Pod
wieczór, kiedy na dworze znacznie się ochłodziło i
pociemniało - Margarita, Ray i Edward wyruszyli w dalszą drogę.
Rita chłonęła wyostrzonym w ciemności wzrokiem wszystkie widoki
rozciągające się przed nią. W miarę poruszania się naprzód, mijali wzgórza, lasy i jeziora. Nie zatrzymywali się już
wcale, z upływem czasu zbliżając się do celu.
Księżyc
dodawał jej sił i czuła się o wiele lepiej niż za dnia. Dzięki
krwi zwierząt miała dużo więcej pewności i poruszała się z
większą lekkością. Starała się nie myśleć ani o swoim ojcu,
ani o bracie i nie dopuszczała do siebie żadnych zmartwień. Na
sumieniu ciążyli jej Cullenowie, których niechcący również
wpakowała w kłopoty.
Miała
nadzieję, że Alice nie dzieli się z Draculą wszystkimi
informacjami, które
uzyskuje z przekazywanych przez nią wizji. Simon Gray - któremu
jako jednemu z nielicznych udało się opuścić zamek, nie
dołączając do Draculi i nie wywołując przy tym jego gniewu –
nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że ojciec Margarity
wie, gdzie on teraz pomieszkuje.
Ray
biegł tuż obok niej, więc w końcu i on zajął miejsce w jej
głowie. Nie była po niczyjej stronie – nie chciała przyznać
racji Persifie, ale nie mogła nie trzymać się na baczności.
Bolały ją te podejrzenia i całym swoim duchem im zaprzeczała.
Choć
dla kogoś tylko obserwującego całą ich relacje, mogła ona wydać
się nienaturalna i na niczym nieoparta, ona wierzyła w jej
prawdziwość i niewinność. Nie chciała przed sobą przyznawać,
że może jeszcze jest zbyt młoda lub brakuje jej doświadczenia.
Ray był od niej o wiele starszy i ufała mu. Czuła się przy nim
bezpiecznie i w pewien bardzo prymitywny sposób ją do siebie
przyciągał. I teraz, kiedy patrzyła na jego twarz, włosy i ciało
w biegu – czuła się wielką szczęściarą.
Ray
zerknął na nią i wyciągnął rękę przed siebie, wskazując na
coś. Margarita spojrzała do przodu i ujrzała wzrastające przed
jej oczami miasto. Zwolniła bieg, dostosowując się do chłopców
i wciągnęła powietrze nosem. Dotarli do Madrytu. Od jakiegoś
czasu nie musieli wcale się starać i zapomnieli o granicach.
Stolica tętniła życiem, co przyciągało całe stada
nieśmiertelnych. I choć mieli to na uwadze, bardziej skupili się
na szybszym biegu. Była pewna, że przez drogę, którą
wybrali, do tej pory przebiegło już kilkadziesiąt wampirów.
-Co
teraz? - zapytała, zerkając z powrotem na miasto i lekko zwątpiła.
- Mam nadzieję, że go gdzieś tam znajdziemy.
-Ja
również – oznajmił Edward. - Ray błagam, powiedz, że Simon
mieszka gdzieś tu blisko.
Brązowowłosy
błądził wzrokiem między budynkami stolicy i w końcu zawiesił
oko na centrum miasta.
-Na
szczęście nie jesteśmy daleko – powiedział zadowolony i wskazał
ręką jakiś punkt przed sobą. - Dobrze, że przybiegliśmy z tego
kierunku, bo inaczej musielibyśmy okrążać te budynki po prawej.
Wystarczy, że przejdziemy kilka ulic na wprost i nie będziemy
zwracać na siebie większej uwagi, powinno się udać.
Edward
przewrócił oczami, ale Ray udał, że tego nie widzi.
Margarita westchnęła delikatnie.
Nie
domyślała się, dlaczego pomiędzy tamtą dwójką istnieje
to dziwne spięcie. Wcześniej miała wrażenie, że jej związek z
Ray'em nie wpłynie zbytnio na relacje całej trójki.
Wydawało jej się, że Edward będzie cieszył się jej szczęściem.
Ona sama uznała podejrzenia Raya o jej uczucia dla Edwarda za
bezpodstawne, więc nie podejrzewała, że rudowłosy mógłby
wiązać z nią wcześniej jakiekolwiek plany.
Ray z jakiś powodów nie opowiedział jej całej reakcji Edwarda na wieść o tym, co jest między nimi. Jednak irytujący był fakt, że Edward dowiedział się tego na własną rękę, czytając Ray'owi w myślach, co według Margarity było stanowczym przegięciem. Wiedział o nich, zanim jeszcze cokolwiek między sobą ustalili, a to nie było w porządku.
Edward wyruszył do przodu, idąc ścieżką, którą pewnie wytyczył w swojej głowie Ray.
-Idziemy w odstępach - zadecydował - będziemy mniej rzucać się w oczy.
Ray z jakiś powodów nie opowiedział jej całej reakcji Edwarda na wieść o tym, co jest między nimi. Jednak irytujący był fakt, że Edward dowiedział się tego na własną rękę, czytając Ray'owi w myślach, co według Margarity było stanowczym przegięciem. Wiedział o nich, zanim jeszcze cokolwiek między sobą ustalili, a to nie było w porządku.
Edward wyruszył do przodu, idąc ścieżką, którą pewnie wytyczył w swojej głowie Ray.
-Idziemy w odstępach - zadecydował - będziemy mniej rzucać się w oczy.
Ciemnowłosy podszedł kilka kroków do przodu, a potem zerknął na
księżyc.
-To
niedobrze, że jesteśmy tu w nocy, prawda? - zapytała go Rita. -
Wszystkie wampiry wyszły na łowy. W nocy dzieją się same złe
rzeczy.
Ray
odwrócił się do niej, uśmiechając się zawadiacko.
-W
nocy nie dzieją się tylko złe rzeczy – oznajmił – wiesz, co mam na myśli?
Margarita spojrzała w jego ciemne oczy i zaśmiała się, rozumiejąc aluzję. Ray cofnął się z pagórka, na którym stał i stanął na przeciwko Rity. Przez moment się wahał, ale potem przyciągnął ją do siebie, przytulając mocno. Margarita wplotła ręce w jego włosy, gdy on objął ją w talii i starała się opanować ich drżenie. Gdyby tylko mogła się zarumienić, jej policzki zapłonęłyby ogniem.
Margarita spojrzała w jego ciemne oczy i zaśmiała się, rozumiejąc aluzję. Ray cofnął się z pagórka, na którym stał i stanął na przeciwko Rity. Przez moment się wahał, ale potem przyciągnął ją do siebie, przytulając mocno. Margarita wplotła ręce w jego włosy, gdy on objął ją w talii i starała się opanować ich drżenie. Gdyby tylko mogła się zarumienić, jej policzki zapłonęłyby ogniem.
***
Przed oczami zamajaczyły mu gwiazdy i kiedy tylko zrozumiał, co wydarzyło się przed chwilą - natychmiast je otworzył. Persifa siedziała tuż obok niego, ale była odwrócona przodem do lasu. Mahori podniósł się na łokciach i rozejrzał wokół.
-Co się stało? - zapytał słabym głosem. Spojrzał na swoje ręce i ramiona. Rysy i pęknięcia, które pojawiły się, gdy Jane używała na nim swojej mocy, szybko się goiły. - Gdzie ona jest?
-Słyszałam już o nich wcześniej - odpowiedziała mu brązowowłosa, zanim się do niego odwróciła. - Mają pod sobą tylko kilka uzdolnionych, ale coraz więcej się do nich dołącza. O tej dziewczynce dowiedziałam się od wilkołaków.
-Jacy oni?
-Nie wiem, kto to dokładnie. - Persifa przekręciła się w jego stronę, zaplatając swoje brązowe włosy za ucho i uśmiechnęła się nieśmiało. - Ale jestem pewna, że jeszcze niedawno należeli do rady Draculi, a jeden z nich jest uzdolniony.
-Gdzie poszła ta dziewczynka? - zapytał Mahori ponownie. Przyjrzał się uważniej swojej towarzyszce i zauważył, że jej oczy nie błyszczą tak jak zwykle. - Persifo?
-Kiedy skupiła się na tobie, jakoś dałam radę ją ogłuszyć - powiedziała szybko, mrugając, a jej oczy powróciły do normalnego stanu. - A potem zabrałam cię stamtąd. I skoro już wróciłeś do siebie, powinniśmy wyruszyć w dalszą drogę.
Mahori nagle uświadomił sobie coś i przyłożył obie ręce, zasłaniając swoją twarz.
-Cudownie - oznajmił, opadając na plecy i zamykając oczy. - Więc teraz już nie możemy się okłamywać. Czemu ojciec nie powiedział nam, że jego słudzy się buntują? Gdybym to wiedział, nie zmuszałbym tamtej dziewczynki do uszanowania jego imienia.
-Starałam się cię powstrzymać - zaśmiała się nagle Persifa. - Ale najwyraźniej ty potrzebujesz silniejszych argumentów.
Mahori zerknął na nią spod przymkniętych powiek.
-Martwiłaś się o mnie, prawda? - zapytał ją.
Persfia zamilkła i lekko uniosła do góry jedną brew, jednak nie przestała się uśmiechać.
-Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy - oznajmiła - może powinieneś jeszcze sobie poleżeć.
-Ale mnie uratowałaś - powiedział, podnosząc się do pozycji siedzącej. Uśmiechnął się do niej. - Dziękuje. Gdyby nie ty, ta dziewczynka nie odpuściłaby mi tak łatwo.
-Gdybyś tam zginął, musiałabym się ostro tłumaczyć Draculi - powiedziała, zbliżając się do niego powoli. Mahori wstrzymał oddech i odchylił się lekko, nie wiedząc co Persifa zamierza zrobić.
-Nigdy nie uwierzę w tak głupią wymówkę - wymamrotał, obserwując ją uważnie.
-Dlaczego nie? - wyszeptała, nachylając się nad jego uchem. - Przecież tego boję się najbardziej, prawda? Ukrywam się przed Draculą od setek lat.
-Chyba nie wychodzi ci to najlepiej, skoro jesteś tu teraz ze mną - odpowiedział jej. - Jestem jego synem, o czym zresztą sama nieustannie mi przypominasz.
Persifa odsunęła się od niego i zastanowiła się przez chwilę.
-Muszę dotrzeć do Aleksa - powiedziała w końcu. - Inaczej będzie źle.
-I nadal nie powiesz mi nic ciekawszego? - zapytał, choć znał odpowiedź. - Ani słowa?
-Może innym razem.
-Co się stało? - zapytał słabym głosem. Spojrzał na swoje ręce i ramiona. Rysy i pęknięcia, które pojawiły się, gdy Jane używała na nim swojej mocy, szybko się goiły. - Gdzie ona jest?
-Słyszałam już o nich wcześniej - odpowiedziała mu brązowowłosa, zanim się do niego odwróciła. - Mają pod sobą tylko kilka uzdolnionych, ale coraz więcej się do nich dołącza. O tej dziewczynce dowiedziałam się od wilkołaków.
-Jacy oni?
-Nie wiem, kto to dokładnie. - Persifa przekręciła się w jego stronę, zaplatając swoje brązowe włosy za ucho i uśmiechnęła się nieśmiało. - Ale jestem pewna, że jeszcze niedawno należeli do rady Draculi, a jeden z nich jest uzdolniony.
-Gdzie poszła ta dziewczynka? - zapytał Mahori ponownie. Przyjrzał się uważniej swojej towarzyszce i zauważył, że jej oczy nie błyszczą tak jak zwykle. - Persifo?
-Kiedy skupiła się na tobie, jakoś dałam radę ją ogłuszyć - powiedziała szybko, mrugając, a jej oczy powróciły do normalnego stanu. - A potem zabrałam cię stamtąd. I skoro już wróciłeś do siebie, powinniśmy wyruszyć w dalszą drogę.
Mahori nagle uświadomił sobie coś i przyłożył obie ręce, zasłaniając swoją twarz.
-Cudownie - oznajmił, opadając na plecy i zamykając oczy. - Więc teraz już nie możemy się okłamywać. Czemu ojciec nie powiedział nam, że jego słudzy się buntują? Gdybym to wiedział, nie zmuszałbym tamtej dziewczynki do uszanowania jego imienia.
-Starałam się cię powstrzymać - zaśmiała się nagle Persifa. - Ale najwyraźniej ty potrzebujesz silniejszych argumentów.
Mahori zerknął na nią spod przymkniętych powiek.
-Martwiłaś się o mnie, prawda? - zapytał ją.
Persfia zamilkła i lekko uniosła do góry jedną brew, jednak nie przestała się uśmiechać.
-Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy - oznajmiła - może powinieneś jeszcze sobie poleżeć.
-Ale mnie uratowałaś - powiedział, podnosząc się do pozycji siedzącej. Uśmiechnął się do niej. - Dziękuje. Gdyby nie ty, ta dziewczynka nie odpuściłaby mi tak łatwo.
-Gdybyś tam zginął, musiałabym się ostro tłumaczyć Draculi - powiedziała, zbliżając się do niego powoli. Mahori wstrzymał oddech i odchylił się lekko, nie wiedząc co Persifa zamierza zrobić.
-Nigdy nie uwierzę w tak głupią wymówkę - wymamrotał, obserwując ją uważnie.
-Dlaczego nie? - wyszeptała, nachylając się nad jego uchem. - Przecież tego boję się najbardziej, prawda? Ukrywam się przed Draculą od setek lat.
-Chyba nie wychodzi ci to najlepiej, skoro jesteś tu teraz ze mną - odpowiedział jej. - Jestem jego synem, o czym zresztą sama nieustannie mi przypominasz.
Persifa odsunęła się od niego i zastanowiła się przez chwilę.
-Muszę dotrzeć do Aleksa - powiedziała w końcu. - Inaczej będzie źle.
-I nadal nie powiesz mi nic ciekawszego? - zapytał, choć znał odpowiedź. - Ani słowa?
-Może innym razem.