Po
dwóch dniach oczekiwania, nagle w domu zrobiło się znacznie ciszej. Na
górze, przy łóżkach przybyłych zmianę miała Rosalie i natychmiast zawołała pozostałych. Edward pojawił się
na górze jako ostatni i kiedy przekroczył próg pokoju
trochę zakręciło mu się w głowie od ostrego zapachu krwi. Od razu
zauważył, że wybudził się chłopak. Zaskoczyło go to trochę,
bo to dziewczyna była ugryziona jako pierwsza. Starał się
jak mógł, ale myśli chłopaka były teraz zbyt zagmatwane, by
cokolwiek mógł z nich zrozumieć.
Carlisle
odezwał się bardzo spokojnym głosem, starając się nie
przestraszyć chłopaka.
-Witaj,
nazywam się Carlisle Cullen, a to moja rodzina – wskazał
delikatnym ruchem ręki na zgromadzonych w pokoju.
Chłopak
wyprostował się bardzo szybko. Dopiero teraz było widać jak
naprawdę wygląda. Miał kruczoczarne włosy, gęste i zmierzwione.
Był wysoki, a pod koszulką widać było zarysowane mięśnie. Jego
wzrok błądził po całym pokoju i zatrzymywał się na każdym z
Cullenów. A jego oczy...
-Są
całkiem białe...-wyszeptała Rose ze zdziwieniem. Rzeczywiście - tęczówki chłopaka były śnieżnobiałe z czarną obwódką. Każdy był lekko
zbity z tropu i trochę zagubiony. Taki przypadek spotykali po raz
pierwszy.
Wszystko
szło jak z płatka, doktor starał się jak najprościej i
delikatniej wyjaśniać nowo narodzonemu kim się stał i dlaczego.
Wtedy
chłopak zorientował się, że od kilku sekund stoi w jednym
miejscu, więc obrócił gwałtownie głowę i zauważył swoją
towarzyszkę, która chociaż już nie krzyczała, i nie
ruszała się z bólu, to jednak wciąż wyglądała na martwą. Jego
oczy otworzyły się szeroko, bardzo szybko doskoczył do łóżka
dziewczyny i zaczął nią potrząsać. Nim Edward zdążył do niego dobiec, dziewczyna otworzyła oczy. Jej serce przegrało walkę
z jadem. Zerwała się i przez chwilę stała nie ruchomo, nie mogąc
poradzić sobie z zaistniałą sytuacją.
Była
przepiękna, jej włosy wzmocniły się i delikatnymi lokami opadały
jej aż do bioder. Miała duże oczy okolone długimi rzęsami. Blada
skóra kontrastowała z kolorem włosów i z pełnymi
czerwonymi ustami. Jej lekko zadarty nosek i delikatnie wygięte uszy
sprawiały, że jej uroda była trochę elfia. Tęczówki
dziewczyny miały tę samą jasną barwę co chłopaka.
Esme
była nieco zaskoczona rozwojem akcji, ale nie chcąc by sprawy
potoczyły się nie zgodnie z planem i aby nie doszło do niczego złego,
postanowiła jakoś temu zaradzić.
-Spokojnie
– powiedziała łagodnie i założyła kosmyk włosów za ucho. – Jesteście w bezpiecznym miejscu. Nic
wam tu nie grozi.
Nowo
narodzeni spojrzeli na kobietę jednocześnie. Edward starał się z
całych sił zebrać z ich myśli jakieś przydatne informacje, ale w
ogóle mu się to nie udawało.
-Wiemy,
że ta cała sytuacja może być dla was bardzo niepokojąca –
kontynuowała – ale to całkiem normalne. Kilka dni temu
Carlisle – wskazała na męża - znalazł was całych
zakrwawionych i pobitych. Przyniósł was tutaj i zmienił w
wampiry.
Chłopiec
i dziewczyna spojrzeli na siebie z przerażeniem w oczach starając
się wszystko sobie przekalkulować.
-Każdy
z tutaj obecnych jest wampirem - wyjaśniał Carlisle i posłał żonie wdzięczne spojrzenie. – Ale my
żyjemy inaczej. Nie zabijamy ludzi, żywimy się wyłącznie krwią
zwierzęcą.
Dziewczyna
spoglądała na Cullenów z zainteresowaniem, cały czas
odczuwała niemiłosierne palenie w gardle. Z drugiej strony do
wszystkich jej zmysłów docierało teraz mnóstwo
innych bodźców i nie miała pojęcia, na czym powinna się skupić.
Chłopak
patrzył ze strachem na swoje dłonie i ciało, było takie silne i
blade. Ręce miał gładkie, a kiedy przejechał palcami po włosach
wyczuł zmianę w ich strukturze. Widział teraz tak dużo różnych
rzeczy. Patrzył także na swoją siostrę, ciesząc się, że nie został sam. Nie wiedział jeszcze za bardzo co teraz z nimi będzie i co
gorsza nie mógł sobie za nic przypomnieć czegokolwiek sprzed
przemiany, ale i tak zrobiło mu się lżej, gdy uświadomił sobie,
że ma ją blisko siebie.
Dziewczyna
wzięła głęboki wdech i pomimo dostarczenia powietrza do organizmu
nie poczuła ulgi. Spróbowała przez chwilę nie oddychać i
wcale nie odczuła potrzeby zaczerpnięcia powietrza.
-Mam
na imię Margarita – powiedziała melodyjnym głosem i przyłapała
się na tym, że przez chwilę sama się nim zachwyciła. Poczuła w sobie
wielką energię, miała ochotę biegać i skakać.
Rosalie
ucieszyła się z rozwoju akcji. Bała się, że przybyli uciekną ze
strachem i nigdy już ich nie zobaczy. Była bardzo ciekawa ich
historii.
-To
jest Edward, Rosalie, Emmett i Esme – wskazywał po kolei doktor. –
A ja mam na imię Carlisle.
Margarita
spróbowała się uśmiechnąć, spojrzała na brata i ponownie się odezwała.
-To
jest mój brat bliźniak, Mahori.
-Skąd
przybyliście? Jak znaleźliście się w lesie? - zapytał w końcu
Emmett czując, że już dłużej nie wytrzyma w niewiedzy. Zignorował karcące spojrzenie Esme.
-Byliśmy
w lesie?- zdziwił się Mahori. To były jego pierwsze słowa po
przemianie. Zaskoczył siebie samego swoim głębokim tonem głosu. Z
całych sił usiłował przypomnieć sobie cokolwiek. Nic z tego,
im bardziej się starał, tym większą pustkę miał w głowie. Spojrzał przelękniony na swoją siostrę szukając u niej
wsparcia. Ta popatrzyła na niego smutno.
-Ja
też nie wiem o czym mowa – przyznała Rita. – Pamiętam
tylko, że bolało.
Esme
współczuła tej dwójce całym sercem, zapragnęła
przytulić ich i przekonać, że wszystko będzie dobrze.
Carlisle
cały czas gorączkowo rozmyślał o wszystkim, co wydarzyło się wcześniej. Nie wymyślił jednak niczego sensownego, więc powrócił
do rozmowy.
-Na
razie zatrzymacie się u nas – powiedział spokojnie - miejmy nadzieję, że w ciągu najbliższych dni pamięć wam powróci.
Mahori
zamyślił się przez chwilę. Na kilka dni...a co dalej? Gdzie się
podzieją jeśli nic sobie nie przypomną?
-Możecie
zostać z nami tak długo, jak tylko będziecie tego potrzebować – powiedział z przekonaniem
Edward.
Na
zdziwienie przybyłych odpowiedziała Rosalie.
-Edward
potrafi czytać w myślach, czasami zdarzają się takie przypadki.
Może i u was się pojawią?- uśmiechnęła się.
-To przychodzi z czasem - wyjaśnił Carlisle. - Chodzi o to, że niektóre cechy z poprzedniego życia, które były całkiem dobrze rozwinięte, jeszcze bardziej się wykształcają.
-To przychodzi z czasem - wyjaśnił Carlisle. - Chodzi o to, że niektóre cechy z poprzedniego życia, które były całkiem dobrze rozwinięte, jeszcze bardziej się wykształcają.
-Zastanawia
mnie barwa waszych tęczówek – odezwał się Edward. – Każdy nowo narodzony, którego kiedykolwiek spotkałem miał
czerwone oczy.
Rodzeństwo popatrzyło po sobie. Oni też nie wiedzieli, skąd to się wzięło.
Rodzeństwo popatrzyło po sobie. Oni też nie wiedzieli, skąd to się wzięło.
Esme
ucieszył fakt, iż ta dwójka będzie u nich mieszkać przez jakiś
czas. Pomyślała nawet przez chwilę o tym, co by było gdyby zamieszkali
z nimi na stałe.
Emmett za to myślał już o czymś zupełnie innym, przyjemniejszym. Nie lubił się martwić ani na coś czekać. Wolał dostawać wszystko od razu, bez problemów.
Emmett za to myślał już o czymś zupełnie innym, przyjemniejszym. Nie lubił się martwić ani na coś czekać. Wolał dostawać wszystko od razu, bez problemów.
-Musicie
zapolować - oznajmił wesoło i widząc ich miny zaśmiał się. -
Nie martwcie się, nauczę was wszystkiego.
-To
prawda, na pewno nieźle drapie was w gardłach – uśmiechnęła
się Rosalie, a rodzeństwo jej przytaknęło.
-Najważniejsze
byście teraz nie rzucali się w oczy żadnym ludziom. To mogłoby
się źle skończyć – oznajmił Carlisle.
Margarita
wciąż oszołomiona skinęła głową na znak, że się z nim zgadza.
Nadal nie mogła pojąć tego, co się stało. Była wampirzycą. Nie
musiała już jeść i spać, już nigdy nie będzie się męczyć i nie zabraknie jej powietrza. Cała ta nagła zmiana wydawała się jej w
równym stopniu przerażająca i ekscytująca.
Mahori
odebrał to wszystko z o wiele większym dystansem. Tak naprawdę, to
trochę się tego wszystkiego bał. Ale wiedział, że trafił na
dobre wampiry, wyczuwał to. Na razie jego największym zmartwieniem
powinno być ugaszenie pragnienia.