Rozdział 15

Jeszcze wiele tygodni po tym, gdy wizje zniknęły, Margarita i Mahori nie potrafili nikomu wyjaśnić przez co dokładnie wtedy przeszli.
Po przełknięciu gęstego płynu przez ciało Rity przeszły silne dreszcze, które natychmiast zwaliły ją z nóg. Nie mogła zrozumieć jak mogła być aż tak głupia i lekkomyślna dobrowolnie wypijając tamtą miksturę. Szumiało jej w uszach i miała wrażenie, że cały zamek wiruje. Nie potrafiła złapać równowagi, jakby jakieś silne ręce ciągle ciągnęły ją w dół i mimo prób upadała na podłogę. Pociemniało jej przed oczami i choć starała się z całych sił tego nie robić, w końcu zamknęła powieki. Na początku zrobiło jej się niedobrze, ale po chwili to uczucie płynnie przeszło w silny głód. Była pewna, że jeszcze nigdy wcześniej nie była tak spragniona. Mocno drapało ją w gardle.
Po chwili do jej uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk, jaki może wydawać tylko ludzkie serce. Czuła się tak, jakby z każdej strony otaczały ją żyły i tętnice, z których mimo woli  nie może wyssać ani kropli krwi. Spanikowana próbowała otworzyć powieki i odpędzić od siebie tą dziwaczną wizję, ale gdy tylko to zrobiła, zobaczyła przed sobą ciemność. Kolorowa komnata zniknęła, a zastąpiło ją słabo oświetlone pomieszczenie. Zamrugała kilka razy dziwiąc się w duchu, bo jako wampir jeszcze nigdy nie miała jakichkolwiek problemów z widzeniem w ciemności. Kiedy obraz trochę się wyostrzył, jak zza mgły zobaczyła przed sobą dużą salę szpitalną. Od razu można było stwierdzić, że wciąż znajduje się w zamku. Jednak oprócz zwykłego wyglądu zimnej, surowej pałacowej komnaty, tamten pokój zdecydowanie był izbą szpitalną. Wszystko wyglądało prawie dokładnie tak samo jak w szpitalu, w którym pracował Carlisle. Na środku komnaty stał duży stół operacyjny, a przy nim różnej wielkości drewniane półki. Na blacie leżało coś dużego, ale wszystko było tak bardzo zamazane, że nie mogła rozpoznać co to takiego.
Na pierwszy rzut oka całość wyglądała w porządku, bez jakichkolwiek niepokojących obrazów, ale już w następnej sekundzie obraz się wyostrzył, co rozmyło wszelkie wątpliwości.
Ciemną masą leżącą na stole okazała się młoda kobieta. Jej serce biło bardzo słabo, ale Rita była pewna, że to właśnie ten puls przed chwilą doprowadzał ją do szału.
Stolik był zakrwawiony, wszędzie leżały porozwalane przybory medyczne i pachniało krwią. Dopiero wtedy do uszu Rity doszły wrzaski niosące się po całej komnacie i zauważyła śmiertelnych lekarzy krążących po komnacie. Byli przerażeni i krzyczeli głośno, tak jakby się czegoś mocno obawiali. Margarita wstała, czując, że nic już jej nie trzyma i nieco zgarbiona oparła się o ścianę niedaleko od nich, ale tamci nie zwracali na nią żadnej uwagi. Potwierdzało to jej przeczucie, że jest tylko biernym obserwatorem całej sytuacji, nawet jeśli odważyłaby się pomóc tamtej kobiecie, nic nie mogłaby zrobić. Nie wiedziała dlaczego, ale wcale nie miała ochoty na nią spoglądać, choć musiała przyznać, że było w niej coś dziwnie znajomego i przyciągającego.
Kiedy uniosła się na palcach, w końcu zobaczyła ją w pełnej krasie. Jej ciało było wychudłe i wyniszczone, co psuło pierwsze wrażenie. Skórę miała całą oblepioną dużą ilością krwi, ale pomimo tego widać było, że jest mocno opalona. Mimo, iż była człowiekiem i miała kilka niedociągnięć w urodzie, jej twarz wyglądała na bardzo delikatną i zadbaną. Krótkie, czarne włosy dodawały jej uroku. Miała na wpół przymknięte powieki, więc Rita nie do końca wiedziała jakiego koloru są jej oczy. Czerwone i pełne usta były wykrzywione w niemym okrzyku, co wyglądało tak upiornie, że Margarita miała ogromną ochotę natychmiast stamtąd uciekać. Kiedy spojrzała trochę niżej, aż zakręciło jej się w głowie. Sukienka czarnowłosej kobiety była rozerwana w kilku miejscach, a jej naga skóra poznaczona śladami licznych ugryzień. Nie były to jednak największe skazy na jej ciele. Ktoś okropnie ją skrzywdził, rozcinając jej brzuch, wycinając na nim ogromną, ziejącą dziurę.
Kiedy to zobaczyła cofnęła się obrzydzona i ponownie spojrzała na miotających się po sali ludzi. Miała ochotę pomścić tą biedną dziewczynę, zabijając jej oprawców.  Choć się starała, nie mogła zrozumieć nic z tego co wykrzykiwali śmiertelnicy, ale zauważyła, że każdy z nich omija jedyną część komnaty, która znajduje się poza zasięgiem jej wzroku. Widziała takie sceny w horrorach. W takich momentach zawsze okazuje się, że upiór stał cały czas tuż za głównym bohaterem, czekając spokojnie aż tamten domyśli się prawdy.
Zdrętwiała ze strachu, w głowie usilnie przekonywała samą siebie, że nie jest prawdziwą częścią tej historii. Cokolwiek za nią stało i jakkolwiek byłoby przerażające, nie mogło jej ani zobaczyć, ani zranić. Wziąwszy uprzednio głęboki wdech trochę się uspokajając, powoli odwróciła się tyłem do lekarzy. Kilka metrów za nią, w ciemnym kącie komnaty stało dwoje małych dzieci, całkowicie umazanych krwią. Margarita wrzasnęła i natychmiast zakryła sobie usta rękoma. Choć nie jadła niczego od bardzo dawna, nagle zrobiło jej się niedobrze i miała wrażenie, że naprawdę zaraz zwymiotuje. Kawałki układanki nagle dziwnie się powyginały i już do siebie nie pasowały.
Po raz kolejny tamtego dnia straciła równowagę i nie znajdując nigdzie oparcia, upadła na podłogę prosto w czerwoną kałużę, a jej ubrania obryzgała krew martwej już kobiety. Nie chciała domyślać się prawdy, która powoli i coraz mocniej zatruwała jej umysł, i ciało. Im dłużej przyglądała się tamtym istotom, tym bardziej była pewna swoich domysłów. Czuła silne obrzydzenie, ale wiedziała już, czemu oglądała właśnie tę wizję. Ponieważ na tamtej chłodnej, kamiennej podłodze, siedziało dwoje dzieci – chłopiec i dziewczynka. Cudownie nieświadome tego, co właśnie zrobiły i w spokoju uśmiechające się do siebie. Obserwowały spanikowanych, miotających się po sali ludzi swoimi dużymi, mocno białymi oczyma.
Margarita złapała się za głowę i szukając pomocy zaczęła głęboko oddychać, ale tlen nie dostarczył jej nawet najmniejszej ulgi. Chciała cofnąć się w czasie, znaleźć swojego brata i czym prędzej uciec z zamku. W przypływie paniki zaczęła strzepywać z siebie krew własnej matki, a w uszach ciągle słyszała dudniące bicie jej serca.
Nagle wszystkie krzyki ucichły, a Rita poczuła, że w pokoju jest teraz więcej osób. Kiedy spojrzała na komnatę zobaczyła pobojowisko ciał, bladych i wyssanych z ostatniej kropli krwi. Przy drzwiach wyjściowych stało kilkoro wampirów w ciemnoczerwonych szatach, jakich Rita jeszcze nigdy nie widziała. Nie byli umazani krwią, ale można było się domyślić, że to właśnie oni zabili tych ludzi. Wampiry stały prosto na baczność, a po chwili odsunęły się od drzwi, pozostawiając obok siebie pustą przestrzeń.
Właśnie wtedy przez próg przestąpiła wysoka i smukła postać ubrana w czarną szatę. W chwili, kiedy jeden z wampirów zamknął drzwi, wampir powoli zsunął ze swojej głowy kaptur. Jego dłonie były białe jak mleko, a palce długie i kościste. Twarz miał bardzo bladą i poważną. Czarne włosy, całkowicie proste i długie do ramion, miał zaczesane do tyłu. Wysoko położone ciemne brwi dodawały mu elegancji, ale wyglądały trochę nienaturalnie. Kości szczęki miał wyraźnie widoczne, a cienkie usta rozciągnięte były w delikatnym, choć niemiłym uśmiechu. Jego oczy były bardzo ciemne, a Ricie wydawało się, że gdyby patrzyła w nie jeszcze odrobinę dłużej, wessałyby ją do środka. Poruszał się bardzo zwinnie i bez trudu, co sprawiało, że pozostałe wampiry wyglądały przy nim niezgrabnie. Rozłożył szeroko swoje długie ramiona i skierował wzrok na dwójkę małych istot siedzących na końcu komnaty. Jeden z nieśmiertelnych po jego prawej wysunął się trochę do przodu, jakby deklarował się, że może go przed nimi ochronić. Zaciekawione dzieci patrzyły na nowo przybyłych swoimi wielkimi oczami. Wampir w czarnej szacie jednak wcale nie okazywał choćby najmniejszego strachu czy zwątpienia. Wydawał się nawet nie czuć silnego zapachu krwi od martwej kobiety. Zerknął na nią jednak i lekko skinął na swoich towarzyszy.
-Zabierzcie ją stąd – rozkazał. - Jej zadanie dobiegło końca.
Jego głos, wysoki i czysty, wydawał się przenikać całe pomieszczenie. Natychmiast na jego rozkaz zerwało się z miejsca dwóch nieśmiertelnych i wynieśli czarnowłosą z pomieszczenia. Wysoki wampir nie wyglądał na poruszonego stanem kobiety. Znowu skierował swoje czarne oczy na młodziutkich Margaritę i Mahori'ego. Zbliżył się do nich kilka kroków, a oni nie spuszczali z niego oczu. Równocześnie ze swoim panem poruszali się jego poddani, nieufnie spoglądając na dziką dwójkę.
Czarnowłosy zlekceważył ich i smukłą dłonią wskazał na małe istoty, które wydawały się trochę większe niż kilka minut temu.
-Zaniesiecie je teraz do komnat – powiedział rozkazującym tonem głosu. - Dopóki wyraźnie na to nie pozwolę, nikt nie może się o nich dowiedzieć.
Natychmiast rozległy się głośne przytakiwania i potwierdzenia wierności. Ostrożnie, ale sprawnie wampiry zbliżały się do małych istot.
-Witajcie, moje dzieci! - wykrzyknął dumnie wysoki wampir, wznosząc ramiona do góry, kiedy nieśmiertelni unieśli ich w powietrze, chroniąc się przed małymi ząbkami. - Witajcie, pierwsi potomkowie Draculi!
Cała wizja nagle się rozmyła, a Rita poczuła dziwne mrowienie w karku. Miała wrażenie, że zmiażdżyła ją jakaś ogromna skała i nie może spod niej uciec. W jej głowie kłębiło się tak dużo pogmatwanych myśli, że prawie nie zauważyła kiedy wszystko zniknęło. Nie wiedziała jak powinna zareagować na te wieści. Powinna się teraz rozpłakać czy może roześmiać? Wydawało jej się, że to wszechświat robi sobie z niej żarty. Przez kilka miesięcy codziennie wyobrażała sobie swoje życie przed przemianą. Widziała siebie jako zwykłego człowieka, uczęszczającego do szkoły z normalnymi, trochę nudnymi ludźmi. Była pewna, że przeżyła kiedyś pierwszą, tragiczną miłość i miała złamane serce. Przedstawiała sobie siebie jako buntowniczkę chcącą naprawić świat. Miała nadzieję, że gdzieś daleko czekają na nią ją jej zatroskani rodzice.
Rzeczywistość była jednak czymś całkowicie sprzecznym z jej marzeniami. Nie miała pojęcia kim tak naprawdę była ona i jej brat, ale to tylko doprowadzało ją do większej rozpaczy. W największych koszmarach nie wyobrażała sobie, że kiedyś była istotą w  połowie ludzką, a w połowie wampirzą. Nie wiedziała, że rodząc się, w okropny sposób zabiła swoją matkę. Wolałaby przez następne tysiąc lat żyć w niewiedzy. Wiedziała już, że ciężar tej przerażającej zbrodni będzie z nią do końca jej istnienia. Czuła się tak jakby coś rozrywało ją od środka. Zaczęła głęboko oddychać, łapczywie wciągając do płuc gęste powietrze. Ponownie szukała w nim ratunku, ale jak zwykle tlen nie przyniósł jej wytchnienia.
Kiedy ponownie otworzyła oczy, wizja się zmieniła.

7 komentarzy:

  1. O mój Boże... O mój Boże... No... Tego to ja się nie spodziewałam...
    I ty śmiesz mówić, że Twoje opowiadanie jest w choćby maleńkim stopniu gorsze od mojego?! :P Ten rozdział jest po prostu... niesamowity. Nie ma innego słowa, by to określić. Całe to "wspomnienie" jest jakby wyciągnięte z jakiegoś horroru i... to mi się podoba :) Widzę, że poruszasz te same problemy co ja w swoim opowiadaniu. Margarita będzie na pewno wstrząśnięta, że zabiła swoją matkę i to w tak okrutny sposób.
    Już nie mówiąc o tym tajemniczym "wykonała swoje zadanie", co na prawdę mnie zaintrygowało :)
    Przyznam się szczerze, że nawet kiedyś brałam pod uwagę napisanie czegoś, gdzie ludzie np. znajdują kobietę w ciąży z wampirem i przeprowadzają na niej badania i takie tam... To były tylko gdybania, a tutaj widzę, że problem zażegnany, bo wszyscy lekarze zostali zabici. Niemniej BARDZO ciekawy rozdział i znów chyba odważę się na stwierdzenie, że najlepszy jak do tej pory. Mógł nie spodobać się... bardziej wrażliwym, ale dla mnie był idealny i proszę o więcej takich ;)
    No i oczywiście jeszcze ten Drakula O.o Tutaj naprawdę SZOK. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. Czyżby opowiadania o tym legendarnym wampirze nie były wyssane z palca? :D
    Pozostaje mi więc czekać do następnego rozdziału i, wierz mi, jeszcze nigdy nie robiłam tego z taką niecierpliwością :)
    Pozdrawiam i życzę kolejnych świetnych pomysłów
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak już pisałam ci w male'u, pomysł z Draculą jest powalający. Czytałam książkę i nie żałuję, chociaż język Stokera czasami dobija, więc tym bardziej jestem zafascynowana tym, jak ty przedstawisz tę postać.
    Rozdział fantastyczny pod każdym względem. Wspomnienie powala na kolana i sprawia, że chce się jeszcze więcej. Uwielbiam takie krwawe sceny, bo to po prostu jest prawdziwe - tak wyglądałby każdy poród, jeśli w porę nie wyjmie się pół-wampirzego dziecka. Zwłaszcza, kiedy kobieta jest po prostu marnym człowiekiem.
    Spodziewałam się wielu rzeczy, ale zdecydowanie nie tego, że Margarita i Mahori mają TAKĄ przeszłość. Dzieci Draculi, które zostały tak brutalnie potraktowane i straciły pamięć, bo... Właśnie, dlaczego? Wierzę, że kolejne wspomnienie(-a) to wyjaśnią, bo jestem bardzo ciekawa co doprowadziło rodzeństwo do stanu w którym znalazł ich Carlisle. Przecież nie bez powodu teraz zostali odnalezieni, dlatego zakładam, że "kochany tatuś" postanowił zatroszczyć się o rodzinę i jakoś bliźnięta wykorzystać...
    Ach, tyle pytań - tak mało odpowiedzi. Za to właśnie uwielbiam twoją historię, a teraz nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuuper, dzieci Drakuli
    tego jeszcze nie było, albo nie czytałam...
    Ogólnie fajnie opisałaś emocje i przeżycia Margarity
    tak samo jak miejsca
    nie mogę się doczekać nn ;D
    Do napisania
    Kisielek

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początek bardzo przepraszam, że dopiero teraz, ale nieoczekiwany przyjazd rodziny popsuł mi cały grafik, po prostu tydzień w plecy ;) No, ale jestem już na bieżąco, z czego ogromnie się cieszę.
    Wiesz, tak się zastanawiam czy po tym rozdziale jestem w stanie coś wykrztusić... Chyba nie bardzo.
    Zwyczajnie padłam i nie wstanę. No, tego to się za Chiny nie spodziewałam. Margarita i Mahori dziećmi Draculi. Coś nieszablonowego i tyle. Z tym, że z tego wychodzi, że nie są oni wampirami tylko hybrydami... Hmm... to się robi coraz bardziej wciągające. No i gdzie jest ten wspaniały tatusiek? Czyżby pogłoski o śmierci tego wielkiego hrabi, to jednak prawda? Scena porodu i wygląd tej kobiety opisane strasznie prawdziwie i nawet nie wiem, kiedy to wszystko się skończyło. Ach... no co ja mogę więcej powiedzieć? Może to, że według mnie to jedne z najlepszych i najdłuższych ;) rozdziałów na tym blogu?
    Pozdrawiam i więcej takich notek życzę,
    Olka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, przepraszam, że dopiero teraz informuję, ale zupełnie mi z głowy wyleciało... Nieważne, w każdym razie gorąco zapraszam na bardzo spóźniony rozdział dziesiąty!

      Usuń
  5. O w mordę jeża! Ich TATUŚ TO DRAKULA?! To straszne!!!!!!!! Ale co on teraz od nich chce? Może chce z ich pomocą załatwić naszych ,,kochanych'' Volturich? Haha, ale by była jazda! XD
    Rozdział zarąbisty! Cudny! Wyrąbany w kosmos!

    Czekam na NN
    Niech wena bd z Tobą ^^
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń