Rozdział 37

Był właśnie w kulminacyjnym momencie powieści, którą czytał, gdy głośne i napastliwe pukanie do drzwi zmąciło jego spokój. Westchnął głęboko, nie zważając na to, że ktoś za drzwiami to usłyszy. Wstał z łóżka i od razu znalazł się przy wejściu. Znów zirytowało go to, w jak małym pokoiku musi się gnieździć.
Przekręcił kluczyk i pociągnął za klamkę, odsłaniając przybysza. Przed nim stał wysoki chłopak, chudy, z krótko ściętymi, czarnymi włosami. Choć nie zmienił się w ogóle od czasu, gdy ostatnio z nim rozmawiał, był przygarbiony i rozczochrany, a złośliwy uśmieszek zniknął z jego warg.
-Patrick.
-Tak, to ja, Jason – syknął czarnowłosy. - Ciebie też miło widzieć.
Wślizgnął się do jego komnaty, ostrożnie zamkykając za sobą drzwi.
-Czemu zawdzięczam twoją wizytę? - zapytał Jason, zagryzając zęby. Potem zmarszczył brwi przyglądając się jego zmęczonej twarzy. - Co ci się stało? Nie zapewniają ci opieki na tak wysokim stanowisku?
-Zamknij się – warknął Patrick. - Mamy problem.
-O nie. - Jason pokręcił głową. - To ty masz problem. O co ci chodzi, po co przyszedłeś? 
-Zrobiłem coś złego – wyszeptał szybko. - Posłuchaj, wiem, że po moim mianowaniu nie utrzymywałem z tobą kontaktu...
-Z żadnym z nas – podkreślił Jason. - Wiesz w ogóle co się teraz dzieje z Clary albo z Ray'em?  
Patrick zagryzł zęby, patrząc na swojego starego przyjaciela.
-Ray jest na misji z dziećmi Pana i jednym z tych wampirów z Ameryki, każdy to wie – wycedził przez zęby. - I nie mów mi, że sam widziałeś się z Clarissą!
Jason wsadził dłonie w kieszenie szaty, ale nie odezwał się. Zrezygnowany spojrzał na Patricka i westchnął.
-Po co tu przyszedłeś? - zapytał ponownie. Patrick zrobił dziwną minę i znowu się przygarbił.
-Wydaje mi się, że złamałem prawo – wykrztusił w końcu.
-Co? Ty? Nie wierzę ci. - Jason z wrażenia usiadł na łóżku. - Postradałeś zmysły? Co ci odbiło?
-To wszystko przez Cullenów – zaczął powoli, kładąc ręce na czole. - A zwłaszcza tego blondyna. Dracula ma z nim jakieś osobiste sprawy i to jedyne, czym teraz zajmuje się rada.
-I co z tego? - Jason wzruszył ramionami. - Jasper Whitlock dowodził kiedyś w południowej wojnie. To chyba oczywiste, że Dracula chce o tym usłyszeć. Przejdź do sedna!
-Byłem zdenerwowany. - Głos Patricka zszedł do szeptu.  - Nie dopuścili mnie do zebrania, więc postanowiłem sam się czegoś dowiedzieć.
Jason patrzył na swojego starego przyjaciela z szeroko otworzonymi oczami. Patrick, widząc jego reakcję, zmarkotniał jeszcze bardziej. Drżącą ręką sięgnął do kieszeni szaty i wyciągnął z niej gruby zwitek papierów. Jason jeszcze nigdy w życiu nie widział, żeby wampir tak bardzo przypominał człowieka.
-O Boże – westchnął w końcu. - Jesteś idiotą! Co to?
-Archiwa królewskie – wyszeptał – zabrałem je.
-Czemu?
-Bo dotyczą nas. - Na twarzy Patricka pojawiła się konsternacja. - Nie miałem pojęcia, że oni to zapisują. Tam jest zapisane po prostu wszystko...nasze moce, misje, dzień naszej przemiany!
Jason uniósł brwi do góry i sięgnął ręką po akta.
-Ejże! - Patrick odsunął od niego zwitki i schował do szaty. - Nie tutaj, nie teraz. Musimy uciekać z zamku.
-Co? - Jason wywrócił oczami. - Po prostu odniesiesz te arkusze i wszystko wróci do normy. Nie histeryzuj.
Patrick zacisnął dłonie w pięści.
-Nie oszukuj się, Jason – powiedział, zbliżając się do blondyna. - Jest już za późno. Myślisz, że jak to odniesiemy, to nas pochwalą? Pogładzą po główce i dadzą cukierka?
-Nie miałem tego na...
-Nie, Jason! - Patrick jedną ręką złapał go za ramiona, a drugą chwycił za klamkę. - Nie bądź głupi, błagam! Oprócz danych o naszej piątce znalazłem też coś jeszcze...
Jason czuł jego oddech na swojej twarzy, ale chłopak trzymał go zbyt mocno, więc nie mógł się od niego odsunąć.
-Co takiego? - zapytał.
Patrick przez chwilę w ciszy wpatrywał się w Jasona, nasłuchując odgłosów zamku. Z jego kwatery doskonale słyszał każdego wampira przechadzającego się po pałacu. Nasłuchiwał szelestu szat i szeptów nieśmiertelnych. Wyobrażał sobie Draculę spacerującego po zamkowym ogrodzie w świetle księżyca, o jedynej porze, w której kiedykolwiek opuszczał zamek.
-Odkryłem zapiski o jego dzieciach – wyszeptał. - Ale to nie jest najważniejsze...zabrałem stamtąd karty o misji, na którą ich posłał.
-I co? - Jason nie mógł wytrzymać tego, jak bardzo Patrick przeciągał swoją opowieść. - Co na nich pisze?
-Nie mogę sobie wyobrazić, do czego by doszło, gdybym ich nie znalazł - wyrzucił z siebie, po czym otworzył drzwi. - Nie mamy czasu do stracenia. Musimy natychmiast odnaleźć Raya.
Jason w biegu poprawił swoją szatę i podążył za Patrickiem. W głowie mu buzowało i nie mógł tego opanować. Wydawało mu się, że każdy człowiek, którego mijają, wie o ich sekrecie. Przeklinał się w duchu za swoją naiwność i uległość. Niebieska szata Patricka powiewała zaciekle, przez szybkie tempo, jakim się poruszali. Jason o mało co się nie przewrócił, gdy mijali salę tronową. Nie mógł opanować drżenia rąk i czuł się tak, jakby przechodziły go dreszcze. Chciał się uspokoić, ale nie potrafił. Miał wrażenie, że wampiry podążają za nimi, węsząc złamane prawa. Szukają uciechy i będą patrzeć z wielką przyjemnością na jego płonące ciało. 
-Wyluzuj - szepnął do niego Patrick. Zrównał z nim krok i zwolnili wychodząc na zewnątrz. Z racji uczt w sali tronowej, wampiry rzadko kiedy wychodziły z zamku. Jednak pod pretekstem nocy i chęci polowania na trudniejszą zdobycz, mogło im się to udać. 
Jason w duchu skakał z radości, gdy wampiry w zielonych szatach, stojące na straży, tylko rzuciły na nich spojrzeniem. Powtarzał sobie, że nie robią niczego dziwnego. Musieli się spieszyć. Prędzej czy później ktoś w końcu zauważy brak dokumentów. Nie ważne jak Patrick zamaskował swój zapach czy ślady swojej obecności, Dracula i tak się wszystkiego dowie.
-Mam złe przeczucie - westchnęła Rita, przekręcając się na łóżku. - Coś robimy źle. 
Po kilkudziesięciu kilometrach biegu, Margarita, Ray i Edward, postanowili odpocząć. Zatrzymali się w jednym z mniejszych miast, w niedużym hotelu. Rita nie wiedziała, jak bardzo potrzebuje prysznicu, dopóki nie weszła pod mocny strumień wody. Zmyła z siebie tak dużo pisaku i pyłu, że mogłaby z nich usypać piaskownicę. 
Podczas, gdy Edward i Ray meldowali ich w hotelu, ona kupiła nowe ubrania.
Po rozczesaniu włosów wyszła z łazienki i rzuciła się na najtwardsze łóżko, na jakim miała okazję leżeć. 
Nie znosiła tego, że Mahori'ego nie ma z nią. Nie wiedziała, jak dużo czasu z nim spędza, dopóki nie została sama. Westchnęła głęboko, bo mówienie do samej siebie nie przynosiło jej ulgi. Nie była już pewna niczego. Miała wrażenie, że odkąd opuściła zamek, wszystko robi źle. Tak uparcie dążyła do zadowolenia swojego ojca, że się w tym pogubiła. 
Po kilkunastu minutach, do jej drzwi rozległo się ciche pukanie. Margarita uśmiechnęła się pod nosem, bo bez pytania wiedziała kto za nimi stał. Poprawiła swoją pozycję na łóżku i spróbowała się uśmiechnąć, ale w odbiciu w szybie widziała jedynie grymas.
-Proszę - powiedziała. 
Drzwi uchyliły się i przez próg przeszedł Ray. Wyglądał bardzo schludnie i czysto, i Rita pochwaliła się za wybór niebieskiego swetra, który pasował do jego brązowych loków. 
-Edward poszedł zapolować - oznajmił, zamykając za sobą drzwi. 
-Nie polował wtedy w lesie? - zapytała. 
Ray skrzywił się nieznacznie na wspomnienie ich rozmowy pod nieobecność Mahori'ego.
-Chyba nie miał szczęścia.
Margarita kiwnęła powoli głową, obserwując jego zachowanie, ale Ray nie dał po sobie niczego poznać. Uśmiechnął się do niej lekko. Ręce, które nagle wydały mu się zbyt długie, wsadził do kieszeni spodni. 
-No i wiesz, tak sobie pomyślałem... - zaczął, swoim zwyczajem przygryzając wargi. - Skoro nie ma Edwarda, moglibyśmy pogadać.
-Och. - Margarita spoważniała. Nagle zesztywniały jej mięśnie twarzy. Znów spróbowała się uśmiechnąć. - No pewnie. 
Ray podszedł do łóżka, na którym teraz siedziała po turecku i usiadł na przeciwko niej. 
Złapał się na tym, że przestał oddychać. 
-Jeśli chodzi o ten pocałunek... - odezwał się Ray. - Wiem, że cię zaskoczyłem. Poza tym, jesteśmy teraz w bardzo niewygodnej sytuacji... nie chcę, żebyś robiła cokolwiek pod wpływem emocji. 
Margarita uniosła brwi. 
-Ray - powiedziała. - Nie jestem pewna czy rozumiem co masz na myśli...
-Rozmawiałem z Edwardem - wyszeptał, nie dając jej dokończyć. - I on... znasz go o wiele dłużej i jeśli jest coś między wami... 
Niemal piekł go język, gdy to mówił, ale wiedział, że powinien. Nie darowałby sobie, gdyby Rita była z nim, nie czując do niego tego, co on czuje do niej. 
Margarita spojrzała w jego czerwone tęczówki i wyciągnęła do niego dłoń, jednak po chwili ją cofnęła. 
-Edward bardzo mi pomógł - zaczęła, ostrożnie dobierając słowa. - I to on nauczył mnie jak radzić sobie w ciele wampira. 
Ray nie spuszczał z niej wzroku, co odrobinę ją krępowało. Nadal nie potrafiła czuć się w jego obecności w stu procentach swobodnie. 
-Jednak - kontynuowała - nigdy nie poczułam do niego czegoś więcej. Nie wyobrażam sobie, co by było gdyby przy mnie wtedy nie był. Ty, Ray, uratowałeś mi życie...
-To jeszcze nie jest wystarczający powód do miłości - przerwał jej nagle. - To zwykła wdzięczność. 
Margarita westchnęła nad jego uporem i przez chwilę wpatrywali się w siebie w ciszy.
-Przy tobie czuję się inaczej - odezwał się w końcu Ray. - I nie jestem pewny co to oznacza, ale nie chcę być tylko twoim przyjacielem. 
Margarita poczuła jak skręca się jej żołądek. Opamiętała się, widząc w odbiciu swoje zaskoczone spojrzenie. 
-Ray - powiedziała drżącym głosem. - Ja chyba wiem, co to oznacza. 
To był pierwszy raz, kiedy osobiście zainicjowała pocałunek. Wychyliła się do przodu, łapiąc go za szyję i przyciągając do siebie. Ray przybliżył się do niej, przekręcając się na kolana i opierając dłonie na jej łopatkach, przytrzymując ją bliżej siebie. 
Gdzieś z tyłu głowy ciągle słyszała ostrzegający głos Persify, ale nadal z nim walczyła. Nie wiedziała jak to możliwe, by kobieta, którą zna tak krótko, zdołała zasiać w niej tyle wątpliwości. 
Kiedy po chwili się od niego oderwała, oparła swoją głowę na jego klatce piersiowej. Ray pocałował ją w czubek głowy, oddychając szybko. 
-Obiecaj mi, że po powrocie z misji porozmawiamy jeszcze raz - powiedziała. - Wtedy będziesz pewny, że mówię prawdę.
Ray zaśmiał się krótko, przyciągając ją do siebie i całując delikatnie. 
-Nie potrzebuję już żadnych zapewnień.

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny! Mmmm pocałowali się! Superowo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :)Podoba mi się baaaaardzo! ) Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! !!!!!!!!
    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  3. Agh, to mnie chcą zabijać za takie zakończenia? Co to za akcja z Patrick'iem i Jasonem na początku, co? Coś ty wymyśliła? Co oni takiego odkryli, że muszą uciekać? Na litość Boską, dziewczyno, jak można tak dręczyć ludzi? xD
    No i to, co wydarzyło się między Ray'em a Margaritą jest genialne. Nie mam pojęcia, co takiego planujesz dla Edwarda, ale ani mi się waż łączyć Ritę z kimkolwiek innym niż Ray. Nie żebym miała coś do Edwarda, ale mimo wszystko bardziej pasuje mi połączenie sługi i córki Draculi niż Margarity i członka Cullenów. Oczywiście przyjmę wszystko, co wymyśliłaś, ale i tak...
    Jestem coraz bardziej zafascynowana twoim pomysłem. Po tych rozdziałach widać, że musiałaś długo żyć tą historią, więc jestem tym bardziej zachwycona kierunkiem jaki przybrała.
    Chcę więcej, ale o tym wiesz. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się już wkrótce.
    Weny i czasu,
    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak słodko...tak, że aż rzygnę tęczą :-Ooooo......
    a co to się działo na początku??
    Co to za misja??
    Chcę wiedzieć!!
    Do napisania
    Kisielek ;D

    OdpowiedzUsuń