Wilkołaki zacięcie walczyły o prawo do panowania nad swoimi ciałami.
Margarita jednak, także dawała z siebie wszystko. Nie chciała
odbierać im ich świadomości całkowicie, potrzebowała jedynie
kilku ważnych informacji.
-Zaprowadźcie
nas do niej – powiedziała stalowym głosem. – Wtedy was
wypuszczę. Tylko bez żadnych sztuczek.
Mike
drgnął nieznacznie, a Joey próbował obdarować ją gniewnym
spojrzeniem, ale w końcu kiwnął głową, przegrywając z samym
sobą.
-Natychmiast!
- wykrzyknęła Rita, czując jak chwilowo słabnie. - Ruszajcie!
Joey
i Mike, w połowie przemienieni w wilkołaki, pobiegli przed siebie,
garbiąc się i potykając.
-Ray
– powiedziała szybko Rita. - Nie mogę teraz na ciebie spojrzeć,
ale musisz mi zaufać. Pobiegnij do Edwarda i Mahori'ego, znajdź ich
i zaraz do mnie dołączcie.
Chłopak
nie odezwał się, nadal stał oparty o kamienicę i patrzył na nią,
odwróconą do niego tyłem.
-Ja...
- zaczął łamiącym się głosem.
-Już!
- Margarita nie chciała używać na nim swojej mocy, ale czuła, jak
wilkołaki oddalając się, powoli uwalniają się spod jej czaru. -
Proszę.
Pobiegła
do przodu za Mike'em i Joey'em, nie sprawdzając czy Ray ją
posłuchał, czy nie. Miała nadzieję, że tak, bo obawiała się,
iż oni nie byli jedynymi dziećmi księżyca, których miała
tamtego dnia spotkać.
Ray
jeszcze przez chwilę się nie ruszał. W głowie ciągle widział
to, co stało się przed chwilą i choć zmuszał swoje nogi do
biegu, nie mógł się poruszyć.
-Cholera!
- zaklął. Jego mięśnie były jak z waty. Nigdy wcześniej nie
przeżył czegoś podobnego. Powoli docierało do niego, co się
dzieje, a chwilę później potrafił już myśleć trochę
bardziej trzeźwo. Czemu Margaricie dowodzenie przyszło z taką
łatwością? Czy przez to, jak dużo czasu spędził w zamku,
wyparowała z niego cała odwaga i chęć do walki? Zrobiło mu się
gorąco, kiedy podniósł się na nogi, odrywając się od
ściany i zmusił się do biegu. Otępienie powoli przemijało, a on
obiecał sobie, że już nigdy więcej nie dopuści do czegoś
podobnego. Miał tylko nadzieję, że na takie refleksje nie było za
późno. Paraliżowała go myśl, że przez niego Ricie może
się coś złego stać.
Po
chwili szybkiego biegu minęły go dwie, również biegnące
postacie. Zatrzymał się raptownie, gdy poczuł zapach swoich
przyjaciół. Kamień spadł mu z serca.
-Jak
dobrze, że was... - zaczął, ale nagle zabrakło mu powietrza w
płucach. Bardziej z zaskoczenia niż z braku refleksu nie obronił
się przed uderzeniem. Odleciał kilka metrów w górę,
a potem z głuchym odgłosem uderzył plecami w ścianę szarego
budynku. W jednej chwili poczuł, jak zrastają mu się wyłamane
żebra i natychmiast podniósł się z ziemi. Mahori już stał
nad nim z mocno zaciśniętymi szczękami. Edward znajdował się tuż
obok niego, wyciągnął rękę do przodu, łapiąc Raya za szyję i
unosząc go kilka centymetrów nad ziemię.
-A
nie mówiłem? - wysyczał Mahori. Ray wierzgał nogami z
szeroko otwartymi oczami, ale przez dłoń Edwarda zaciskającą się
na jego szyi nie mógł się odezwać.
-Czekaj...
- Edward nagle puścił Raya, a z jego twarzy zniknął wyraz
wściekłości. Ray opadł na stopy i oparł się o ścianę budynku,
masując sobie szyję.
-Co
was napadło?! - wykrzyknął głosem o tonę wyższym niż zwykle. -
Zwariowaliście?!
Mahori
z zaciętą miną obserwował czarnowłosego.
-Na
co mam czekać? - zapytał – mów szybko, co zrobiłeś z
Ritą!
-O
czym ty mówisz? - Ray zacisnął szczęki, denerwując się
jeszcze bardziej. - Właśnie po was biegłem, ona potrzebuje pomocy!
-Mówi
prawdę. - Edward nie patrzył na Raya. - Rita jest...
-Z
wilkołakami! - dokończył za niego Ray. - I przestań w końcu
czytać mi w myślach! Nie wiem za kogo mnie bierzecie, ale teraz to
nie ważne. Razem z Ritą wpadliśmy na dzieci księżyca, a ona ich
zahipnotyzowała i kazała doprowadzić się do ich pana, którym
okazała się właśnie Persifa, więc....
-Czekaj
– przerwał mu Mahori. - I ty jej na to pozwoliłeś? Jak mogłeś
do tego dopuścić?
-Zachowujesz
się jak dziecko! - wykrzyknął Ray. - Myślisz, że tego chciałem?
Po prostu musiałem, to nie zależało ode mnie. Kazała mi biegnąć
po was, więc to zrobiłem.
-To
nie twoja wina – zapewnił go Edward, zerkając na niego ze
współczuciem. - Zostałeś przez nią zahipnotyzowany.
Słuchaj Ray, przepraszam...
-Nie
chcę twojego współczucia ani przeprosin – warknął Ray. -
Zbierajmy się już, bo Rita może mieć kłopoty.
Mahori
opuścił wzrok i niezauważalnie kiwnął głową. Czuł się jak
idiota, ale wiedział, aż za dobrze, że powinien. Ray pobiegł
przodem, a Edward i Mahori zaraz za nim. Podążali za świeżym
zapachem Margarity tuszowanym przez odór wilkołaków.
Po dłuższej chwili biegu w ciszy, w końcu dotarli na miejsce. Tak
przynajmniej im się wydawało, bo zapach Margarity był tam dość
wyraźny i nie rozchodził się w żadną inną stronę. Ray ze
zdumieniem wyczuł, że tamto miejsce jest odwiedzane nie tylko przez
te dwa wilkołaki, z którymi się wcześniej spotkał.
Kilka
metrów przed nimi drogę zagradzał im wysoki, czarny,
zakończony ostro kamienny płot. Ani przed bramą, ani na
zarośniętym trawą i chwastami podwórku nie było nikogo.
Jednak zapach Margarity wyraźnie wskazywał im drogę przez cały
plac, aż do wysokiego budynku. Zielona Willa może i była kiedyś
rzeczywiście zielona, ale czas nie potraktował jej łagodnie. Mury
i fasada budynku sprawiały wrażenie minimalistycznej kopii zamku
Alcazar, jednak trochę nieudolnej. Kamienne ściany, poszarzałe i
obrośnięte bluszczem, nie zachęcały do odwiedzenia mieszkających
tam ludzi. Przed wejściem do pałacyku rozciągnięty był
kwadratowy taras, na który wchodziło się po małych i
stromych stopniach. Ray wyobrażał sobie jak komicznie musieli
wyglądać skradając się do zapuszczonego, bajkowego pałacyku. Tuż
za mosiężnymi drzwiami wyczuł jakiegoś osobnika, ale nie był
pewny czy to był wampir, czy wilkołak. Zanim zdążył o tym
powiedzieć swoim kompanom lub krzyknąć do Edwarda w głowie czegoś
w stylu: „Odwrót!”, drzwi zaskrzypiały i otworzyły się.
Mahori nie rozpoznał wilkołaka stojącego przed nimi, ale Ray
wyraźnie zesztywniał spoglądając na niego. Poznał krótko
obciętego blondyna, który – o zgrozo – wcale nie był już
pod wpływem daru Margarity. Joey uśmiechnął się na jego widok, ale nie wydawał się być zaskoczony.
-Pamiętam cię - przyznał - wiedziałem, że po nią wrócisz. Jest za ładna żeby ją tak zostawić, co?
-Gdzie ona jest? Co jej zrobiliście? - Ray zacisnął pięści i wyprostował się. Nie powtórzy swojego błędu z przed kilkunastu minut.
-Jest w środku - powiedział cicho Edward, tak, że tylko on i Mahori to usłyszeli. - Jest tam ktoś jeszcze, ale nie wiem kto.
-Ona powiedziała, że mam was wpuścić - odpowiedział mu Joey z niesmakiem. - Ale nie czujcie się jak u siebie w domu, jeżeli się jej nie spodobacie, traficie w nasze ręce.
-Kto tak powiedział? - zapytał Mahori, z obrzydzeniem zerkając na wilkołaka.
Joey nie odpowiedział mu, ale odsunął się od drzwi wpuszczając ich do środka. Ray spodziewał się spleśniałych ścian i okropnego zaduchu, ale w środku było zadziwiająco czysto i przestronnie. Co prawda, każda ściana i podłogi były pomalowane na taki sam odcień szarości, ale lepsze to od widoków gnijących gryzoni i ścian.
Joey zamknął za nimi mosiężne drzwi i poprowadził ich prosto korytarzem. Skręcili w trzecie drzwi po prawej, mijając drewniane i wyglądające podejrzanie schody. Ray'owi wydawało się to wszystko zbyt idealne, więc w każdym szczególe dopatrywał się czegoś dziwnego. Co wilkołaki, wielkie owłosione stwory mogły robić w tym domu?
-To tutaj - Joey otworzył drewniane, wąskie drzwiczki. Edward i Mahori weszli pierwsi, a Ray szybko podążył za nimi, gdyż zaczęło mu się wydawać, że Joey'emu zielenieją zwykle czarne tęczówki.
Pokój do którego weszli, nie różnił się prawie wcale od korytarza. Jedynie postawione na środku biurko i kanapa nadawały mu jakiegokolwiek charakteru. Na jedynym krześle ustawionym pod szerokim oknem siedziała brązowowłosa kobieta. Miała na sobie czarny żakiet i obcisłe brązowe spodnie. Włosy sięgały jej do biustu, rysy twarzy miała mocno zarysowane, a samą buzię pokrytą prawie w całości w piegach. Była wampirzycą.
Na przeciwko biurka stała Margarita, z rozczochranymi włosami i szeroko otwartymi oczami. Skulona, wyglądała tak, jakby bała się kobiety siedzącej przed nią. Gdy usłyszała jak wchodzą, odsunęła się od biurka i szybko zbliżyła do Raya, łapiąc go za ramię.
-Mamy tylko kilka minut - szepnęła mu na ucho. - Nie spodobało jej się to, co zrobiłam z wilkołakami.
-Mamy tylko kilka minut - szepnęła mu na ucho. - Nie spodobało jej się to, co zrobiłam z wilkołakami.