Tak
naprawdę to nie było żadnego wyboru. Dracula dobrze wiedział, że
tylko ktoś chory psychicznie nie przyjąłby takiej możliwości.
Tonący chwyci się nawet brzytwy.
Od
tamtego czasu jedynym poważnym problemem oddalającym ich od
sukcesu, był brak odpowiedniego wampira, który mógłby ich
przemienić. Od lat obowiązywała stanowcza i surowa zasada, że
nikt nie może za bardzo zbliżyć się do rodzeństwa. W pałacu
znajdowały się wampiry pijące tylko ludzką krew, które
prawdę mówiąc nie dałyby rady nawet dłużej z nimi
porozmawiać. Jednak w końcu, po kilku tygodniach poszukiwań,
natknięto się na idealnego kandydata. Był nim doktor Carlisle
Cullen.
Może
wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby Dracula choć raz wziął
pełną odpowiedzialność za to co stworzył i sam przemienił
własne dzieci. Jeśli ten jeden raz zachowałby się właściwie i
po ojcowsku, nic złego mogło się nie zdarzyć.
Wszystko
wskazywało jednak na to, że Cullen był perfekcyjnym kandydatem.
Sam nigdy nie pił krwi ludzkiej i nie zabił ani jednego człowieka, a w dodatku
nie byliby pierwszymi, których miałby przemienić.
Od
tamtej chwili już nic nie stanowiło przeszkody dla Draculi.
Wystarczyło jedynie machnąć ręką, by do zamku natychmiast
sprowadzono samolot odpowiedni na taką długą podróż, a także
znaleźć odpowiednie wampiry, które zajęłyby się jego
zasileniem.
Ojciec
nie wyszedł im na pożegnanie, a Rita złapała się na tym, że
gdzieś w środku pragnęła, by to zrobił. Są w końcu jego jedyną
rodziną. Oprócz tego nie było do końca wiadomo czy w ogóle dożyją następnego spotkania. Kiedy ostatni raz spojrzała na mury pałacu,
Dracula nie wyglądał przez żadne okno. Nie machał im na
pożegnanie, wydawał się całkiem o nich zapomnieć. Zupełnie jakby odłożył
ich na później, nie zawracając sobie nimi głowy.
Zastanawiała się jak wiele ludzi musiało go opuścić, by straciło
to dla niego znaczenie.
Podróż
ciągnęła się w nieskończoność, ale była dla rodzeństwa
bardzo ekscytującym przeżyciem. Po raz pierwszy opuścili pałac na
tak długo. Podziwiali świat z perspektywy lotu ptaka i ciągle
rozmawiali. Nie przejmowali się tym na jaki temat mówią. Ciągnęli
te dyskusje przez całą drogę aby zatuszować strach, który
powoli ogarniał każdego z nich. Zwykli ludzie zazwyczaj nie wiedzą,
że zaraz zostaną ugryzieni przez wampira. Odwrotnie było w ich
przypadku, bo oni dosłownie sami tego chcieli.
Rita
miała cichą nadzieję, że Carlisle okaże się rozsądnym wampirem
i przyjmie rozkaz Draculi. Nie chciała być odpowiedzialna za
kolejną śmierć.
Kiedy
w końcu dotarli na miejsce, nie mogła spokojnie ustać na nogach.
Wdychała mokre powietrze lasów Forks i z zaciekawieniem
spoglądała na otaczającą ją wszechobecną zieleń. Pozostali krzątali się
wokół samolotu i rozmawiali przyciszonymi głosami.
-Nie
jesteśmy daleko. - U jej boku pojawił się Cayo i uważnie jej się
przyjrzał. - Z tobą wszystko w porządku?
Margarita
przezwyciężyła w sobie chęć głębokiego westchnięcia i
skierowała wzrok na czarnowłosego. W zwykłym ludzkim ubraniu
wyglądał bardzo nienaturalnie, ale rozumiała czemu się przebrał.
Ona sama nigdy nie czuła się sobą w swojej czarnej szacie.
-Bywało
lepiej – przyznała, wzruszając ramionami. - Choć muszę
przyznać, że gorzej chyba jeszcze nie.
Cayo
uśmiechnął się pod nosem i splótł ręce na piersi,
opierając się plecami o konar grubego drzewa.
-Jesteś
jeszcze młoda – stwierdził. - A zważając na to kim jesteś, w
życiu spotka cię jeszcze wiele niemiłych rzeczy.
Margarita
wzniosła oczy ku niebu i głęboko odetchnęła. Uwielbiała, gdy
dawał jej rady.
Ich
rozmowę przerwał dziwny hałas dochodzący z ich prowizorycznego
obozu. Rita od razu odwróciła w tamtą stronę głowę i w
tej samej chwili poczuła jak opada na ziemię, popchnięta przez
Caya. Uderzyła głową w jedno z drzew, kilka metrów od
miejsca, w którym stała. Poczuła tępy ból z tyłu
czaszki, a w ustach metaliczny smak. Nie miała siły wstać.
Otworzyła oczy odpędzając od siebie majaczące ciemne plamy i
poczuła gorącą ciecz spływającą jej na plecy. Tylko tego
brakowało. Krew była zdecydowanie ostatnią rzeczą jaka mogłaby
jej się przydać w pobliżu tuzina krwiopijców. Zmrużyła
powieki i dojrzała przed sobą szybko poruszające się postacie.
Nigdzie nie widziała Mahori'ego. Zmusiła się do tego żeby wstać
i dłonią odgarnęła włosy przyklejone do twarzy. Były lepkie od krwi.
Na pewno wydarzyło się coś złego. Od zawsze
wiedziała jak szybkie potrafią być wampiry, ale nigdy nie widziała
ich w akcji. Nie miała pojęcia czemu wszyscy ze sobą walczą. Czy
któryś z nich zbuntował się przeciwko rozkazom Draculi?
Powoli,
czując ból w czaszce, zbliżyła się do pola
walki. Może nie powinna była tego robić cała umazana we krwi, ale wtedy najważniejsze dla niej było to, że musiała odnaleźć swojego brata. Starała się
nie zwracać uwagi na odgłosy dochodzące z niedaleka, które
przyprawiały ją o dreszcze.
-Rita!
- Z niedaleka usłyszała głos Mahori'ego i poczuła jak ktoś
ciągnie ją za rękaw. Nim zdążyła wyrwać dłoń zauważyła,
że to właśnie był jej brat. Wyglądał przeraźliwie blado i
mocno trzymał się za ramię. Margarita natychmiast przy nim
uklęknęła i pomogła mu usiąść.
-Co
się stało? - zapytała, uważnie mu się przyglądając. – Ktoś cię ugryzł?
Mahori
pokręcił głową.
-Jeden
ze strażników nie wytrzymał i rzucił się na
mnie – odpowiedział – ale Otis go powstrzymał.
Rita
miała zamiar kiwnąć głową, ale nagle poczuła czyjeś silne ręce
na swoich ramionach. Wrzasnęła, kiedy rudowłosy wampir podniósł
ją i obrócił w swoją stronę. Wszystko działo się bardzo
szybko, ale Rita domyślała się co zaraz się stanie, jeśli czegoś
nie wymyśli. Użyła całej swojej siły żeby wyplątać się z
jego ramion, ale kiedy w końcu jej się to udało, wampir machnął
ręką, odpychając ją kilka metrów dalej. Poczuła silny ból
w prawym ramieniu i wiedziała, że w obecnym stanie nie ma z nim najmniejszych szans. Kątem oka widziała jak za wampirem podnosi się Mahori i
odrywa od samolotu kawałek blachy. Kiedy zamachnął się nim na rudowłosego, jego głowa nienaturalnie się wykręciła. Na ustach Mahori'ego
pojawił się triumfalny uśmiech, ale już po chwili zniknął, a on zatoczył się, ponieważ inny wampir podciął mu nogi. Dopiero po chwili Rita
zorientowała się, że krzyknął jej imię. Zerwała się z
miejsca, by pomóc bratu, ale tuż przed nią znikąd pojawił
się kolejny nieśmiertelny. Nadal miał na sobie pałacową, brązową
szatę, ale nie wyglądała już najdostojniej, porozrywana w kilku
miejscach. Wampir, który przed nią stał, wcale nie sprawiał
wrażenia spragnionego, raczej na bardzo zdenerwowanego. Był od niej
o głowę wyższy, ale nie wyglądał jeszcze dorośle. Nie
mógł mieć więcej niż osiemnaście lat, kiedy został
przemieniony. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a ciemne brwi
ściągnięte. Czekoladowe loki spadały mu na czoło i oczy. Rita
majacząc ucieszyła się, że zabije ją jeden z przystojniejszych
wampirów, jakie do tej pory spotkała.
Nieśmiertelny
mocno złapał ją za ramiona i delikatnie potrząsnął.
-Musisz
natychmiast stąd uciekać – powiedział pewnym głosem –
Cullenowie mieszkają kilka kilometrów dalej, kieruj się na
północ.
Na
początku nie ruszyła się z miejsca, nie mogła otrząsnąć się z
wrażenia, że zapomniała o czymś ważnym.
-Ale
Mahori...- wychrypiała, mrugając i starając się wyostrzyć sobie wzrok i spojrzała
w czerwone tęczówki wampira.
-Pomogę
mu, obiecuję - westchnął brunet i zerknął za siebie, szukając
brata Rity. - A teraz biegnij, szybko!
Popchnął
ją do przodu i zniknął zanim zdążyła mu podziękować.
Przemieszczała
się z trudem, czując przytłaczający ciężar swojego poranionego
ciała. W ustach miała metaliczny posmak krwi. Policzki piekły ją
od licznych zadrapań. Oddychała płytko i szybko, męcząc się i chcąc
odbiec jak najdalej od pobojowiska. Z rozbawieniem wyobraziła sobie
reakcję jej ojca na wieści o tej sytuacji. Zastanawiała się w duchu czy jeszcze
kiedykolwiek zobaczy kogoś z tamtych wampirów w jednym
kawałku.
Kiedy
już odbiegła na tyle daleko, że słabiej czuła zapach wszystkich strażników i wampirów,
postanowiła się zatrzymać. Nie miała siły stać na nogach, więc obiecała
sobie, że usiądzie tylko na chwilę, a potem pobiegnie dalej. Lecz gdy tylko opadła plecami na ziemię, straciła przytomność.
Dopiero
po chwili, kiedy świat zaczął wirować i zmieniać kształty, przypomniała sobie,
że to wszystko jest wizją jej przeszłości, a nie czymś co dzieje się aktualnie.
Kiedy otworzyła oczy, okazało się, że nadal leży na podłodze w swoim pałacowym pokoju. I choć od tych wszystkich wydarzeń związanych z zamkiem minęło kilka długich miesięcy, zdawało jej się, że życie z Cullenami trwało zaledwie jeden krótki, piękny sen.
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Zapewniam, czytam każdy rozdział, tylko nie mogę dodawać komentarzy przez swój telefon, a niekiedy właśnie tylko w ten sposób łączę się ze światem :P
OdpowiedzUsuńJak mówiłam - masz świetne pomysły i tylko tak dalej, a czytelników będzie przybywać :)
Ah, nie dziwię się, że Rita tęskni za Cullenami. Jak można ich nie kochać? xD
Pozdrawiam i życzę weny
Ania
Co to było ?!?!
OdpowiedzUsuńtaka szybka akcja, że ledwo zarejestrowałam co się dzieje.
Super, ale trochę się pogubiłam,
co to było?
ta walka, wyjazd?
jakby wspomnienia z przeszłości...
Nie mogę się doczekać nn
Do napisania
Kisielek
Aaaa o to chodzi....
Usuńnie kontaktuje jakoś dzisiaj,
to na pewno przez te misio-żelki,
PAMIĘTAJ NIGDY NIE JEDZ ŻELKÓW Z TESCO!
Cudowne *.* Więc to wszystko było planowane, tylko nikt nie przewidział, że strażnicy stracą nad sobą panowanie! Ach, coraz bardziej zaskakujesz i chwała ci za to po prostu. Rozdział idealny pod każdym względem, zwłaszcza dynamiczny opis ataku i tego, co przytrafiło się rodzeństwu. Normalnie widziałam to przed oczami, a to już coś znaczy!
OdpowiedzUsuńSerio moja opinia tyle dla ciebie znaczy? Ach, bo się zarumienię... =) Tak czy inaczej, jestem coraz bardziej zaintrygowana tym, co będzie dalej. No i wciąż zastanawiam się, co będzie z Cullenami. Margarita i Mahori ich pokochali, a kto wie, jak do tego wszystkiego podchodzi Dracula. W końcu matkę dzieci uznał za taką tam zużytą rzecz, więc co tutaj mówić o wampirzej rodzinie...
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na więcej - zdecydowanie więcej...
Nessa ^^
Zapraszamy na nn ;D
OdpowiedzUsuń