przerwał jej Mahori niepewnym głosem. - Dlatego potrzebujemy tej informacji.
Rita zaskoczona uniosła brwi, nie spodziewając się takiego wyznania od brata. Edward wypuścił powietrze z płuc, a Ray szybko zerknął na brązowowłosą. Persifa skierowała wzrok na Mahori'ego i przygryzła dolną wargę.
-Niech wam będzie -westchnęła – jednak zanim dokładnie zdradzę wam, gdzie znajduje się Aleksander, musicie poznać pewne informacje. Ale na początek musicie przysiąc, że nie wyjawicie moich wilkołaków Draculi.
-Co? - żachnął się Ray. -Dlaczego mamy to zrobić? Łamiesz prawo sprowadzając dzieci księżyca do miasta!
-Bez dyskusji – zdenerwowała się Persifa. - Mam ku temu powody, których nie musicie znać. To pierwszy i ostatni warunek, który musicie dla mnie spełnić.
Margarita zagryzła wargi, spoglądając na Raya, który usilnie kręcił głową, nie zgadzając się. Zerknęła na swojego brata i Edwarda.
-Przyrzekam, że Dracula nie dowie się ode mnie o twoich sługach – wyrecytowała, czując rosnącą w jej gardle gulę.
Persifa zadowolona kiwnęła głową i machnęła ręką ponaglając pozostałe wampiry.
-Przyrzekam – powtórzyli niechętnie Edward i Mahori. Ray wyglądał tak, jakby te słowa miały wypalić mu krtań.
-Ale... - zaczął, przygryzając wargi. - To nie ma sensu. Co się stanie, jeśli nie dotrzymamy słowa?
Persifa zmrużyła delikatnie oczy, przyglądając się Ray'owi.
-Wiesz, kiedyś byłam prawie taka sama jak ty - przyznała Persifa. - Zrobiłabym wtedy wszystko dla mojego Pana. Jednak mam nadzieję, że ty nie zawiedziesz się na nim tak mocno jak ja. Nie martw się, wierzę, że dotrzymacie danego mi słowa. Wątpię, że dzieci Draculi nie mają honoru, jesteście do niego zbyt podobni. A tobie i waszemu przyjacielowi będę musiała zaufać.
Mahori oburzony wypuścił powietrze z płuc, ale nie odezwał się. Margarita zlekceważyła uwagę Persify i odwróciła się do tyłu, spoglądając na Raya. On niechętnie złapał jej spojrzenie i przez kilka sekund widziała w jego oczach wahanie. Ray spojrzał na nią z bólem, a potem z jękiem zamknął oczy, rezygnując.  
-Przyrzekam.
Margarita poczuła jak kamień spada jej z serca, ale równocześnie poczuła się winna. Nie chciała go do niczego zmuszać, ale wiedziała, że i jemu w głębi duszy zależy na tej misji. Nie cierpiała tego, co w takich sytuacjach mówił jej ojciec. Cel zawsze uświęca środki.
-A więc dobrze. - Persifa powróciła do miejsca przy oknie i odetchnęła lekko. - Najważniejsze o czym musicie pamiętać, podążając do Aleksandra, to to, że wasza misja raczej wam się nie powiedzie.
-Uwielbiam takie podejście – mruknął Edward bardzo cicho.
-Dawno temu byłam wspólniczką Aleksa, razem pomagaliśmy Draculi w opanowaniu wampirów. To były początki jego władzy i nadal przykro mi o tym wspominać. Ja i Aleks byliśmy jednymi z pierwszych, których kiedykolwiek przemienił. Nie wiedzieliśmy na czym to wszystko ma polegać. Byłam przerażona.
-Słyszałem o was – odezwał się nagle Ray, gdy Persifa na chwilę zamilkła. Kobieta uniosła głowę i spojrzała na niego.
-Szczerzę wątpię, że od samego Pana.
-Rzeczywiście – zgodził się. - Mówił mi o was Otis, jeden z głównych strażników.
Margarita uniosła brwi i zerknęła na Raya. Otis był jej opiekunem przez całe pałacowe życie, więc na dźwięk jego imienia mimowolnie ożyła.
-Dlaczego chcecie go odszukać? - zajęczała Persifa. 
Mahori zdziwił się nagłą zmianą w jej tonie głosu.
-Ojciec potrzebuje jakiejś rzeczy, którą mu pożyczył – odpowiedział wymijająco.
-Mamy mu ją odebrać i jak najszybciej zwrócić Draculi - dokończył za niego Edward.
Persifa szeroko otworzyła oczy, zanim zdążyła ukryć swoje zdziwienie. Zacisnęła ręce w pięści i cofnęła się o krok, dotykając ramieniem białej ściany. Margarita nie rozumiejąc powodu jej nagłej paniki, zbliżyła się do niej o kilka kroków, ale poczuła jak dłoń Raya zaciska się na jej ramieniu. Kiedy odwróciła się do niego, on pokręcił przecząco głową.
-Co się stało? - zapytał Mahori.
Persifa spojrzała na niego, a w jej czerwonych oczach czaił się strach.
-Nie wierzę, że ona nadal istnieje, Aleksander obiecał, że ją zniszczy– powiedziała drżącym głosem, jakby do siebie, a potem zgarbiła się i dodała szeptem, zerkając w stronę pałacu. - Aleks nigdy wam jej nie odda.