-Chciałbym
załatwić tę sprawę jak najszybciej – upomniał ich Dracula,
przyglądając się im uważnie. - Więc radzę nie przedłużać
tego zadania w nieskończoność.
Margarita,
Mahori, Ray i trójka młodych Cullenów stali równo
w linii. Na sali tronowej poza nimi nie było nikogo ze straży ani
radnych. Było tam o wiele więcej przestrzeni i czystego powietrza
niż zwykle, przez co komnata wydawała się naprawdę ogromna.
Każdy z nich, oprócz Alice i Jaspera, mających na sobie
pomarańczowe szaty gości, ubrany był w zwykłe, codzienne ubrania.
-Przejdźmy
do rzeczy – wtrąciła Rita, przerywając na chwilę niezręczną
ciszę. Słowa Edwarda nadal brzęczały jej w głowie i chciała jak
najszybciej opuścić zamek.
Dracula
wygładził swoją czarną szatę i wydawał się lekceważyć jej
uwagę.
-Przede
wszystkim musicie mieć na względzie cel waszej misji. Jest
pokojowa, więc pamiętajcie, by za nic tego nie zmienić – zaczął,
wyraźnie się koncentrując. - Głównym waszym zadaniem jest
dotarcie do mojego zaufanego niegdyś przyjaciela, Aleksandra Pelayo.
Przerwał
na chwilę, jakby sprawdzając czy wszystko zrozumieli. Mahori
dyskretnie wywrócił oczami.
-Największym
problemem jest to, że nikt aktualnie nie zna dokładnego miejsca
jego pobytu – kontynuował, zniżając lekko ton głosu. - Jednak
znam pewną wampirzycę, która na pewno wam w tej sprawie
pomoże. Znajdziecie ją na obrzeżach miasta, kierujcie się na
południe, mieszka w jednym z tamtych domów. Popytajcie, a
ludzie wskażą wam drogę. Ma na imię Persifa...
-Skąd
będziemy mieć pewność, że ona powie nam prawdę? - przerwał mu
Mahori.
-Musicie
mi w tej kwestii zaufać. Poza tym, do waszego podręcznego bagażu
dołączam parę woreczków ze złotem. To raczej powinno ją
przekonać, a przynajmniej zachęcić.
Edward
zachichotał cicho nie mogąc się powstrzymać, ale zaraz się
zreflektował.
-A
co jak już go znajdziemy?
-Gdy
powiecie mu w jakim celu przybywacie i kto was przysłał, Aleksander
powinien bez większych problemów oddać wam przedmiot
należący do mnie.
-Powinien?
- powtórzyła Alice, unosząc lekko brwi. - To nie brzmi zbyt
pewnie.
-Mam
nadzieję, że napotkają z nim jak najmniej kłopotów -
oznajmił Dracula, lekko przechylając głowę, spoglądając na
krótkowłosą. - Jednak nie mogę zagwarantować tego, jak się
zachowa, wierzę jednak i ufam, że posłucha głosu rozsądku.
Margarita
zerknęła na Edwarda, nie wyglądał na przekonanego.
-Więc
my nie możemy zagwarantować powodzenia tej misji – powiedziała,
kierując wzrok na ojca.
-Zabraniam
wam bez tego wracać! - wrzasnął Dracula, uderzając pięścią w
tron, a echo powtórzyło kilkukrotnie głośny odgłos. Mahori
wyprostował się nagle, tak jak i pozostali słysząc gniew w głosie
Draculi. Nikt się nie odezwał. - Ten przedmiot ma dla mnie ogromne
znaczenie! Czy wyraziłem się jasno? Macie jeszcze jakieś pytania?
Margarita
uniosła brwi, ale nie powiedziała ani słowa. Po chwili ciszy i
niezdecydowania odezwał się Jasper.
-Mieliśmy
nadzieję, że może Pan pozwoli nam sprowadzić naszych przyjaciół
do zamku. Na pewno bardzo martwią się o miejsce naszego pobytu...
Dracula
machnął ręką, najwidoczniej już zirytowany. Pomimo idealnej,
mlecznej cery, wyglądał na psychicznie zmęczonego. Mahori od
zawsze podejrzewał, że on tylko udaje tak opanowanego. Jednak
musiał przyznać, że był bardzo dobrym aktorem.
-Niech
będzie – powiedział – ale to jedyne co dla was jeszcze zrobię.
Życzę wam udanej misji. Alice, Jasperze, za godzinę odbędzie się
uczta i możecie czuć się na nią zaproszeni.
Blondyn
skrzywił się lekko, a krótkowłosa wzdrygnęła.
-Dziękujemy
– odpowiedziała niepewnie. - Jesteśmy zaszczyceni.
Dracula
wstał ze swojego tronu i, kiedy już wszyscy mu się skłonili,
opuścił salę.
-Chyba
czas się pożegnać. - Edward uścisnął Alice i podał rękę
Jasperowi. - Będziemy informować was o wszystkim przez wizje.
-Ucałujcie
od nas każdego – wtrąciła Rita tuląc się do siostry. - I nie
musicie się o nas martwić, damy sobie radę.
Alice
nie wyglądała na przekonaną, ale kiwnęła głową. Jasper
pożegnawszy się z nimi, życzył im szczęścia.
-Rito,
pamiętaj, że za murami zamku działa twoja moc – szepnął do
niej, gdy podeszła go uściskać. - Jestem pewny, że kiedy będzie
taka potrzeba, będziesz potrafiła właściwie jej użyć.
Margarita
spojrzała w jego ufne, miodowe oczy i kiwnęła głową. Nie
wspomniała mu jednak, że i w pałacu może używać swojego daru.
Poczuła się winna wiedząc, że jego dar jeszcze nie został
odblokowany.
-Pamiętajcie
żeby trzymać się razem – upomniała ich Alice. - Najważniejsze,
byście nie dali się nikomu nastawić przeciwko sobie.
Mahori
uśmiechnął się lekko i zmierzwił włosy Edwardowi.
-Postaram
się jakoś ujarzmić ten jego mocny temperament.
Rudowłosy
zaśmiał się, odskakując od brata Rity.
-Mój
temperament? - powtórzył, unosząc brwi. - Czy to nie ty
czasem urodziłeś się w Hiszpanii?
Wszyscy
rozluźnili się lekko, śmiejąc się z miny Mahori'ego.
Margarita poklepała go pocieszająco po ramieniu. Rozejrzała się po sali
tronowej oddychając z ulgą, świadoma, że na jakiś czas ją
opuszcza. Zauważyła, że Raya nie ma wśród nich, a nie pamiętała, żeby wychodził. Alice uścisnęła ją po
raz ostatni.
-Czas
na was – powiedziała jej, uśmiechając się bez krzty wesołości.
-Wiesz,
że wszystko będzie dobrze – pocieszyła ją. - To kwestia kilku
dni, a potem znowu się zobaczymy.
Alice
westchnęła lekko, zerkając przez ramię na trzech chłopców,
całkowicie pogrążonych w rozmowie.
-Mam
taką nadzieję - oznajmiła - jednak nie lekceważ niczego ani nikogo. Wszystko tutaj wydaje się takie tajemnicze.
-W porządku - pokiwała głową Rita. - Będę mieć oczy szeroko otwarte.
-W porządku - pokiwała głową Rita. - Będę mieć oczy szeroko otwarte.
W
chwili przekroczenia granic zamku, Margarita poczuła się tak, jakby
zostawiła tam część siebie. Choć była pewna, że szybko nie
zatęskni za jego zimnymi murami, wydawało jej się, że właśnie
zamyka jakiś rozdział. Nie była jednak świadoma tego, że w
rzeczywistości rozpoczyna kolejny. Starała się za siebie nie
oglądać, ale to było silniejsze od niej. Czuła się tak jak przed
wieloma miesiącami, gdy miała nadzieję, że ojciec wyjdzie jej na
pożegnanie. I tym razem się na nim zawiodła.
Kątem
oka spoglądała na Edwarda, który stał tyłem do zamku,
przeciągając się. Uśmiechnął się do Mahori'ego.
-Od
razu lepiej, gdy znów mogę czytać w myślach – powiedział
– czuję się tak, jakbym odzyskał słuch.
Brat
Rity prychnął cicho.
-Nie
narzekałem na twoją mentalną głuchotę – zaśmiał się –
szkoda, że wyzdrowiałeś.
To
był wyjątkowo zachmurzony dzień. Chmury wydawały się ogromnie
ciężkie i powoli przesuwały się po niebie. Do zachodu słońca
pozostało jeszcze kilka godzin. Jednak, dzięki tak smutnej pogodzie,
nikt z nich nie musiał przejmować się promieniami słonecznymi.
Każdy dostał od strażników mały plecak z
najbardziej potrzebnymi rzeczami. To był miły gest, ale Rita była
pewna, że szczotka do włosów nie przyda jej się w chwili
zagrożenia życia. Miała na sobie czarne spodnie i długą
niebieską bluzkę z dekoltem w serek. Włosy związała w wysoki
kok, ciesząc się, że już nie będą jej we wszystkim
przeszkadzać. Wiedziała, że jej ojciec wolał, kiedy miała rozpuszczone. Od zawsze nosiła je puszczone, kiedy był w pobliżu. Nic nie mogła na to poradzić. Jakaś jej mała część chciała, by był z niej w jakikolwiek sposób dumny. Nawet z tak banalnego powodu.