Rozdział 39

Pod wieczór, kiedy na dworze znacznie się ochłodziło i pociemniało - Margarita, Ray i Edward wyruszyli w dalszą drogę. Rita chłonęła wyostrzonym w ciemności wzrokiem wszystkie widoki rozciągające się przed nią. W miarę poruszania się naprzód, mijali wzgórza, lasy i jeziora. Nie zatrzymywali się już wcale, z upływem czasu zbliżając się do celu.
Księżyc dodawał jej sił i czuła się o wiele lepiej niż za dnia. Dzięki krwi zwierząt miała dużo więcej pewności i poruszała się z większą lekkością. Starała się nie myśleć ani o swoim ojcu, ani o bracie i nie dopuszczała do siebie żadnych zmartwień. Na sumieniu ciążyli jej Cullenowie, których niechcący również wpakowała w kłopoty.
Miała nadzieję, że Alice nie dzieli się z Draculą wszystkimi informacjami, które uzyskuje z przekazywanych przez nią wizji. Simon Gray - któremu jako jednemu z nielicznych udało się opuścić zamek, nie dołączając do Draculi i nie wywołując przy tym jego gniewu – nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że ojciec Margarity wie, gdzie on teraz pomieszkuje.
Ray biegł tuż obok niej, więc w końcu i on zajął miejsce w jej głowie. Nie była po niczyjej stronie – nie chciała przyznać racji Persifie, ale nie mogła nie trzymać się na baczności. Bolały ją te podejrzenia i całym swoim duchem im zaprzeczała.
Choć dla kogoś tylko obserwującego całą ich relacje, mogła ona wydać się nienaturalna i na niczym nieoparta, ona wierzyła w jej prawdziwość i niewinność. Nie chciała przed sobą przyznawać, że może jeszcze jest zbyt młoda lub brakuje jej doświadczenia. Ray był od niej o wiele starszy i ufała mu. Czuła się przy nim bezpiecznie i w pewien bardzo prymitywny sposób ją do siebie przyciągał. I teraz, kiedy patrzyła na jego twarz, włosy i ciało w biegu – czuła się wielką szczęściarą.
Ray zerknął na nią i wyciągnął rękę przed siebie, wskazując na coś. Margarita spojrzała do przodu i ujrzała wzrastające przed jej oczami miasto. Zwolniła bieg, dostosowując się do chłopców i wciągnęła powietrze nosem. Dotarli do Madrytu. Od jakiegoś czasu nie musieli wcale się starać i zapomnieli o granicach. Stolica tętniła życiem, co przyciągało całe stada nieśmiertelnych. I choć mieli to na uwadze, bardziej skupili się na szybszym biegu. Była pewna, że przez drogę, którą wybrali, do tej pory przebiegło już kilkadziesiąt wampirów.
-Co teraz? - zapytała, zerkając z powrotem na miasto i lekko zwątpiła. - Mam nadzieję, że go gdzieś tam znajdziemy.
-Ja również – oznajmił Edward. - Ray błagam, powiedz, że Simon mieszka gdzieś tu blisko.
Brązowowłosy błądził wzrokiem między budynkami stolicy i w końcu zawiesił oko na centrum miasta.
-Na szczęście nie jesteśmy daleko – powiedział zadowolony i wskazał ręką jakiś punkt przed sobą. - Dobrze, że przybiegliśmy z tego kierunku, bo inaczej musielibyśmy okrążać te budynki po prawej. Wystarczy, że przejdziemy kilka ulic na wprost i nie będziemy zwracać na siebie większej uwagi, powinno się udać.
Edward przewrócił oczami, ale Ray udał, że tego nie widzi. Margarita westchnęła delikatnie.
Nie domyślała się, dlaczego pomiędzy tamtą dwójką istnieje to dziwne spięcie. Wcześniej miała wrażenie, że jej związek z Ray'em nie wpłynie zbytnio na relacje całej trójki. Wydawało jej się, że Edward będzie cieszył się jej szczęściem. Ona sama uznała podejrzenia Raya o jej uczucia dla Edwarda za bezpodstawne, więc nie podejrzewała, że rudowłosy mógłby wiązać z nią wcześniej jakiekolwiek plany. 
Ray z jakiś powodów nie opowiedział jej całej reakcji Edwarda na wieść o tym, co jest między nimi. Jednak irytujący był fakt, że Edward dowiedział się tego na własną rękę, czytając Ray'owi w myślach, co według Margarity było stanowczym przegięciem. Wiedział o nich, zanim jeszcze cokolwiek między sobą ustalili, a to nie było w porządku.
Edward wyruszył do przodu, idąc ścieżką, którą pewnie wytyczył w swojej głowie Ray.
-Idziemy w odstępach - zadecydował - będziemy mniej rzucać się w oczy. 
Ciemnowłosy podszedł kilka kroków do przodu, a potem zerknął na księżyc.
-To niedobrze, że jesteśmy tu w nocy, prawda? - zapytała go Rita. - Wszystkie wampiry wyszły na łowy. W nocy dzieją się same złe rzeczy.
Ray odwrócił się do niej, uśmiechając się zawadiacko. 
-W nocy nie dzieją się tylko złe rzeczy – oznajmił – wiesz, co mam na myśli?
Margarita spojrzała w jego ciemne oczy i zaśmiała się, rozumiejąc aluzję. Ray cofnął się z pagórka, na którym stał i stanął na przeciwko Rity. Przez moment się wahał, ale potem przyciągnął ją do siebie, przytulając mocno. Margarita wplotła ręce w jego włosy, gdy on objął ją w talii i starała się opanować ich drżenie. Gdyby tylko mogła się zarumienić, jej policzki zapłonęłyby ogniem.
***
Przed oczami zamajaczyły mu gwiazdy i kiedy tylko zrozumiał, co wydarzyło się przed chwilą - natychmiast je otworzył. Persifa siedziała tuż obok niego, ale była odwrócona przodem do lasu. Mahori podniósł się na łokciach i rozejrzał wokół. 
-Co się stało? - zapytał słabym głosem. Spojrzał na swoje ręce i ramiona. Rysy i pęknięcia, które pojawiły się, gdy Jane używała na nim swojej mocy, szybko się goiły. - Gdzie ona jest?
-Słyszałam już o nich wcześniej - odpowiedziała mu brązowowłosa, zanim się do niego odwróciła. - Mają pod sobą tylko kilka uzdolnionych, ale coraz więcej się do nich dołącza. O tej dziewczynce dowiedziałam się od wilkołaków.
-Jacy oni? 
-Nie wiem, kto to dokładnie. - Persifa przekręciła się w jego stronę, zaplatając swoje brązowe włosy za ucho i uśmiechnęła się nieśmiało. - Ale jestem pewna, że jeszcze niedawno należeli do rady Draculi, a jeden z nich jest uzdolniony. 
-Gdzie poszła ta dziewczynka? - zapytał Mahori ponownie. Przyjrzał się uważniej swojej towarzyszce i zauważył, że jej oczy nie błyszczą tak jak zwykle. - Persifo?
-Kiedy skupiła się na tobie, jakoś dałam radę ją ogłuszyć - powiedziała szybko, mrugając, a jej oczy powróciły do normalnego stanu. - A potem zabrałam cię stamtąd. I skoro już wróciłeś do siebie, powinniśmy wyruszyć w dalszą drogę. 
Mahori nagle uświadomił sobie coś i przyłożył obie ręce, zasłaniając swoją twarz. 
-Cudownie - oznajmił, opadając na plecy i zamykając oczy. - Więc teraz już nie możemy się okłamywać. Czemu ojciec nie powiedział nam, że jego słudzy się buntują? Gdybym to wiedział, nie zmuszałbym tamtej dziewczynki do uszanowania jego imienia. 
-Starałam się cię powstrzymać - zaśmiała się nagle Persifa. - Ale najwyraźniej ty potrzebujesz silniejszych argumentów.  
Mahori zerknął na nią spod przymkniętych powiek. 
-Martwiłaś się o mnie, prawda? - zapytał ją. 
Persfia zamilkła i lekko uniosła do góry jedną brew, jednak nie przestała się uśmiechać.
-Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy - oznajmiła - może powinieneś jeszcze sobie poleżeć. 
-Ale mnie uratowałaś - powiedział, podnosząc się do pozycji siedzącej. Uśmiechnął się do niej. - Dziękuje. Gdyby nie ty, ta dziewczynka nie odpuściłaby mi tak łatwo.
-Gdybyś tam zginął, musiałabym się ostro tłumaczyć Draculi - powiedziała, zbliżając się do niego powoli. Mahori wstrzymał oddech i odchylił się lekko, nie wiedząc co Persifa zamierza zrobić.
-Nigdy nie uwierzę w tak głupią wymówkę - wymamrotał, obserwując ją uważnie. 
-Dlaczego nie? - wyszeptała, nachylając się nad jego uchem. - Przecież tego boję się najbardziej, prawda? Ukrywam się przed Draculą od setek lat.
-Chyba nie wychodzi ci to najlepiej, skoro jesteś tu teraz ze mną - odpowiedział jej. - Jestem jego synem, o czym zresztą sama nieustannie mi przypominasz. 
Persifa odsunęła się od niego i zastanowiła się przez chwilę. 
-Muszę dotrzeć do Aleksa - powiedziała w końcu. - Inaczej będzie źle. 
-I nadal nie powiesz mi nic ciekawszego? - zapytał, choć znał odpowiedź. - Ani słowa?
-Może innym razem. 

Rozdział 38

Mahori i Persifa podążali na południe Hiszpanii, korzystając ze starych i poszarzałych map. W porównaniu do pozostałej trójki towarzyszy, z którymi się rozdzielili, mieli przed sobą jeszcze długą drogę.
-Przestań – zdenerwował się Mahori. - Wybierasz najdłuższą drogę z możliwych.
-Jest bezpieczna – powtórzyła Persifa po raz kolejny. - Myślisz, że jeśli przekroczymy granice, to nikt tego nie zauważy?
-Nie widzę powodu, żeby...
-Zauważą – podkreśliła – i wyślą za nami tropicieli. A wtedy cała misja zakończy się fiaskiem. Tego właśnie chcesz?
-Oj, daj spokój. - Mahori podwinął rękawy swojego swetra. - Te wampiry są pewnie tak stare, że nawet nie czują własnego zapachu!
Nim zorientował się, co powiedział, Persifa zdążyła już znacznie się od niego oddalić. Kiedy biegł za nią, przeklinając swoje wyczucie, starał się uzmysłowić sobie ile ona tak naprawdę może mieć lat. Obliczenia dostarczyły mu jedynie zawrotów głowy, więc szybko ich zaniechał.
Dogonił ją, kiedy przebiegała obok ciemnej linii lasu, wyznaczającej granicę dwóch klanów.
Mahori westchnął głęboko, przyspieszając. Od kilku dni, odkąd opuściła ich Rita, Ray i Edward, jakoś łatwiej było mu z nią rozmawiać. Cieszył się z tego, że Persifa zaczęła częściej się do niego odzywać, nawet jeśli rozmawiali tylko o podróży. Im dłużej z nią przebywał, tym bardziej rozumiał wszystkie jej rozterki. Domyślił się, że z powodu jego ogromnego podobieństwa do Draculi, Persifa podświadomie trzyma się od niego na dystans. Zauważył też, że bardzo łatwo było mu ją czymkolwiek urazić, choć on sam nie robił tego specjalnie. Persifa miała bardzo ciężkie poczucie humoru, prawdopodobnie z powodu swojego wieku.
-Przepraszam – mruknął, zrównując się z nią w biegu. - Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało...
-Dosyć – przerwała mu Persifa. Nie lubił, gdy mówiła w ten sposób – zbyt dorośle i stanowczo. - Nie musisz mnie za nic przepraszać. Skupmy się na misji i...
Przerwała nagle, zatrzymując się raptownie i odchylając w prawo, spychając Mahori'ego razem ze sobą. Czarnowłosy wydał z siebie zduszony okrzyk i zaskoczony runął na ziemię. Persifa, która wylądowała na nim, położyła mu dłoń na ustach, jeszcze zanim zdążył się odezwać i patrząc na niego uważnie, powoli pokręciła głową. Upadli w niski dołek tuż przed lasem, ale przed światem zewnętrznym skutecznie zasłaniały ich gęste krzaki. Mahori, podążając śladem Persify, wziął głęboki wdech. Tam, gdzie leżeli, stykały się zapachy wielu wampirów, ale kilka z nich było wyraźnie świeższych.
Mahori delikatnie zabrał rękę Persify ze swojej twarzy.
-Nie ma ich tu – szepnął bardzo cicho.
Brązowowłosa nachyliła się nad nim i powoli zniżyła swoje usta do jego ucha.
-Pewnie już wiedzą, że tu jesteśmy – powiedziała.
-Więc uciekajmy – oznajmił – zanim nas zobaczą. Jeśli się nie ruszymy, wytropią nas bez przeszkód.
Persifa zmarszczyła brwi, zastanawiając się chwilę.
-Za późno na to – mruknęła – ty uciekaj, a ja ich zatrzymam. Nie znają twojego zapachu, więc nie wiedzą, kim jesteś.
Mahori przytrzymał ją, gdy chciała wstać.
-Nigdy się na to nie zgodzę – powiedział, patrząc na nią uważnie. - Zaprowadzą cię na zamek i postawią przed ojcem. Czy to nie przed tym chronią cię wilkołaki? To ostatnie, czego teraz ci trzeba!
Persifa, zaskoczona jego słowami, spróbowała się od niego odsunąć.
-Może i masz rację – odezwała się zdenerwowana, gdy jej wysiłki nie poskutkowały. - Ale szczerzę wątpię, że gdziekolwiek mnie wyślą. Znam mnóstwo wampirów, a jeszcze więcej zna mnie i nie wierzę w to, że któryś z nich jest do mnie przychylnie nastawiony.
Mahori roześmiał się bez humoru.
-Tym bardziej nigdzie cię nie puszczę.
Persifa zmarszczyła brwi, zdenerwowana, ale przestała się szarpać. Nadal na nim leżała i Mahori'emu do głowy przychodziły przeróżne myśli. Persifa spojrzała w jego oczy i wpatrywała się w nie przez chwilę.
-Chociaż wiem, że jesteś jego synem – szepnęła cicho. - Nie mogę w to uwierzyć.
-Co masz na myśli? - zapytał.
-Dawno temu – zaczęła – kiedy razem z Aleksem mu pomagałam, często o tym rozmawialiśmy. Dracula był bardzo wrażliwy na tym punkcie, bał się, że kiedyś go zabraknie nikt nie będzie mógł objąć po nim władzy...
-A co z wami? - przerwał jej Mahori. - Jesteś jednym z pierwszych wampirów, przecież to on cię przemienił!
-To nie ma znaczenia – powiedziała cicho. – W tobie kiedyś płynęła krew, która wcześniej płynęła w nim. Jesteś jego dziedzicem.
Mahori nie wiedział co jej odpowiedzieć. Nigdy nie myślał o sobie w ten sposób, ale teraz jej słowa wydały mu się oczywiste.
-Dracula jest nieśmiertelny – odezwał się w końcu. - Będzie panował jeszcze wiele przez tysiącleci, jestem tego pewien.
Persifa, korzystając z jego roztargnienia, odsunęła się od niego i przykucnęła tuż obok.
-Jest wiele rzeczy, na które Dracula nie ma wpływu – oznajmiła, rozglądając się wokół siebie. - Tych, o których nie wiem i tych, o których nie mogę mówić.
Mahori podniósł się na łokciach i spojrzał na brązowowłosą.
-Co masz na myśli?
Persifa zerknęła na niego, ale zaraz spuściła wzrok.
-Nie mogę... - powiedziała słabo. Mahori przybliżył się do niej, kładąc dłoń na jej policzku.
-Ci... - szepnął, uśmiechając się delikatnie. - Już nie chcę wiedzieć.
Kiedy przysunął się bliżej, ona przymknęła powieki. Mahori nachylił się ku niej i sam zaczął zamkykać oczy, gdy podmuch wiatru przyniósł im złe wieści. Persifa gwałtownie wciągnęła powietrze i zerwała się na nogi, odwracając w stronę zapachu.
-Cholera – syknęła, łapiąc Mahori'ego za rękę i pomagając mu wstać. - To wszystko przez ciebie!
-Miałem nadzieję, że odbiegli dostatecznie daleko, żeby nas nie wyczuć – usprawiedliwił się – dlatego nie chciałem, żebyśmy gdziekolwiek biegli!
Persifa puściła jego dłoń i odgarnęła włosy, które wiatr nawiewał jej na twarz. Mahori westchnął głęboko, panikując. Zdążył domyślić się, że jedyna szansa na zbliżenie się do wampirzycy, minęła.
-Damy radę uciec? - zapytał – zanim ktokolwiek tu przyjdzie. Pobiegnijmy naokoło, do granic drugiego klanu, niech pomyślą, że złapali nas tamci.
-Może się udać – odezwał się kobiecy głos. - Ale uważajcie na granice, są wąskie.
Mahori zesztywniał, odwracając się w stronę, z której dobiegł głos. Przed nimi stała mała dziewczynka, wampirzyca zatrzymana w wieku kilkunastu lat. Miała blond włosy upięte w wysoki kok i uśmiech na twarzy.
-Kim jesteś? - zapytał Mahori, zastawiając sobą Persifę. - Co tu robisz?
-Weszliście na teren mojego Pana – powiedziała spokojnie, melodyjnym głosem.
-Kto jest twoim Panem? - zapytała ostrożnie Persifa.
-Mój Pan nie pracuje już dla Draculi – syknęła dziewczynka, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Spojrzała czerwonymi oczami na Mahori'ego i zmarszczyła brwi. - I nie musi nikomu się przedstawiać.
-Ach tak? - zdenerwował się Mahori, nagle czując się urażony. Nie podobała mu się ta dziewczynka.
-Tak – zgodziła się blondynka. - I kiedyś to Dracula będzie mu się kłaniał.
Mahori wydał zduszony okrzyk, nie spodziewając się takich słów.
-Dosyć! - krzyknął – jakim prawem obrażasz swojego Pana? Wiesz, kim jestem?
Mała dziewczynka uśmiechnęła się i kiwnęła głową, teatralnie dygając. Persifa nagle położyła rękę na jego ramieniu, domyślając się kim ona jest. Mahori spojrzał na nią zdziwiony.
-Rozstańmy się w pokoju – powiedziała Persifa, jak na nią zbyt spokojnie.
-O czym ty mówisz? - zdenerwował się Mahori. - Ona właśnie obraziła mojego ojca! 
Persifa zacisnęła dłoń na jego ramieniu.
-Mahori – oznajmiła stanowczo. - Musimy iść.
-Nigdzie nie idę – powiedział, zerkając na nią. - Dopóki ona...
Kiedy odwrócił się z powrotem do blondynki, ona stała tuż przed nim. Drgnął, zaskoczony i odsunął się nieznacznie. A potem jeszcze raz spojrzał w jej czerwone i błyszczące oczy, a dziewczynka uśmiechnęła się do niego. jednak jej uśmiech tym razem nie dosięgnął oczu. Mahori nagle poczuł jak traci całe powietrze ze swoich płuc i zachłysnął się nim, czując tępy ucisk w gardle. Wydał z siebie zduszony okrzyk i upadł na kolana. Poczuł ból tak mocny, że wspomnienie przemiany wydało mu się śmieszne. Ucisk zaczął promieniować na całe ciało, a Mahori zaczął się trząść. Nie mógł powstrzymywać swojego ciała i zacisnął ręce na swojej głowie. Nie wiedział czy krzyczy tylko w swoich myślach, czy robi to też na głos. Półprzytomny usłyszał krzyk Persify, wołającej jego imię i cichy głos blond dziewczynki.
-Mam na imię Jane.

Rozdział 37

Był właśnie w kulminacyjnym momencie powieści, którą czytał, gdy głośne i napastliwe pukanie do drzwi zmąciło jego spokój. Westchnął głęboko, nie zważając na to, że ktoś za drzwiami to usłyszy. Wstał z łóżka i od razu znalazł się przy wejściu. Znów zirytowało go to, w jak małym pokoiku musi się gnieździć.
Przekręcił kluczyk i pociągnął za klamkę, odsłaniając przybysza. Przed nim stał wysoki chłopak, chudy, z krótko ściętymi, czarnymi włosami. Choć nie zmienił się w ogóle od czasu, gdy ostatnio z nim rozmawiał, był przygarbiony i rozczochrany, a złośliwy uśmieszek zniknął z jego warg.
-Patrick.
-Tak, to ja, Jason – syknął czarnowłosy. - Ciebie też miło widzieć.
Wślizgnął się do jego komnaty, ostrożnie zamkykając za sobą drzwi.
-Czemu zawdzięczam twoją wizytę? - zapytał Jason, zagryzając zęby. Potem zmarszczył brwi przyglądając się jego zmęczonej twarzy. - Co ci się stało? Nie zapewniają ci opieki na tak wysokim stanowisku?
-Zamknij się – warknął Patrick. - Mamy problem.
-O nie. - Jason pokręcił głową. - To ty masz problem. O co ci chodzi, po co przyszedłeś? 
-Zrobiłem coś złego – wyszeptał szybko. - Posłuchaj, wiem, że po moim mianowaniu nie utrzymywałem z tobą kontaktu...
-Z żadnym z nas – podkreślił Jason. - Wiesz w ogóle co się teraz dzieje z Clary albo z Ray'em?  
Patrick zagryzł zęby, patrząc na swojego starego przyjaciela.
-Ray jest na misji z dziećmi Pana i jednym z tych wampirów z Ameryki, każdy to wie – wycedził przez zęby. - I nie mów mi, że sam widziałeś się z Clarissą!
Jason wsadził dłonie w kieszenie szaty, ale nie odezwał się. Zrezygnowany spojrzał na Patricka i westchnął.
-Po co tu przyszedłeś? - zapytał ponownie. Patrick zrobił dziwną minę i znowu się przygarbił.
-Wydaje mi się, że złamałem prawo – wykrztusił w końcu.
-Co? Ty? Nie wierzę ci. - Jason z wrażenia usiadł na łóżku. - Postradałeś zmysły? Co ci odbiło?
-To wszystko przez Cullenów – zaczął powoli, kładąc ręce na czole. - A zwłaszcza tego blondyna. Dracula ma z nim jakieś osobiste sprawy i to jedyne, czym teraz zajmuje się rada.
-I co z tego? - Jason wzruszył ramionami. - Jasper Whitlock dowodził kiedyś w południowej wojnie. To chyba oczywiste, że Dracula chce o tym usłyszeć. Przejdź do sedna!
-Byłem zdenerwowany. - Głos Patricka zszedł do szeptu.  - Nie dopuścili mnie do zebrania, więc postanowiłem sam się czegoś dowiedzieć.
Jason patrzył na swojego starego przyjaciela z szeroko otworzonymi oczami. Patrick, widząc jego reakcję, zmarkotniał jeszcze bardziej. Drżącą ręką sięgnął do kieszeni szaty i wyciągnął z niej gruby zwitek papierów. Jason jeszcze nigdy w życiu nie widział, żeby wampir tak bardzo przypominał człowieka.
-O Boże – westchnął w końcu. - Jesteś idiotą! Co to?
-Archiwa królewskie – wyszeptał – zabrałem je.
-Czemu?
-Bo dotyczą nas. - Na twarzy Patricka pojawiła się konsternacja. - Nie miałem pojęcia, że oni to zapisują. Tam jest zapisane po prostu wszystko...nasze moce, misje, dzień naszej przemiany!
Jason uniósł brwi do góry i sięgnął ręką po akta.
-Ejże! - Patrick odsunął od niego zwitki i schował do szaty. - Nie tutaj, nie teraz. Musimy uciekać z zamku.
-Co? - Jason wywrócił oczami. - Po prostu odniesiesz te arkusze i wszystko wróci do normy. Nie histeryzuj.
Patrick zacisnął dłonie w pięści.
-Nie oszukuj się, Jason – powiedział, zbliżając się do blondyna. - Jest już za późno. Myślisz, że jak to odniesiemy, to nas pochwalą? Pogładzą po główce i dadzą cukierka?
-Nie miałem tego na...
-Nie, Jason! - Patrick jedną ręką złapał go za ramiona, a drugą chwycił za klamkę. - Nie bądź głupi, błagam! Oprócz danych o naszej piątce znalazłem też coś jeszcze...
Jason czuł jego oddech na swojej twarzy, ale chłopak trzymał go zbyt mocno, więc nie mógł się od niego odsunąć.
-Co takiego? - zapytał.
Patrick przez chwilę w ciszy wpatrywał się w Jasona, nasłuchując odgłosów zamku. Z jego kwatery doskonale słyszał każdego wampira przechadzającego się po pałacu. Nasłuchiwał szelestu szat i szeptów nieśmiertelnych. Wyobrażał sobie Draculę spacerującego po zamkowym ogrodzie w świetle księżyca, o jedynej porze, w której kiedykolwiek opuszczał zamek.
-Odkryłem zapiski o jego dzieciach – wyszeptał. - Ale to nie jest najważniejsze...zabrałem stamtąd karty o misji, na którą ich posłał.
-I co? - Jason nie mógł wytrzymać tego, jak bardzo Patrick przeciągał swoją opowieść. - Co na nich pisze?
-Nie mogę sobie wyobrazić, do czego by doszło, gdybym ich nie znalazł - wyrzucił z siebie, po czym otworzył drzwi. - Nie mamy czasu do stracenia. Musimy natychmiast odnaleźć Raya.
Jason w biegu poprawił swoją szatę i podążył za Patrickiem. W głowie mu buzowało i nie mógł tego opanować. Wydawało mu się, że każdy człowiek, którego mijają, wie o ich sekrecie. Przeklinał się w duchu za swoją naiwność i uległość. Niebieska szata Patricka powiewała zaciekle, przez szybkie tempo, jakim się poruszali. Jason o mało co się nie przewrócił, gdy mijali salę tronową. Nie mógł opanować drżenia rąk i czuł się tak, jakby przechodziły go dreszcze. Chciał się uspokoić, ale nie potrafił. Miał wrażenie, że wampiry podążają za nimi, węsząc złamane prawa. Szukają uciechy i będą patrzeć z wielką przyjemnością na jego płonące ciało. 
-Wyluzuj - szepnął do niego Patrick. Zrównał z nim krok i zwolnili wychodząc na zewnątrz. Z racji uczt w sali tronowej, wampiry rzadko kiedy wychodziły z zamku. Jednak pod pretekstem nocy i chęci polowania na trudniejszą zdobycz, mogło im się to udać. 
Jason w duchu skakał z radości, gdy wampiry w zielonych szatach, stojące na straży, tylko rzuciły na nich spojrzeniem. Powtarzał sobie, że nie robią niczego dziwnego. Musieli się spieszyć. Prędzej czy później ktoś w końcu zauważy brak dokumentów. Nie ważne jak Patrick zamaskował swój zapach czy ślady swojej obecności, Dracula i tak się wszystkiego dowie.
-Mam złe przeczucie - westchnęła Rita, przekręcając się na łóżku. - Coś robimy źle. 
Po kilkudziesięciu kilometrach biegu, Margarita, Ray i Edward, postanowili odpocząć. Zatrzymali się w jednym z mniejszych miast, w niedużym hotelu. Rita nie wiedziała, jak bardzo potrzebuje prysznicu, dopóki nie weszła pod mocny strumień wody. Zmyła z siebie tak dużo pisaku i pyłu, że mogłaby z nich usypać piaskownicę. 
Podczas, gdy Edward i Ray meldowali ich w hotelu, ona kupiła nowe ubrania.
Po rozczesaniu włosów wyszła z łazienki i rzuciła się na najtwardsze łóżko, na jakim miała okazję leżeć. 
Nie znosiła tego, że Mahori'ego nie ma z nią. Nie wiedziała, jak dużo czasu z nim spędza, dopóki nie została sama. Westchnęła głęboko, bo mówienie do samej siebie nie przynosiło jej ulgi. Nie była już pewna niczego. Miała wrażenie, że odkąd opuściła zamek, wszystko robi źle. Tak uparcie dążyła do zadowolenia swojego ojca, że się w tym pogubiła. 
Po kilkunastu minutach, do jej drzwi rozległo się ciche pukanie. Margarita uśmiechnęła się pod nosem, bo bez pytania wiedziała kto za nimi stał. Poprawiła swoją pozycję na łóżku i spróbowała się uśmiechnąć, ale w odbiciu w szybie widziała jedynie grymas.
-Proszę - powiedziała. 
Drzwi uchyliły się i przez próg przeszedł Ray. Wyglądał bardzo schludnie i czysto, i Rita pochwaliła się za wybór niebieskiego swetra, który pasował do jego brązowych loków. 
-Edward poszedł zapolować - oznajmił, zamykając za sobą drzwi. 
-Nie polował wtedy w lesie? - zapytała. 
Ray skrzywił się nieznacznie na wspomnienie ich rozmowy pod nieobecność Mahori'ego.
-Chyba nie miał szczęścia.
Margarita kiwnęła powoli głową, obserwując jego zachowanie, ale Ray nie dał po sobie niczego poznać. Uśmiechnął się do niej lekko. Ręce, które nagle wydały mu się zbyt długie, wsadził do kieszeni spodni. 
-No i wiesz, tak sobie pomyślałem... - zaczął, swoim zwyczajem przygryzając wargi. - Skoro nie ma Edwarda, moglibyśmy pogadać.
-Och. - Margarita spoważniała. Nagle zesztywniały jej mięśnie twarzy. Znów spróbowała się uśmiechnąć. - No pewnie. 
Ray podszedł do łóżka, na którym teraz siedziała po turecku i usiadł na przeciwko niej. 
Złapał się na tym, że przestał oddychać. 
-Jeśli chodzi o ten pocałunek... - odezwał się Ray. - Wiem, że cię zaskoczyłem. Poza tym, jesteśmy teraz w bardzo niewygodnej sytuacji... nie chcę, żebyś robiła cokolwiek pod wpływem emocji. 
Margarita uniosła brwi. 
-Ray - powiedziała. - Nie jestem pewna czy rozumiem co masz na myśli...
-Rozmawiałem z Edwardem - wyszeptał, nie dając jej dokończyć. - I on... znasz go o wiele dłużej i jeśli jest coś między wami... 
Niemal piekł go język, gdy to mówił, ale wiedział, że powinien. Nie darowałby sobie, gdyby Rita była z nim, nie czując do niego tego, co on czuje do niej. 
Margarita spojrzała w jego czerwone tęczówki i wyciągnęła do niego dłoń, jednak po chwili ją cofnęła. 
-Edward bardzo mi pomógł - zaczęła, ostrożnie dobierając słowa. - I to on nauczył mnie jak radzić sobie w ciele wampira. 
Ray nie spuszczał z niej wzroku, co odrobinę ją krępowało. Nadal nie potrafiła czuć się w jego obecności w stu procentach swobodnie. 
-Jednak - kontynuowała - nigdy nie poczułam do niego czegoś więcej. Nie wyobrażam sobie, co by było gdyby przy mnie wtedy nie był. Ty, Ray, uratowałeś mi życie...
-To jeszcze nie jest wystarczający powód do miłości - przerwał jej nagle. - To zwykła wdzięczność. 
Margarita westchnęła nad jego uporem i przez chwilę wpatrywali się w siebie w ciszy.
-Przy tobie czuję się inaczej - odezwał się w końcu Ray. - I nie jestem pewny co to oznacza, ale nie chcę być tylko twoim przyjacielem. 
Margarita poczuła jak skręca się jej żołądek. Opamiętała się, widząc w odbiciu swoje zaskoczone spojrzenie. 
-Ray - powiedziała drżącym głosem. - Ja chyba wiem, co to oznacza. 
To był pierwszy raz, kiedy osobiście zainicjowała pocałunek. Wychyliła się do przodu, łapiąc go za szyję i przyciągając do siebie. Ray przybliżył się do niej, przekręcając się na kolana i opierając dłonie na jej łopatkach, przytrzymując ją bliżej siebie. 
Gdzieś z tyłu głowy ciągle słyszała ostrzegający głos Persify, ale nadal z nim walczyła. Nie wiedziała jak to możliwe, by kobieta, którą zna tak krótko, zdołała zasiać w niej tyle wątpliwości. 
Kiedy po chwili się od niego oderwała, oparła swoją głowę na jego klatce piersiowej. Ray pocałował ją w czubek głowy, oddychając szybko. 
-Obiecaj mi, że po powrocie z misji porozmawiamy jeszcze raz - powiedziała. - Wtedy będziesz pewny, że mówię prawdę.
Ray zaśmiał się krótko, przyciągając ją do siebie i całując delikatnie. 
-Nie potrzebuję już żadnych zapewnień.

Rozdział 36

-Nie jestem tego w stu procentach pewna – wyjaśniła Clarissa. – Ale chyba skończyłam. To znaczy...tak myślę.
Blondynka odłożyła ołówek, którym poprawiała linie graniczne i zwinęła mapę, wręczając ją Ray'owi.
-Dzięki – uśmiechnął się do niej. - Naprawdę, wiele to dla nas znaczy.
-Musicie już iść? - zapytała, zerkając kolejno na każdego z nich. - Nie możecie zostać?
-Dziękujemy za twoją pomoc – powiedział Edward, siedzący na kanapie obok Mahori'ego. - Ale już i tak trochę wszystko przeciągnęliśmy.
-Moim zdaniem – zaczął Mahori z uśmiechem. - Powinniśmy zostać. Co się dzieje na zewnątrz?
Persifa spojrzała na niego z politowaniem.
-Nie będziemy głosować – stwierdziła – ale i tak byś przegrał. Musimy ruszać.
Rita zaśmiała się cicho, zerkając na swojego brata. Edward poklepał go przyjacielsko po plecach.
-Ludzie świętują przyjście lata – oznajmiła Clarissa, odpowiadając na pytanie czarnowłosego. - To będzie trwało jeszcze przez kilka dni. Na razie jest spokojnie, dopiero po zachodzie słońca rozkręca się zabawa.
Margarita wyjrzała przez okno, obserwując z góry ludzi przechadzających się po uliczkach. Miała prawdziwą ochotę do nich dołączyć.
-Mam jeszcze jedno pytanie – odezwał się nagle Mahori. - Czy kiedy podróżowałaś, zauważyłaś jakieś spięcia między wampirami?
-Masz na myśli te skierowane do waszego ojca? - zapytała, zaplatając ręce na piersi.
-Tak – odpowiedziała za niego Persifa. - Niedaleko zamku wszyscy mają się na baczności, jednak kiedy rozmawiam z moimi przyjaciółmi, mają podzielone zdanie.
Clarissa zastanowiła się chwilę.
-Jest...inaczej – powiedziała w końcu. - Dracula oddala się od poddanych.
Margarita pokiwała głową, lekko zawiedziona – to samo usłyszała wcześniej od Persify. Zerknęła na Raya, a potem na swojego brata. Mahori wstał z kanapy.
-Więc chyba znów musimy się pożegnać – westchnął Ray, uśmiechając się lekko do Clarissy.
Wszyscy ruszyli do wyjścia, ale Ray zatrzymał się nagle w pół kroku.
-Clarisso? - obrócił się przez ramię. Margarita spojrzała na niego z roztargnieniem.
-Ray, naprawdę musimy już... - zaczęła, ale zrezygnowała, gdy zauważyła jego wyraz twarzy. Westchnęła, cofając się do pokoju.
-O co chodzi? - zapytała blondynka. Persifa oparła się o ścianę i pokręciła głową, zdenerwowana.
-Utrzymujesz jeszcze kontakt z Simonem?
-Co to znowu za jeden? - jęknął Mahori.
-Interesujące – odezwał się Edward, najwyraźniej czytający w myślach Raya. - To bardzo ułatwiłoby nam podróż.
Clarissa zmrużyła oczy, wpatrując się w swojego starego przyjaciela.
-Edward czyta w myślach – wyjaśniła szybko Rita. - Kim jest Simon?
-Simon Gray jest naszym starym znajomym – oznajmił Ray, zerkając na Ritę. - Kiedyś ubiegał się o posadę w zamku, ale potem odkrył w sobie dar i opuścił pałac.
-Dlaczego? - zapytał Mahori. - Wampirom z darami przysługuje niebieska szata. To jak wejściówka dla VIP-ów!
Clarissa zaśmiała się krótko.
-Simon myślał, że zasłużył sobie na przychylność Pana, a potem wyszło na jaw, że to tylko dzięki jego zdolnościom.
-Co potrafi? - zainteresowała się Persifa.
-Może się przenosić w różne miejsca – uprzedził ich odpowiedz Edward. - Niesamowite.
Mahori gwizdnął z podziwu. Margarita szybko podłapała wcześniejszą myśl Raya.
-Myślisz, że on mógłby nas teleportować do celu?
Clarissa zastanowiła się chwilę.
-Nie rozmawiałam z nim od...od dawna – zająknęła się. - Nie jestem pewna, gdzie mógłby teraz przebywać.
-Clary. - Ray spojrzał na nią błagalnie. - Kiedyś byliście sobie bliscy. Wiem, że możesz nam pomóc.
Clarissa przygryzła wargi i zaplotła ręce na piersi. Schyliła głowę i krótkie włosy zasłoniły jej oczy. Margarita nagle zrozumiała, co Ray miał na myśli. Mahori poczuł, że panująca w pokoju cisza zaczyna go krępować. Odetchnął, kiedy blondynka w końcu się odezwała.
-Jest w Madrycie. Mieszka przy ulicy świętej Lucii.
Pożegnali się z Clarissą po raz ostatni tamtego dnia i w końcu opuścili miasteczko Villacastin. Margarita wciąż miała przed oczami wyraz twarzy blondynki. Zastanawiała się, jak to jest, mieć za sobą już tyle lat. 
Szła tuż obok Persify, która najwyraźniej wcale nie miała ochoty na rozmowę.
-Więc co robimy? - odezwał się nagle Mahori. - Idziemy do Madrytu?
-Nie wydaje wam się to trochę lekkomyślne? - Edward zatrzymał się, obracając do wszystkich.
Słońce chyliło się już ku zachodowi po raz kolejny w ciągu ich podróży. Margarita przypomniała sobie, że już dawno powinna wywołać wizję u Alice. Chociaż poza odnalezieniem Persify, nie wydarzyło się nic ciekawego. Pomijając oczywiście niektóre sprawy prywatne, o których nie miała zamiaru wspominać ojcu.
-Czemu tak sądzisz? - zapytał go Ray. - Simon jest moim dobrym znajomym i jestem pewny, że nam pomoże. Jeszcze chwilę temu wydawało ci się, że to dobry pomysł!
-Och, nie wątpię – wtrąciła Persifa. - Ale co jeśli go tam w ogóle nie ma? Będziemy musieli z powrotem zmieniać trasę? Zapomniałeś o tym, że Madryt nie jest podzielony? To wolne miasto, Dracula nie może ustanowić tam żadnych granic.
Margarita westchnęła głęboko, starając się nie zdenerwować i spojrzała na Persifę.
-A ciebie co znowu ugryzło? - zirytowała się – cały czas jesteś wszystkiemu przeciwna! I przestań ciągle tak narzekać na naszego ojca!
Persifa zagryzła wargi, lekko urażona słowami Margarity.
-Znam go o wiele dłużej niż ty! - warknęła – i mogę sobie o nim mówić co tylko chcę. Starałam się być dla was miła, bo wiem w jakiej znaleźliście się sytuacji. Ale to wam chyba nie wystarcza!
Edward zmarszczył brwi.
-Jesteśmy ci wdzięczni za wskazanie nam drogi do Aleksandra – powiedział spokojnie. – Jednak nikt nie namawiał cię, żebyś szła z nami. Dołączyłaś do nas dobrowolnie.
Mahori głośno wypuścił powietrze z płuc.
-Ej – zaczął, starając się rozluźnić atmosferę. - Takie sprzeczki w niczym nam nie pomogą.
Zerknął z nadzieją na Persifę, ale ona nie wytrzymała jego spojrzenia.
-Proponuję abyśmy się rozdzielili – oznajmiła. Ze swoim surowym spojrzeniem i potarganymi włosami wyglądała – o ironio – jak nie z tego stulecia.
-Co? - w tamtej sytuacji Margaritę stać było tylko na tyle. - Po co?
-Według niej, tylko tym sposobem ktoś z nas dotrze do celu – odpowiedział jej Edward, a potem zwrócił się do brązowowłosej. - A to według ciebie nie jest szaleństwo?
Ray przejechał dłonią po włosach i pokręcił głową. Mahori wyglądał tak, jakby miał ochotę lekko potrząsnąć tamtą dziewczyną i przemówić jej do rozsądku.
-Madryt to nie jest odpowiednie miejsce dla kogoś, kto ściśle współpracował z Draculą – oznajmiła Persifa wyjątkowo delikatnie. - Poza tym, jeśli ktoś z nas odnajdzie Simona Graya, może wrócić z nim po pozostałych. Pomyślcie trochę. Z drugiej strony – jeśli nie odnajdziemy tego wampira, będziemy mieć pewność, że przynajmniej połowa z nas dotarła do celu.
Margarita przygryzła wargi i postarała się pomyśleć trzeźwo. Do tej pory rozdzielanie się nie było mocną stroną ich grupy. Zawsze kończyło się to nie tak jak powinno. Zerknęła na Edwarda, a on na nią. Rudowłosy stanowczo pokręcił głową, ale ona mimo tego zaczęła się zastanawiać.
-Jak chcesz nas rozdzielić? – zapytał Mahori, trochę dziwnie brzmiącym głosem. - Chyba nie chcesz sama przeprawić się przez połowę kraju?
Persifa zerknęła na niego, a potem na Ritę i Raya, który nagle znalazł się bliżej czarnowłosej.
-Ray musi iść do miasta – powiedziała – ale jedno z dzieci Draculi ma iść ze mną. Inaczej to nie miałoby sensu.
Edward zerknął na nią, wciąż przeciwny jej słowom. Margarita zaplotła ręce na piersi.
-Lepiej żeby to Rita szła z Ray'em – odezwał się Mahori. - Jeśli Simon nie będzie chciał współpracować, zawsze będzie mogła go zahipnotyzować.
-Ej! - oburzył się Ray. - To mój przyjaciel, pamiętasz?
-To wolisz iść ze mną? - zaśmiał się Mahori i lekko go popchnął. - Zbliżymy się do siebie i w ogóle.
Edward parsknął śmiechem widząc minę Raya.
-A ty pójdziesz z nimi – kontynuowała Persifa, zwracając się do miedzianowłosego. - Madryt jest zbyt niebezpieczny, żeby wysłać tam córkę Draculi i jego sługę. To zupełnie tak, jakbyśmy wysłali ich tam w koszulkach z brokatowym napisem „Dracula!”.
Mahori zaśmiał się cicho, lekko zdziwiony tym, że Persifie jakimś cudem poprawił się humor. Podszedł do swojej siostry i przytulił ją mocno.
-Bądź bezpieczna – szepnął jej na pożegnanie.

Rozdział 35

-To wygląda... dziwnie. - Edward zaplótł ręce na piersi.
Przed nimi rozciągała się linia miasteczka Villacastin, kilka szeregów małych budynków ustawionych bardzo blisko siebie. Margarita wytężyła wzrok, nie rozumiejąc wątpliwości miedzianowłosego.
-Po prostu trafiliśmy na jakieś święto – wzruszył ramionami Ray. - Już niedługo lato, więc to nic nadzwyczajnego. 
Każdy dom był oblepiony kolorowymi wstążkami i malunkami. Na drogach porozlewano jaskrawe farby, a na wąskim rynku grała kapela. Ludzie powychodzili z domów, zajmując prawie każdy odcinek wolnej przestrzeni.
Rita zerknęła na Raya i uśmiechnęła się do niego. Odkąd zostawiła go ze swoim bratem i Edwardem, i udała się na polowanie z Persifą, był dziwnie spięty. Zastanawiała się, co wydarzyło się pod jej nieobecność. Starała się wyrzucić ze swojej głowy słowa brązowowłosej i szło jej całkiem przyzwoicie. Postanowiła sobie, że ta kobieta nie zdoła zasiać w niej żadnej nuty zwątpienia. Jednak zdążyła już sprawić, że czuła się niepewnie.
-Bądźmy ostrożni – powiedziała Persifa. - Już prawie opuściliśmy tereny Draculi.
-Nie nakręcajcie się tak – westchnął Mahori. - Zresztą jak zwykle. Skoro tak wam się nie podoba to miejsce, to nie możemy go po prostu ominąć?
Zerknął na Raya, a ten pokręcił głową.
-Po obu stronach znajdują się granice dwóch klanów – odpowiedział. - Jeśli nie chcemy się nikomu tłumaczyć, to musimy przejść przez to miasteczko.
Margarita spojrzała jeszcze raz na tę miejscowość, a potem wciągnęła powietrze nosem. Nie chciała być teraz na miejscu tych ludzi, żyjących w niewiedzy, pomiędzy wampirami.
-Kiedyś mieszkała tu moja przyjaciółka – odezwał się nagle Ray, przypominając sobie jakieś wydarzenie z przeszłości. - Może nadal tu jest...
-Yyy – Mahori ukrył uśmiech. - Ile miałaby teraz lat? Sto trzydzieści?
-Nie, Mahori. - Ray zaśmiał się cicho. - Ona jest wampirzycą.
Rita zerknęła na niego i zmarszczyła brwi. Zastanowiła się chwilę i doszła do nieciekawych wniosków. O Rayu, poza kilkoma nieprzydatnymi informacjami, nie wiedziała prawie nic. Zabolało ją to trochę i poczuła się podle, bo nigdy nie pomyślała o tym, żeby go o to zapytać.
-Dajmy teraz temu spokój – przerwała im rozmowę Persifa, ruszając do przodu. Mahori spojrzał na przyjaciół i pokręcił głową, zrezygnowany, ale zaraz pobiegł za nią. Edward także ruszył w drogę, doganiając brata Rity.
Ray odwrócił się do Margarity i uśmiechnął się.
-Biegniemy? - zapytał.
-Ray, przepraszam. - Margarita podeszła do niego. - Nigdy nie zapytałam cię o to, kim byłeś przed przemianą.
Chłopak uniósł brwi do góry i spojrzał na nią, a ona odrzuciła potargane włosy na plecy.
-Nie musisz mnie przepraszać – powiedział. - Przecież to nie twoja wina. Nigdy tak naprawdę nie mieliśmy okazji porozmawiać o czymś... normalnym.
-Wiem – mruknęła, zaplatając ręce na piersi. - Ale chciałabym wiedzieć o tobie cokolwiek.
Ray zmarszczył brwi i zastanowił się chwilę, obserwując ją uważnie.
-Cokolwiek? - powtórzył. Margarita uśmiechnęła się i kiwnęła głową. - Ale obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz.
-Nie ufasz mi? - zapytała go, uśmiechając się szerzej. Ray przygryzł dolną wargę, ale spojrzał na nią znacząco, uśmiechając się pod nosem.
-W porządku – powiedział. Wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Margarita uniosła brwi do góry, powstrzymując wybuch śmiechu. Nie przychodziło jej na myśl nic, na co przed powiedzeniem tego, Ray musiał się aż tak psychicznie przygotowywać.
-Ej, nie musisz się tak... - przerwała nagle, gdy coś wpadło jej do oczu. Zamrugała kilkukrotnie i przetarła oczy ręką. Pierwszy raz, będąc wampirem, przydarzyło jej się coś podobnego. Kiedy z powrotem otworzyła powieki, Raya nigdzie nie było.
-Ray? - odezwała się i rozejrzała wokół. Widziała oddalające się sylwetki swojego brata, Edwarda i Persify, ale po nim ślad zaginął. Spanikowała, gdy wdychając powietrze nie wyczuła jego zapachu. - Ray!
-Spokojnie – odezwał się. Poczuła jak jego ręce dotykają jej ramion. Wrzasnęła ze strachu i podskoczyła, a wtedy Ray zmaterializował się tuż przed nią i położył rękę na jej ustach, żeby przestała krzyczeć. Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami.
-Od kiedy? - zapytała, odsuwając jego dłoń od swoich ust.
-Od niedawna. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się delikatnie. - Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
Margarita dotknęła jego twarzy i ramion, upewniając się, że stoi obok niej i kiwnęła głową.
-Teraz jesteśmy kwita – zaśmiała się po chwili, wspominając to, jak przemieniła się w swoją stalową wersję, hipnotyzując wilkołaki Persify. Ray zachichotał cicho i pocałował ją w policzek.
-Chyba tak - zgodził się.
Z bliska miasteczko wyglądało na jeszcze bardziej kolorowe i pstrokate, a co gorsza, o wiele znaczniej zaludnione. Margarita i Ray dogonili swoich towarzyszy i razem wmieszali się w tłum przechodniów. Rita zauważyła, że Persifa cały czas rozgląda się wokół siebie, ale sama nie czuła się źle. Dzięki temu, że dopiero co polowała, gardło nie paliło ją i była pewna, że nie rzuci się na żadnego człowieka. Dla pewności starała się nie oddychać zbyt często albo nie robić tego wcale. Nie chciała jednak, by coś ją zaskoczyło.
-Całkiem tu ładnie – przyznał Mahori. Zerknął na Persifę, oczekując jej reakcji, ale ta nie wydawała się podzielać jego zdania. Westchnął więc i wsadził ręce do kieszeni, podążając za Rayem.
Edward zatrzymał się nagle i zerknął w uliczkę, obok której właśnie przechodzili. Margarita również przystanęła na chwilę i poczuła słodki zapach wydobywający się stamtąd, a już po chwili zobaczyła jego źródło. Z zaułka wyszła wysoka kobieta, stukając głośno obcasami. Persifa obróciła się, słysząc ten odgłos, a Mahori wpadł na Raya, który zatrzymał się raptownie.
Kobieta, wampirzyca, była ubrana równie kolorowo, co ludzie błąkający się po ulicach. Miała krótko ścięte blond włosy i okrągłą twarz. Jej spojrzenie było ostre, a twarz miała ściągniętą w poważnym wyrazie.
-Co tu robicie? - zapytała z mocnym akcentem, zerkając kolejno na każdego z nich.
-Clarissa! - Ray uśmiechnął się, podchodząc do niej. Kobieta uniosła brwi do góry, a potem jej twarz złagodniała, gdy go rozpoznała.
-Ray. - Uściskała go. - Co ty tu robisz? Przecież wiesz, że tu nie jest już bezpiecznie – zerknęła na wszystkich. - A szczególnie dla was.
-Jest jakieś miejsce, w którym możemy porozmawiać? - zapytał Ray, a potem zobaczył minę Edwarda. - Tylko kilka słów.
-Oczywiście – uśmiechnęła się Clarissa i wskazała głową przed siebie. - Mieszkam niedaleko.
Zaprowadziła ich kilkanaście metrów dalej, wgłąb miasteczka. Po drodze przedstawiła się każdemu z nich, odpowiadając na zadawane przez nich pytania. Mocnym szarpnięciem otworzyła drzwi do wysokiej kamienicy i wpuściła ich do środka.
-Niedawno wróciłam – powiedziała wstydliwie, zerkając na zakurzone wnętrze. - Jeszcze nie zdążyłam tu posprzątać...
Margarita była mile zaskoczona charakterem Clarissy, który był zupełnym przeciwieństwem jej wyglądu. Miała zaskakująco miły i sympatyczny sposób bycia.
-Nie przejmuj się nami – odezwała się. - Nie zabawimy tu długo.
Clarissa uśmiechnęła się do niej, ale zaraz opuściła wzrok i zerknęła na Mahori'ego. Rękoma oplotła swoją klatkę piersiową.
-Wasze oczy... - zaczęła niepewnie.
Margarita westchnęła w duchu, zaskoczona. Spojrzała na swojego brata, a potem z powrotem na Clarissę.
-Tak, to oni – ubiegł ją Ray, nieśmiało uśmiechając się do Rity, ale kierując odpowiedź do swojej dawnej przyjaciółki.
Margarita zerknęła na Raya, nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.
Clarissa oparła się o swoje biurko i przetarła twarz dłonią.
-Nie podejrzewałam, że On jednak się odważy – mruknęła – przepraszam za moją ciekawość...
-O nie – przerwała jej Rita, nagle rozumiejąc obawy dziewczyny. - Błagam, nie rób mi tego. Nie musisz się nas obawiać.
-Zapewniam cię, że oni nie są tacy jak Dracula – odezwał się Edward, czytając w myślach dziewczyny.
Clarissa zerknęła na Perifę, a gdy ta kiwnęła głową, trochę się rozluźniła.
-Co działo się z tobą przez tyle czasu? - zapytał ją Ray. - Minęło już tyle lat...
-Podróżowałam – ożywiła się nagle. Uśmiechnęła się szerzej do swoich wspomnień. - Mógłbyś też kiedyś tego spróbować.
Ray zaśmiał się cicho.
-Co was do mnie sprowadza? - Clarissa rozejrzała się po wszystkich zebranych. Zniżyła ton głosu. - Zwłaszcza teraz, gdy wszyscy wątpią w Pana? Nie powinniście być w zamku?
-Niestety nie możemy wszystkiego ci wyjaśnić – powiedział Mahori, uśmiechając się do niej przepraszająco. - Ale jesteśmy teraz w trakcie misji.
-Mam do ciebie kilka pytań odnośnie naszej trasy. - Ray wyciągnął z kieszeni zwitki papierów. - Nie jestem pewien co do niektórych granic. To ty razem z Jasonem oznaczałaś te tereny, prawda?
Clarissa kiwnęła głową i wzięła od niego mapy, rozkładając je na stole.
-Z tym Jasonem? - zapytała nagle Margarita, gdy wspomnienie imienia tego chłopca obudziło w niej wspomnienia. - Tym, który przyniósł nam fiolki z napojem przywracającym pamięć?
-Tak. - Ray kiwnął powoli głową, obracając się w stronę Rity. - Słyszałem, że pomagał temu wampirowi, który stworzył te mikstury.
-Nie wyglądał na szczęśliwego z tego powodu – powiedział Mahori, przypominając sobie te scenę. Jason był wtedy okropnie zestresowany i pragnął jak najszybciej opuścić ich i tamto miejsce.
-Pracowaliście razem w zamku? - zapytał Edward.
-Tak, wiele lat temu – oznajmił Ray. - Nasza piątka, czyli ja, Clarissa, Patrick, Simon i Jason.
-To było jeszcze zanim ten bufon został określony – mruknęła Clarissa, odrywając głowę od kart. - Jak tylko Patrick odkrył swój dar, Dracula od razu się nim zainteresował. Nas zepchnął na dalszy tor. 
Ray zaśmiał się wesoło i pokiwał głową.
-To dlatego on jest taki nieznośny? - zapytał Mahori, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.
Ricie trochę rozjaśniło się w głowie i odwzajemniła uśmiech, który posłał jej Ray. Clarissa zerknęła na swojego starego przyjaciela, a potem na nią, po czym szybko opuściła wzrok.